26 mar 2013

Trzy wiersze Beaty Patrycji Klary


Sylwetka Beaty Patrycji Klary



rzecz w tym, że dzwonienie telefonu, którego nie chce się odebrać, też coś znaczy


  •  

Biegamy wokół morwy. Elen, Gledys i ja.  W bloku ktoś opuszcza rolety,
bo zachowujemy się jak wariatki. Podskoki dla podglądającej nas staruszki
to zbytnie wibracje, a tego trzeba unikać. To strach, od lat męczący
bardziej niż reumatyzm i niewydolność nerek.

Czasem udajemy dziewczynki. Rozpinamy z Elen bluzki do pasa,
a najodważniejsza z nas Gledys zawija spódnicę. Widać jej różowy tyłek,
bo nigdy nie nosi majtek. Nagrywam to komórką, żeby potem pośmiać się
z chłopakami. Jak mi zabraknie kasy, to może ktoś kupi film. Wystarczy
dycha i od tygodnia można obejrzeć, jak kilku małolatów gwałci dzieciaka.

Elen też chcieli zapiąć od tyłu, ale zaczęłam się drzeć i zwiali. Zawsze
trzymamy się razem i dlatego żadna z nas nie straciła jeszcze cnoty. Nosimy
nasze wianki, choć w żywe oczy gadamy, że miałyśmy już po kilka gnatów.
U tej paniusi z TVN-u dziewczyny często mówią, ze udają orgazmy. Jak nie
masz faceta, to znaczy, że jesteś les. A ja lubię les, ale jeszcze bardziej lubię
rudego z klatki obok. Ma przystojnego ojca.


Ja swojego nie znam. To znaczy wiem, gdzie leży. Nawet go nie pamiętam,
choć matka mi wiele mówiła, jak jeszcze sama żyła. Teraz tylko ciotka, która
urodziła Elen i Gledys, czasem o nim wspomni. Właściwie o nich obu, bo jej
mąż zginął w tym samym wypadku.

Jesteśmy jak Trzy Siostry jakiegoś ruskiego autora, tylko brakuje nam brata.
Za o nic się u nas nie dzieje i nie wiemy, co to jest prawdziwe życie. Biegamy
wkoło morwy, zaliczamy huśtawki, pętamy się. Bo trzeba żyć…Trzeba żyć.

  •  

15 mar 2013

"Zwykła opowieść". Recenzja "Pamiętnika Matki" Janiny Barbary Sokołowskiej


  „Pamiętnik matki” Janiny Barbary Sokołowskiej nie jest zwyczajowym tomikiem poetyckim a raczej czymś na pograniczu memuaru i dziennika, w którym autorka zarejestrowała zarówno ważne, jak też codzienne wydarzenia z życia swojej matki. Wbrew tytułowi, nie są to zapiski bohaterki tekstów, ale kogoś, kto ją obserwuje, dobrze zna i pamięta sytuacje z przeszłości. Tą osobą jest córka, która także jest narratorką notującą skrupulatnie swoje spostrzeżenia, gdyż wydźwięk poszczególnych tekstów ma często wymiar uniwersalny. Nie jest to także ckliwy i liryczny zbiór wersów, które mogłyby rodzicielkę idealizować, ponieważ poznajemy ją w różnych okolicznościach i momentach życia, z obiektywnej i bezpiecznej perspektywy. Każdy z wierszy zaczyna się od słowa „matka” (nie mamusia czy choćby mama), co stanowi swoistą mantrę lub zaklęcie, które przymusza czytelnika do utrzymania ciągłej uwagi na tytułowej postaci.



Kluczem do całości zbioru są dwa wiersze – rozpoczynający i kończący ten zbiorek, o znaczących tytułach: „przygotowania do urodzin” oraz „rozpoczęcie urodzin”. Wszystko pomiędzy nimi wydaje się być retrospekcją lub rekapitulacją życia bohaterki, przygotowaniem do obrzędu. W pierwszym z nich poznajemy protagonistkę, która właśnie kończy osiemdziesiąt cztery lata:

 (…) rozkłada talerzyki do tortu dwa razy więcej
niż zapowiedzianych gości (…)
upiera się że przyjdą jeszcze tamci
zeskrobani ze ścian jak rybie łuski
Wiek matki wskazuje, że wiele bliskich osób z jej otoczenia już odeszło na zawsze i nie dotrą na przyjęcie urodzinowe, lecz ona nie do końca przyjmuje ten fakt do wiadomości:

(…)ukradkiem obserwuje kamienną posadzkę
czysto jakby nikogo nie było (…)
możemy zaczynać

W momencie, gdy zaczyna się przyjęcie, które można odczytać jako metaforyczne, pamiętnik niespodziewanie się kończy. Co zatem dzieje się w środku? Czas, który upływa od przygotowań do rozpoczęcia urodzin można uznać za krótką chwilę życia, tak krótką, że nie da się odtworzyć całego losu bohaterki. W zapisanych wersach brakuje wielkich słów i tkliwości, nie brakuje jednak wzruszeń, nienachalnych i nieoczywistych. Każdy, kto obserwuje i stara się zrozumieć tok myślenia i postępowania osób w podeszłym wieku, łatwo odczyta teksty i znajdzie korelację z własnymi doświadczeniami, zwłaszcza wśród osób wierzących:

matka nagminnie zamawia msze
za zmarłych
dzieli się z nimi swoją niską emeryturą

W większości dominują tutaj teksty składające się z dwóch lub trzech wersów, a i pozostałe są niewiele dłuższe. Ukazują jedynie chwile, ale z tych właśnie chwil poskładane jest całe ludzkie życie. W tym przypadku tytułowe, wielkie słowo – matka zderza się z prozaicznymi, aczkolwiek specyficznymi czynnościami. Matka wierzy, że jej pieniądze pomagają zmarłym w zaświatach, ale może dzięki temu czuje się mniej samotna? Lepsza? To zostaje jednak w sferze domysłów. Jest w tym akcie zupełnie szczera, choć wie, że może się to spotkać z brakiem przychylności ze strony najbliższych. I jest to niejako szczerość heroiczna, choć chyba nie do końca uświadomiona.
Ważne elementy tego zbiorku to „przyjaźń”, „miłość”, „lęk”. „pewność”, „nieufność” – potoczne ludzkie zachowania, bardziej determinujące lub mniej ważne w życiu kobiety, która jako wdowa samotnie wychowuje dzieci, a następnie doświadcza śmierci najstarszej córki. Mimo to, wszystkie podejmowane czynności zostają wypełnione codziennością, czymś przyziemnym, lecz niezwykle istotnym. Dzieje się tak w wierszu „pewność”, kiedy matka wykupuje miejsce na cmentarzu obok zmarłej, która miała się nią zaopiekować na starsze lata, a ponadto jest przekonana, że córka kiedyś spełni swoją obietnicę. Zatem życie zmusza ją do radzenia sobie nawet z najbardziej dramatycznymi sytuacjami. Uczy stąpania twardo po ziemi. Nie boi się także mówić o tym, co jest bliskie i nieuchronne. Czyni wskazówki co do swojej „ostatniej drogi”, gdyż wszystko musi być dopowiedziane do końca, jakby w śmierci dopatrywała się właściwego ładu.
Nie bez kozery użyłem słowa „ład”, gdyż pobrzmiewa on we wszystkich tekstach. Zarówno układ strof jak i zachowania bohaterki dalekie są od chaosu. Panuje tu porządek z jakim możemy się spotkać tylko u ludzi ułożonych, wręcz pedantycznych, lub u osób starszych, które nie muszą się spieszyć i niczego udowadniać. Poniesiony ciężar życia czyni z nich realistów, jak choćby w wierszu „bez lejców”:

matka nie wierzy że ma coś z konia
chłostana bezustannie biegnie pod górę
z coraz twardszym zadkiem

Musi więc wyzbyć się złudzeń, albo życie dokona tego za nią. Ta sama osoba potrafi dość bezceremonialnie wyrwać z ręki nóż…z powodu zbyt grubo obieranych kartofli. Nawet zwykła umiejętność nie jest tu sprawą oczywistą, a matka nauczona oszczędności, już nie zrozumie, że ziemniaki są tanie i łatwo dostępne.
Autorka „Pamiętnika Matki” przybliża nam kwestię samotności, nie tylko z powodu wczesnego wdowieństwa, ale też z powodu starości, która nie tylko rozwija w matce zdolność do „zabijania czasu”, ale wręcz doprowadza ją do perfekcji. Dzieje się tak w wierszu „makaron” i „zaczarowane weki”. Widzimy tu nie tylko matkę autorki, ale starą kobietę, która chce czuć się potrzebna, a poświęcenie, choćby dla błahej sprawy, staje się jedynym sensem życia.
Prozaiczne nieporozumienia, przesądy, czasem naiwność i pewne już utrwalone sposoby myślenia – taka jest matka z przywołanego pamiętnika i taki wizerunek seniora będzie zapewne bliski każdemu czytelnikowi. Przychodzi mi na myśl wiersz Tadeusza Różewicza „Opowiadanie o starych kobietach”. Matka-kobieta nie jest ani brzydka ani zła, nie jest też piękna ani dobra, bo nie ma potrzeby jej wartościowania. Dla autorki nie jest przecież starą kobietą, ale matką równoważną... Bogu, co można odczytać z wiersza „pasterz”. Z całą pewnością jest to zbiór wierszy o miłości, których forma i treść pozwala przywołać wrażenia z filmu Michaela Haneke „Miłość”, gdyż zarówno w filmie, jak i w tekstach, przez większość czasu nie dzieje się przecież nic szczególnego, a jednak...
Zbiór wierszy z „Pamiętnika Matki” sprzyja szerokiej refleksji i wnikliwej analizie powszedniości. W prozaicznej formie dotyka tego, co trudno nazwać, sklasyfikować i opisać. To, co dzieje się każdego dnia i często umyka w codziennych zmaganiach, o czym przypominamy sobie często za późno. Wszystko to, co czytelnik powinien odczuć, ale już niekoniecznie zrozumieć.

Janina Barbara Sokołowska, Pamiętnik Matki, Advert Studio, Chorzów 2012


11 mar 2013

IV Poligon Poetów w Dąbrowie Górniczej


Dąbrowska Brygada Poetycka zaprasza
na IV spotkanie z cyklu

POLIGON POETÓW
                              

             Data:                  21.03.2013 godz. 17.00
      Miejsce:                MUZEUM MIEJSKIE „SZTYGARKA”
                                  Dąbrowa Górnicza ul. Legionów Polskich 69
                                                
Do boju na wiersze staną:

MAGDALENA GAŁKOWSKA – poetka, autorka tomików pt.: „Fabryka tanich butów” i „Toca”.  Laureatka nagrody głównej XIV OKP im. Jacka Bierezina. Redaktorka ArtPubu, współpracuje z pismem INTER, gdzie prowadzi rubrykę "pogotowie poetyckie", z Kwartalnikiem Literacko - Artystycznym SZAFA oraz portalem POEMA.PL, w którym zasiada przy Biurku Krytyków.

MARZENA ORCZYK-WICZKOWSKA z zawodu psycholog, z pasji poetka, autorka tomiku pt. „Grypsy z Panoptikonu”. Współzałożycielka Dąbrowskiej Brygady Poetyckiej. Laureatka ogólnopolskich konkursów poetyckich. Nagrodzona Poetycką Nagrodą R.M. Rilkego (Sopot 2011) oraz Nagrodą Prezydenta Dąbrowy Górniczej za osiągnięcia w dziedzinie kultury.
Spotkanie poprowadzi  PATRYK CHRZAN.  Oprawa muzyczna: MARIOLA KONIECZNA.

W programie przewidziany jest również  TURNIEJ JEDNEGO WIERSZA dla publiczności. Do udziału w nim zapraszamy  wszystkich chętnych, którzy ukończyli 15 r.ż.

PROGRAM IV POLIGONU POETÓW:
16.45 -16.55 – Rejestracja uczestników Turnieju Jednego Wiersza
17.00 – 18.00 – Spotkanie z gośćmi głównymi marcowej edycji
18.00 – 19.00 – Turniej Jednego Wiersza (z nagrodą finansową w wysokości 100 zł.) oraz mini recital Marioli Koniecznej.

Szczegółowy  regulamin określający zasady  udziału w Turnieju dostępny jest na stronie: www.facebook.com/BrygadaPoetycka oraz na plakatach. 

6 mar 2013

Powrót króla


Król powrócił a imię jego Lech Wałęsa. Były prezydent zawsze słynął z tego, że mówił różne dziwne rzeczy i czasem było śmiesznie a czasem straszno, ale kto się by się tym na serio przejmował? Ot, każdy przecież wie, jakim temperamentem i językiem posługuje się ikona Solidarności. Wałęsa mógł więc do woli prawić na wszelkie tematy, coś palnąć, coś przekłamać a czymś rozśmieszyć. Przyszła jednak kryska na Matyska. W rozpędzie ex – prezydent zapomniał o poprawności politycznej i powiedział (a potem nawet potwierdził!), co myśli na temat pewnej mniejszości. Jego zdaniem przedstawiciele mniejszości seksualnych powinni siedzieć w Sejmie z tyłu a nawet za murem! Mało brakowało a być może zagalopował by się jeszcze bardziej i kazał im wynosić się z kraju.
W jednej wypowiedzi uruchomił cały mechanizm oburzenia, że aż strach pomyśleć, co się stanie jak nie będzie tylko mówił, ale coś zrobi. Zdążył zatem zhańbić Nagrodę Nobla (tak jakby ostatnie werdykty nie zhańbiły i nie ośmieszyły jej zupełnie), zhańbił dobre imię Polski (jakby było takie wspaniałe) a na koniec został obwoźnym barbarzyńcą. Skoro siła rażenia słów Lecha Wałęsy jest tak wielka to może jakiś bystry doradca zacznie pisać dla niego teksty na tematy ekonomiczne a stan naszej gospodarki zacznie się poprawiać z dnia na dzień. Proponuję nawet motto – „Słowa, które leczą”.
Wałęsa w jednej chwili przestał być ikoną wolności, porozumienia, dialogu i demokracji a stał się ambasadorem dyskryminacji, pogardy i braku ogłady. W gronie oburzonych i sponiewieranych tymi słowami same tuzy m.in: Magdalena Środa, Monika Olejnik i Kuba Wojewódzki a zapewne jeszcze kilka osób przerwie milczenie w tej sprawie. Andrzej Wajda umiejętnie uniknął wypowiedzi twierdząc, że on się tym nie interesuje i robi obraz o „tamtym Wałęsie”. Do niedawna był jeden Wałęsa a teraz jest ich dwóch, kto wie, może pojawi się jeszcze trzeci, gdy były prezydent zmieni zdanie np. o wynikach Okrągłego Stołu? Byłoby ciekawie. W felietonie Magdaleny Środy niedawna ikona (teraz jako „prominentny przywódca”) została wrzucona do jednego worka z Krystyną Pawłowicz, Johnem Godsonem i „ryczącą jak zwierzęta młodzieżą” z niedawnych happeningów. Worek zawiązano i wrzucono do wartkiej rzeki z naklejką „Nowi Barbarzyńcy – nie otwierać pod żadnym pozorem!. Grozi skażeniem!”
Smutne, że bohater walki o wolność w jednej chwili przestał być pomnikiem a stał się „wielkim rozczarowaniem” i nikt z mądrych i celebryckich głów nie wie dlaczego się zbiesił. Może wszystko zostanie zrzucone na karb wieku, bo nawet syn Jarosław szybko się od ojca zdystansował.
Wałęsa naiwnie sądził, że skoro zawsze mówił to co myśli, to i teraz może sobie na to pozwolić. Zdecydował się mieć odmienne zdanie (a może znowu palnął?). Ktoś kiedyś powiedział, parafrazuję – Mam odmienne poglądy niż ty, ale będę walczył z całych sil, abyś mógł wypowiadać swoje. Te piękne i głębokie zdanie miało być sednem demokracji i wolnej dyskusji. Rozumiem, że już nie obowiązuje.
Król wypowiedzi nieoczekiwanych wrócił na tron i być może jeszcze czymś zaskoczy.


4 mar 2013

Pan Posłuszny i gniew


  Odkąd Pan Posłuszny przestał ostatecznie być Panem Pokornym inaczej obchodzi się z uczuciem gniewu. Pan Posłuszny jest po prostu osobową wersją dialektyki dziejowej przeniesioną w wymiar jednostkowy. Dawno temu Pan Posłuszny był po prostu Panem X, który starał się korzystać z prawa do wolności. Lubił czasem powiedzieć co myśli, lubił także powiedzieć co myśli naprawdę a nawet co powiedziałby, gdyby nie groziły mu za to żadne konsekwencje, w tym towarzyskie. Ponadto lubił jeździć w góry – zimą i latem. Chodzenie po górach – mawiał – jest jak spacer po morskim dnie, to nabieranie spokoju i ocieranie się o mistykę. O tak, Pan Posłuszny kiedyś ocierał się o mistykę. Zarazem, bardzo lubił odgrywać role społeczne i nie czuł się wcale nimi związany. Było to chyba wynikiem niespełnionych ambicji aktorskich. Nawet próbował dostać się do odpowiedniej szkoły, ale akurat w tym roku było już wielu dobrych kandydatów do ról charakterystycznych a w dodatku sprawiał wrażenie zbyt pewnego siebie. Pan Posłuszny nie był pewny siebie ale myślał, że to mu pomoże i po prostu zagrał to brawurowo. Zaszkodziło, ale na szczęście o tym się nie dowiedział, gdyż mogło to przeszkodzić w jego ewolucji.

      Realizował się zatem w rolach społecznych– był sprawnym mężem, subtelnym ojcem, elastycznym pracownikiem, sympatycznym kuzynem, czułym kochankiem i bystrym kolesiem chodzącym na siłownie. Jego zdolności przystosowawcze powodowały, iż był doskonałym materiałem na człowieka doskonałego. Dialektyka dziejowa kreująca nowego człowieka w postaci Pana Posłusznego dawała wymierne korzyści. Pan Posłuszny stopniowo leczył się z gniewu, jaki dotyka mniej lub bardziej każdą niedoskonałość. Nie oznacza to, że przestał odczuwać nagłe zmiany nastroju spowodowane tym co zobaczył, usłyszał lub co zostało mu zakomunikowane. Po prostu nauczył się, że nie może okazywać prawdziwego uczucia, bo gniew oznacza słabość, brak kontroli i jest niepoprawny. A człowiek pozbawiony braku kontroli (własnej i zewnętrznej) nie jest przecież człowiekiem ale małpą, która dostała banana. Kiedy był jeszcze Panem Pokornym pozwalał sobie na luzowanie cugli w towarzystwie. Wtedy w stanach dużego stężenia poprawności zdarzało mu się jeszcze wypowiadać nie najmilsze sądy, czym psuł perfumowaną atmosferę. Jako Pan Posłuszny wspiął się na wyższy stopień zaawansowania. W razie mniejszej potrzeby zamykał się w klozecie lub innym pobliskim miejscu odosobnienia i tam wydalał z siebie rosnące pokłady gniewu. W razie większej potrzeby wyjeżdżał w ukochane góry, aby na całkowitym pustkowiu móc do woli i donośnie wypróżniać się z afektu. Pan Posłuszny był coraz bardziej dumny z siebie, gdyż coraz rzadziej potrzebował oczyszczającego rytuału. Wiedział o tym. Zbliżał się do doskonałości.