26 lut 2016

Oscary 2016

Rozdanie oscarowe Anno Domini 2016 robi wrażenie… przyzwoitego (choć jak na taką prestiżową nagrodę to zbyt skromne słowo). Spośród 8 nominowanych filmów 2 uważam za bardzo dobre, 2 za dobre a pozostałe 4 są średnie lub przyzwoite. Gala już w nocy z niedzieli na poniedziałek.


Najlepszy film:



 „Duży krótki” jest moim faworytem, bo jest dobrze zrealizowany (może aż za bardzo), z dobrym scenariuszem, kreacjami aktorskimi i opowiada o czymś konkretnym w konkretny sposób. Wielu ludzi zapewne wciąż nie do końca rozumie, skąd wziął się wielki kryzys światowy XXI wieku. Ten film odpowiada na te pytania w możliwie przystępnej formie i możliwie rzetelnie. Scenariusz i obrazy pędzą jak błyskawica, nie ma zatem czasu na nudę. Czytałem na Fb opinię, że film i tak jest za trudny dla laika. Zatem, nie dziw się laiku, że będziesz (lub jesteś) przekręcany przez tych, którzy wiedzą co w trawie piszczy. Znajomość funkcjonowania rynku jest dziś umiejętnością niezbędną, jak pisanie, czytanie i liczenie. Jak tego nie wiesz, to potem płaczesz i pikietujesz.



Oczywiście, można filmowi zarzucić, że jest trochę jak teledysk i pewne kwestie upraszcza. Jednak, bez uproszczeń mało kto dałby radę go obejrzeć. Dla mnie to przede wszystkim gorzki i szczery film, który daje do myślenia i zostaje w głowie na dłużej.



Co tu dużo pisać. „Brooklyn” to najsłabszy film w zestawieniu, który nominację uzyskał chyba głównie dzięki sprawnej machinie marketingowej (dostał już BAFTĘ za najlepszy film brytyjski). Gdyby nie dobra realizacja, kostiumy i kilka ról, mógłby śmiało zostać filmem telewizyjnym. Z melodramatu widz dostaje 90 procent „melo” i 10 procent dramatu. Zwodniczy jest także tytuł, bo Brooklyn wcale nie jest takim złym miejscem i tak naprawdę miejsce...nie ma większego znaczenia. Dla głównej bohaterki to wręcz raj (w porównaniu z jej życiem w Irlandii) – ma pracę, edukację, dach nad głową i niestereotypowego Włocha za chłopaka. Oczywiście, jest tęsknota za domem i rodziną, ale jest ona udziałem większości imigrantów zarobkowych. So what? Każdy chciałby mieć taki start w dalekim kraju. Bohaterka jest jednak na tyle sympatyczna i pozytywna, że nie sposób na nią się dąsać. Może taki był plan?



Szkoda tylko, że „Brooklyn” zajął miejsce lepszym filmom, jak np. „Trumbo” czy „Straight outta Compton”. W tym drugim przypadku akademia choć częściowo miałaby alibi za brak w nominacjach dla czarnoskórych aktorów i filmów z nimi. Od myślenia pewnie głowa boli.

Także „Sicario”, którego fanem nie jestem a nawet „Joy” Russella (chyba pierwszy jego film, który mi się podobał) bardziej zasługiwały na nominacje.


Mad Max: Na drodze gniewu

Wielki faworyt nastolatków oraz miłośników starego Mad Maxa. Nie należę ani do jednej, ani do drugiej grupy. Cóż robić. Scenariusz istnieje tutaj tylko prowizorycznie – jadą daleko hen a potem wracają. Tom Hardy wcale nie jest głównym bohaterem, bo jest nią Charlize Theron. Film za to jest totalną rozpierduchą, feerią akcji, strojów i dźwięków. Problem w tym, że mnie to już nie kręci, ale jak dla kogoś jest to „najlepszy film roku” – proszę bardzo. 


Ja niestety trochę się wynudziłem, bo ileż można się zachwycać obrazami, ale doceniam pracę reżysera (trzeba mieć wigor w tym wieku), całą scenografię i montaż. W kategoriach technicznych życzę Maxowi dużo powodzenia. No i co tu więcej napisać?


Wiele się mówiło, że „Adwokat” jest wpadką Ridley’a Scotta. Obejrzałem niedawno i musze stwierdzić, że jak „Adwokat” jest wpadką to „Marsjanin” jest klapą. „Grawitacja”, mimo że banalna podobała mi się bardziej i wyglądała… lepiej? Nie wspomnę już atakowany „Interstellar”, przy którym „Marsjanin” jest prościutkim filmem, nie dającym wiele do myślenia. Tak, wiem, że miał błędy. Ok, pohejtowałem (wyraziłem własne zdanie). Matt Damon gra postać, która (chcąc, nie chcąc) jest Robinsonem Cruzoe XXI wieku, ale gdzie mu tam do tej złożonej osobowości i wielości problemów.


Jego bohater to fajny amerykański chłopak, który aż tak bardzo nie przejmuje się, że jest hen daleko od najbliższego człowieka i cywilizacji, że jest kompletnie sam. Większości ludzi psychika siadłaby choćby na jakiś czas, ale on podwija rękawy i na własnej kupie hoduje ziemniaki (bo akurat traf taki, że jest botanikiem). Botanik, który jest na tyle elokwentny i świetnie wyszkolony, że stację naprawi i połączenie z Ziemią nawiąże – Mc Gyver na Marsie. Psychologia postaci leży i kwiczy. Jeszcze lepiej jest na Ziemii – wielka troska milionów ludzi a nawet Chińczyków, którzy odrzucają na bok animozję i odpalają Amerykanom swoją technologię i środki. Pokojowy Nobel dla rozbitka z Marsa. Podobała mi się za to akcja ratunkowa, dla której jego koledzy i koleżanki olali rozkazy, zeszli w kursu a on sam wykazał się kolejnymi umiejętnościami. No i fajna pustynia na Bliskim Wschodzie.


Steven Spielberg odrobił lekcje, czyli jak zawsze: poprawnie politycznie (no, trochę krytyki było), gładko, ładnie, zgrabnie i bezbłędnie. Tom Hanks sprawia wrażenie, że jest Tomem Hanksem a nie odgrywaną postacią, ale wszyscy lubią i cenią Toma Hanksa. Wielka akcja wymiany szpiegów między USA i ZSRR na barkach jednego skromnego herosa z USA. Z jednej strony typowe radzieckie facjaty i niemniej typowe facjaty z NRD. Na ich tle, twarz Toma Hanksa reprezentuje wolność i demokrację. Sprytne zagranie wobec decydenta z Berlina ustawia całą akcję, w czym pomaga młody NRD-owiec (twarz już jakby ładniejsza). 


Nasz bohater walczy nie tylko o zestrzelonego amerykańskiego lotnika ale także pewnego studenta, który wpadł w germańskie łapy. Walczy o niego, mimo nacisków własnego wywiadu, aby spasował. Godna podziwu postawa no i oczywiście pełen sukces. Pomyśleć, że nienawidzący komunistów Amerykanie pluli nań wcześniej i obrażali, że (zgodnie z prawem i procedurami) broni sowieckiego szpiega. Taki jest też ten film – godny, budujący i ludzki. Zabrakło tylko flagi na końcu. Kolejny film, który zabrał lepszym nominację.


Mój faworyt numer 2, bez szans na statuetkę (film kanadyjsko-irlandzki). Film godny zachwytów jakie zbiera, choć nie pozbawiony słabości. Największą słabością jest druga część filmu, która częściowo dryfuje w kierunku dramatu społecznego. Rozumiem jednak, że twórcy chcieli i musieli przedstawić w szerszym spektrum dalsze losy matki i dziecka po powrocie. Tego nie dało się po prostu uniknąć. Wiele dobrego dla wymowy filmu robią także odtwórcy dwóch głównych ról – Brie Larson i Jacob Tremblay, którzy byli bardzo szczerzy i przekonywujący. 



Nie wiem czemu mały Jacob nie dostał nominacji za swoją rolę pierwszoplanową (mógł śmiało zająć miejsce Matta Damona). No, ale gdzie marketing „Marsjanina” a gdzie skromny i kameralny „Pokój”. Napisałem oddzielną recenzję dla tego filmu i mogę tylko dodać, że ten film się przeżywa i pamięta. Scena ucieczki jak w dobrym filmie sensacyjnym i thrillerze.

Spotlight

Tutaj mam problem, bo „jestem za a nawet przeciw”. Doceniam kreacje aktorskie (Michael Keaton i Mark Ruffalo). Ten pierwszy mógł śmiało zastąpić Matta… Doceniam także podjęcie tematu i przygotowany scenariusz, ale muszę przyznać, że nie oglądałem „Spotlight” z wypiekami. Nie kibicowałem dziennikarzom, bo już od początku wiedziałem, jak to się skończy. Sprawę podjętą w filmie znam, bo się nią wcześniej interesowałem. 



Niemniej, były takie momenty w filmie, które oglądałem z przyjemnością. Keaton i Ruffalo wciągali mnie za uszy w odkrywanie tajemnicy a przy okazji prawdy o pracy dziennikarza. Po prostu, grali na tyle dobrze, że uwierzyłem w ich postacie – prawdziwe a nie papierowe, podszyte stereotypem. Przedstawia dziennikarzy, jakich coraz mniej - dociekliwych, upartych, bazujących na prawdzie. W czasach Internetu nie ma czasu na szukanie źródeł w archiwach, ani mrówcze zbieranie danych. Konkurencja nie śpi. Film polecam – plasuje go w okolicach 3-4 miejsca. 


Po obejrzeniu trailera czekałem na ten film a potem, jak chyba wielu, trochę się zawiodłem. Zaczyna się bardzo ciekawie, ale z biegiem czasu jest coraz ...nudniej?. Di Caprio czołga się po śniegu, je surowe mięso, spławia się zapewne zimnym jak cholera potokiem. On cierpi i jak wiem, że cierpi dla Oscara, który mu się od dawna należy. Film reklamowano wręcz jako kino zemsty – cytuję z pamięci „zostawiają go samego, skazując na śmierć a on potem dopada kolejno każdego z nich”. Zostawili go na polecenie szefa wyprawy i miało być godnie, z szacunkiem a zdradził go jeden człowiek. Pościg za nim ograniczył się do ostatnich 20 minut, bo przez większość czasu „zjawa” walczyła o przetrwanie. Przetrwać, aby się zemścić? Chyba na początku w ogóle przetrwać. W filmie jest też przeskok - od nie potrafiącego nawet mówić bohatera do czołgającego się do syna.



Piękne zdjęcia, pięknie plenery i naprawdę świetnie zrealizowana scena walki z Indianami oraz z niedźwiedziem. Później głównie męka bohatera, śnieg, mróz i męka widza, aby w końcu dotarł do bazy. Bo wiemy przecież, że dotrze i się zemści. Szkoda wątków pobocznych, które sprawiłyby, że film nie byłby tak bardzo linearny. Niemniej, 3-4 miejsce w moim zestawieniu.

Mój wybór: Big short (Pokój)    Kto wygra: Zjawa (z Big Short i Spotlight za plecami)


Najlepszy aktor pierwszoplanowy:


Urzekła mnie kreacja Bryana Cranstona w „Trumbo”. Świetny aktor. Fassbender w „Stevie Jobsie” zrobił swoje (czyli bardzo dobra robota). Redmayne też był dobry, ale wobec niego mam nieco mieszane uczucia i dodatkowo „przykryła” go Alicia Vikander. Leonardo za to najbardziej poświęcił się fizycznie (a za to dają nagrody). Nagrodę za całokształt dostanie Di Caprio, aby już z niego nie śmieszkowali po necie. No i co tam robi…



Mój wybór: Bryan Cranston    Kto wygra: Leonardo Di Caprio


Najlepsza aktorka pierwszoplanowa:


Charlotte Rampling trzyma na swoich barkach cały kameralny film „45 lat”. Jej rola jest subtelna ale i niepokojąca. Wpada coraz bardziej we własne przypuszczenia, pułapkę zazdrości, niepewności. Ostatnia scena podsumowuje cały obraz. Ronan ma coś, dzięki czemu film nie staje się wręcz nieznośny. Blanchett z zimną perfekcją odgrywa swoją rolę bez zarzutu „przykrywając” niepozorną aż nadto Rooney Marę. Lawrence robi swoje, jest przekonująca, ambitna, energetyczna. Nie widziałem „Igrzysk śmierci” zatem lubię ją za inne kreacje. No i Larson – nagroda dla niej będzie z największą korzyścią dla wszystkich i odtworzy jej wiele drzwi.



Mój wybór: Brie Larson    Kto wygra: Brie Larson (ale Blanchett depcze po piętach)


Najlepszy aktor drugoplanowy:


Zamiast Bale’a powinien być nominowany Carell. Ale jest mniej kasowym aktorem, to ma pecha. Stallone był bardzo przyzwoity i przekonujący, ale nie przesadzajmy. Rylance – głównie gra swoją nieruchomą twarzą, inteligentnego radzieckiego szpiega. Robi co do niego należy a był mało znany dotychczas, stąd pewnie te zachwyty. Ruffalo – on i Keaton nakręcają „Spotlight”. Hardy – zarośnięty, częściowo oskalpowany, czarny jak węgiel charakter na białym krajobrazie.


Mój wybór: Mark Ruffalo        Kto wygra: Sylvester Stallone (ale za jego plecami może być każdy)


Najlepsza aktorka drugoplanowa:


Mara – cicha, potulna – w sam raz do zdominowania przez starszą kobietę. Także aktorsko, choć miała mniej do grania. Vikander – wiadomo – „Ex-machina” a w nominowanej roli to ona właśnie jest na pierwszym planie. Leigh – dała czadu. Bita i obrażana przechodzi do ofensywy. Podłożyła także głos bohaterce „Anomalisy” (bardzo odmienna rola). McAdams – nie wiem za co nominacja, ale świetnie robi zdziwione oczy. Winslet – gra naszą rodaczkę i nawet w filmie o tym wspomniano. Zawodowo zagrana rola i zawodowo fika Jobsowi (platoniczna miłość?)


Mój wybór: Alicia Vikander  Kto wygra: Alicia Vikander albo Kate Winslet (choć na Jennifer Jason Leigh też się nie obrażę)


Najlepszy reżyser:


Gdyby przyznawać nagrodę za pokazany „power i pomysł” to Miller. McKay – za całość odwalonej roboty a nagroda pomogłaby mu w nowych projektach. Abrahamson – za poprowadzenie historii i aktorów. McCarthy – mam do niego stosunek ambiwalentny. Innaritu – rozczarował mnie po "Birdmanie", ale to świetny fachowiec, co widać i czuć.



Mój wybór: Adam McKay (Big short)  Kto wygra: Alejandro Gonzales Innaritu (ale może McKay i Abrahamson są w pobliżu, bo Innaritu już ma rycerzyka)

Najlepszy scenariusz oryginalny: Spotlight 

Najlepszy scenariusz adaptowany: Big short lub Pokój (jeśli "Big short" zostanie najlepszym filmem). I tak też orzecze Akademia. Howgh. 

"Carol" nie dostanie, bo scenariusz jest usypiający i po prostu...nieszczególny.

Nie zachwyciłem się jak wielu animacją „W głowie się nie mieści”, bo uważam, że potencjał został jednak częściowo zmarnowany. Zamiast feerii postaci dominuje tylko jedna – Radość. A małe dzieci często nie bywają radosne, tylko z powodu wypadków losowych. Od świetnej animacji wymagam także scenariusza, który zainteresuje i wciągnie zarówno dzieci, jak i dorosłych. Ja mam co do tego wątpliwości. Szkoda trochę interesującej „Anomalisy” – świetnie zrealizowanej animacji poklatkowej, z dobrym scenariuszem (zdecydowanie dla dorosłych), bo zapewne nie ma większych szans z produkcją Pixara.

W tym roku nie obejrzałem jeszcze ani jednego filmu nominowanego w kategorii „Najlepszy film nieanglojęzyczny”, ale dominacja „Syna Szawła” wydaje się nienaruszalna. Ja jednak mam już trochę dość filmów okołoholokaustowych.  Fajnie byłoby, gdyby za zdjęcia nagrodę otrzymał „Sicario”, ale pewnie dostanie „Zjawa”.

Z krótkometrażownych animacji widziałem „Niedźwiedzią opowieść” – bardzo ładnie zrealizowany film z przesłaniem (chyba faworyt), oraz nietypowy, mocno oparty na tekście (bo animacja jest świadomie uproszczona) „World of tommorow”. Do obejrzenie i zastanowienia.


Oby przyszły rok był lepszy.

4 komentarze:

  1. świetnie napisałeś :) zmartwię Cię, bo "Marsjanin" bardzo mi się podobał :) ale pewnie tez trochę z rozpędu, bo uwielbiam Damona.
    Dla mnie najlepszy film to : "Pokój", chociaż "Spotlight" świetny, a "Big short" w ogóle nie był trudny właśnie dzięki wyjaśnieniom dla laików. Wystarczyło uważnie oglądać. "Most szpiegów" to taki Spielberg, ale dobrze mi się oglądało. "Brooklyn" obejrzałam zupełnie bez emocji, ale też się jakoś specjalnie nie wynudziłam, ogólnie bardzo taki sobie. Za "Mad Maxa" w ogóle się nie wzięłam, żeby sobie nie psuć klimatu dawnych części. "Zjawa" dla mnie ejdnak rozczarowanie, nie pzrepadam za pięciominutowymi "najazdami" na brzozy :)

    Pierwszoplanowa rola żeńska: jak dla mnie Larson, choć Rampling była urzekająca i po obejrzeniu obu filmów miałam dylemat, ale jednak Larson.
    Pierwszoplanowa rola męska: bezapelacyjnie Redmayne.
    Najlepszy aktor drugoplanowy: dla mnie Ruffalo
    Najlepsza aktorka drugoplanowa: Vikander, fenomenalna rola.

    "Syna Szawła" też jeszcze nie widziałam, ale jestem ogromnie ciekawa tego filmu.

    Jak widzisz trochę się edukuję :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze, ze edukacja postępuje :)

      Do Damona nic nie mam (lubię go nawet), ale na tle konkurencji odstaje jednak. Cieszy mnie,że jednak "Big short" jest jasny dla większości. Dobrze, że się zgadzamy co do "Zjawy", bo ona ma mocarne plecy i chyba najwięcej recenzji i opinii w necie.

      Redmayne - bardzo dobrze odegrał dwie osoby w jednym ciele, ale on już ma nagrodę. Gdyby rok temu dostał Keaton a nie on, to teraz bardziej bym mu kibicował. Z resztą nagród aktorskich - pełna zgodność :)

      Usuń
  2. Cóż, gusta mamy trochę inne, ale tak już bywa.
    Co do "Big short" to bardzo podobało mi się to jak tłumaczyli różne zawiłości ekonomiczne. Przyznam, że jestem laikiem, ale dzięki tym występom, m.in Margot Robbie film mnie do siebie przekonywał. No i aktorzy błyszczą.
    "Brooklyn" mnie jak najbardziej kupił, ale jestem w tym względzie typową kobietą, którą takie historie ruszają. Do tego świetna rola Ronan, kilka zabawnych scen, oddanie klimatu lat 50tych.
    "Marsjanin" mi się akurat podobał, a "Most szpiegów" już nie.
    Najbardziej chciałabym, żeby wygrał "Pokój", ale zdaje sobie sprawę, że Akademia wybierze przereklamowaną "Zjawę".
    "Spotlight" podobał mi się, takie rzetelne kino i jakbym miała wybierać to wolę, żeby on dostał statuetkę a nie film Innaritu.
    Cranston faktycznie był świetny w "Trumbo", ale no Leonardo musi dostać już tego Oscara, zgarniał chyba wszystkie nagrody w tym sezonie.
    Brie kibicuję z całego serca, była cudowna w "Pokoju" (też mnie dziwi brak nominacji dla młodego :( ).
    Drugoplanowa: Alicia oczywiście, przykuwa wzrok bardziej niż kobiecy Eddie (o Winslet i Leigh się nie obrażę)
    Drugoplanowy: Tutaj mi wsio ryba - wszyscy byli świetni (nie widziałam Stallone'a)
    "Syn Szawła" widziałam, jest to na pewno ciekawe podejście do tematu, ja jednak spodziewałam się czegoś bardziej szokującego. Ciekawy sposób kręcenia (widzimy ciągle głowę bohatera, a tło jest rozmyte), ale wiele dziwnych sytuacji (znajomi z psychologii mówili, że tak ludzie by nie postąpili, ale w sumie co oni tam wiedzą).
    Wszystkie te techniczne niech zgarnie "Mad Max" bo zasłużył, chociaż miłością do samego filmu jakoś nie pałam.
    I bardzo bym chciała Oscara za muzykę dla "Carol", ale zapowiada się że "Nienawistna ósemka" zgarnie (też nie będę płakać, bo Ennio dał czadu).

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Morricone zasłużył za te wszystkie ścieżki filmowe jakie stworzył (ostatnio oglądałem i słuchałem muzyki z Novocento - świetnie podkreślała klimat filmu). Muzyka z "Carol" też dobra, choć film...nudnawy ;)

      "Brooklyn" najczęściej właśnie podoba się kobietom, ale zdradzę po cichu, że też mnie trochę wziął na końcu. Ech, ta wrażliwość ;)

      Cieszę się, gdy czytam, że sporo osób stawia "Pokój" i "Spotlight" ponad "Zjawę", bo ta ma jednak najwięcej głosów w głosowaniu na Filmwebie. No, ale tam Mad Max ma drugie miejsce ;)

      Stallone jako stary Rocky jest bardzo...w porządku. Taki powinien być stary mistrz, który uczy młodego, ale ma też już dość boksu. "Syna Szawła" pewnie zobaczę, choć dobrze, że nie jest tak szokujący, jak myślałem.

      Pozdrawiam również

      Usuń

Dziękuje za odwiedziny i komentarze