30 kwi 2013

Pan Posłuszny jest lekko zaniepokojony



  Pan Posłuszny przyzwyczaił się już i zaakceptował, że poczucie sprawiedliwości jest sprawą względną. Nie zdziwiło go zatem, gdy współwinni pewnych pokrytych kurzem historii wydarzeń na Wybrzeżu nie zostali w końcu ukarani. Na działacza nie było dowodów, choć tylko ktoś naiwny mógł sądzić, że nic nie wiedział (a tak zeznali świadkowie) a na wojskowych dowody były, ale wyroki, z różnych względów, zmniejszono do wartości zawieszonej. Gdyby znów kierowali strzelaniem do cywilów, wtedy pójdą siedzieć z pewnością, no chyba, że znajdą się jakieś okoliczności łagodzące (np. stan zdrowia). 

 Zdziwiła go jednak, choć przecież nie powinna, sprawa pewnej byłej posłanki, która była ustawicznie i nielegalnie prowokowana przez przystojnego agenta, połakomiła się na sto tysięcy złotych nieopodatkowanej darowizny. Teraz sąd drugiej instancji słusznie potępił ją moralnie (choć prawo nie przewiduje kar za niemoralność) a zarazem potwierdził, iż działania rządowej agencji odległe były od regulaminowych. Sędzia uznał także (jak twierdzą pewni prawnicy - niesłusznie), iż dowody zdobyte nielegalnie są nieważne, bo u nas podobno obowiązuje prawo swobodnej ich oceny. I bądź tu mądry… – pomyślał Pan Posłuszny drapiąc się w przedziałek.

   Okazało się jednak, że nie tylko mądrość będzie potrzebna ale i spokój. Poszkodowana reprezentantka narodu będzie się bowiem mogła domagać odszkodowania, nawet w wysokości pięciuset tysięcy złotych (pomijając raczej straty moralne). Opozycja powie, że w ten sposób każdy przedstawiciel może wziąć, bo sąd go uniewinni, uniemożliwi to pracę agentom na przyszłość a w dodatku narazi budżet państwa. Władza powie, że to wina opozycji, jej upolitycznienia służb i działania poza prawem, co w demokratycznym państwie prawnym musi skutkować takimi wyrokami. Pan Posłuszny wiedział, że jedni i drudzy mają trochę racji i trochę nie mają.  Sam kiedyś połakomił się, aby naciągnąć państwo na pewną niewielką sumkę i został słusznie i przykładnie ukarany, gdyż jak usłyszał „prawo musi być bezwzględnie respektowane”. Tak właśnie było, w sprawach drobnych poziom respektowalności prawa był bardzo wysoki, choć niepokojąco spadał wraz z powiększaniem się ciężaru spraw.  Możliwe, że to jakaś matematyczno-funkcjonalna zależność – dumał Pan Posłuszny, zdając sobie sprawę, że jego umysł nie obejmuje wszystkich niuansów. Lekko niepokoiło go dojmujące poczucie względności, ale odpędził je przekonaniem, że wszystko przecież z wolna zmierza w kierunku demokratycznego państwa prawa, w którym wszyscy pragniemy żyć.

26 kwi 2013

Boulevard du Temple - 1838 (II wersja)


jesteś odpowiedzialny, za to co oswoiłeś

Antoine Saint de Exupery -  Mały Książę

dziewczynko biegnąca bulwarem
mogłaś być epilogiem dla filmów o rozstaniach
motywem drogi. jesteś tylko piórkiem na wodzie
bańką dmuchanego szkła, bez powietrza

życiem dotkniętym w niewielkim stężeniu
jak rtęć mogąca zabić. zapiec w przełyku
zadrżą dłonie fotografa, zdjęcie będzie nieostre

dzieci wierzą w nieśmiertelność
choć nie potrafią jeszcze pożądać

dziewczynko biegnąca bulwarem
gdybyś się potknęła, rozbiła kolano, głowę
lub przewróciła mężczyznę przy warsztacie pucybuta

biegnąc zatrzymałaś się na zawsze
obraz się zamyka a ty ciągniesz matkę za rękaw
prosząc o lalkę z wystawy, o poświęcenie czasu

kiedyś narodzisz się dorosła, wyjdziesz na bulwar
jak Wenus z morza. nie będziesz nagą kobietą
a czystym aktem
stworzenia
Louis-Jacques-Mandé  Daguerre - Boulevard du Temple – 1838



22 kwi 2013

Deklaracja niezgody - recenzja "De-klaracji" Beaty Patrycji Klary

      Na zbiór wierszy „De-klaracje” Beaty Patrycji Klary składają się trzy części (Geny. Początek i koniec; Anty-geny. Lalki reborn; Memy.Otwarcie). Na pierwszy rzut oka świat przedstawiony w wersach jawi się niczym spełnienie świata postapokaliptycznego, wersja antyutopii. Zarazem, motyw dziecka w pewnym zakresie pozwala szukać analogii do poezji Romana Honeta. Poezja Beaty Patrycji Klary jest jednak w pełni autonomiczna. W pierwszej części obrazy liryczne często są przerywane suchymi adnotacjami lekarskimi, które skutecznie nie pozwalają na jednostajny wydźwięk treści. Długość frazy i gęstość znaczeniowa, wielość odniesień intertekstualnych pozwalałaby na skojarzenie tej poezji z prozą poetycką. Mamy jednak do czynienia z poezją złożoną, pozbawioną prostych opowiadań, w której podmiot liryczny stara się być możliwie daleko od akcji, niejako na uboczu.

        W części pierwszej jest tylko jeden tekst podzielony na dziesięć podrozdziałów. U podstawy mamy gen, czyli coś co nas określa, kształtuje a zarazem determinuje, scheda pokoleniowa . Dziecko – bohater ma wadę genetyczną wskutek której jest opóźnione względem rówieśników, co prawdopodobnie uniemożliwi realizację określonych marzeń. Dziecko będące numerkiem, przedmiotem, traktowane instrumentalnie („numer hodowli 6770”). bez krztyny namaszczenia. Chłód i konkretny opis lekarski odbiera znamiona człowieczeństwa, beznamiętnie determinując przyszłe życie. Noworodek jest przedstawiony jako:

Potomek kuglarzy. Brat iluzjonistów. Jarmarki i uliczne teatry zastępują mu piaskownicę (…)

co może także nasunąć skojarzenia z nieodpowiedzialnymi eksperymentami genetycznymi, zabawą w Boga. Możliwości interpretacyjne zarówno w sferze formy jak i treści można sprowadzić do wspólnego mianownika: dehumanizacji i mechanizacji zarówno życia jak i języka. W tej części zbioru jak i w kolejnej autorka stosuje styl, który można nazwać reporterskim (albo lepiej quasireporterskim). Patrzy, dokonuje oględzin i przedstawia nie unikając przy tym drastycznych scen:

Na łóżkach leżą pocięte krocza. Mleczne piersi obłożone liśćmi
kapusty trzymanej specjalnie w lodówce. Dopasowane laktatory (…)

jakby specjalnie naśladując (przedrzeźniając) styl opisu lekarskiego, co ociera się wręcz o ukrytą ironię. Klary nie komentuje i nie odnosi się szczególnie do obrazów, ale czytelnik wyczuwa jest stanowisko, nawet pomimo tego, iż na końcu obu pierwszych części pozostawia znamienny zapis – no comment.
W drugiej części bohater wierszy nieco się zmienia. Tym razem są to „;lalki – reborn” niepokojąco podobne do prawdziwych niemowląt. Na myśl przychodzą tutaj surogatki, które za określoną zapłatą są gotowe urodzić odpowiednie dziecko, dokładnie według zamówienia:

Możliwe zachowanie wady genetycznej (…) Wykonam wszystkie mankamenty urody według zdjęcia, również braki ciała.

Zarazem czytelnik nie może być pewny, czym są tytułowe lalki reborn i czy ich stwórca (była policjantka) nie jest jakimś wykonawcą androidów, produkującą „plastikowe dzieci”. Taka wieloznaczność odnosząca się do wiedzy ale i lęków czytelnika pozwala spojrzeć wprost na problem postępującego rozpadu więzi społecznych. Kupowanie dzieci przez aukcje internetowe czy degradacja wcześniaków, które nie mają szans na przeżycie do miana „wyskrobin” czy „materiału”, który się „nie udał”. Wszystko to brzmi jak złowieszcza wizja futurologów, która nadchodzi z wszelkimi konsekwencjami. Lalki reborn są namiastkami dzieci, ich protezami, które zarazem (jak roboty) pozbawione zostają pewnych uciążliwych właściwości:

Pampersy ma pełne moczu, równo co sześć godzin (…). Nie trzeba przewijać na zapas. Wmontowano specjalny mechanizm.

Wszystko dla wygody i wolności kobiet, aby nie musiały tracić cennego czasu (kobiety biznesu) lub specjalnie szukać partnera (singielki). Mały człowiek staje się tutaj usługą tak zwykłą jak zamówienie kebaba. Jedyne co pozostaje to instynkt macierzyństwa, który, jak przypomina autorka „zaspokoić nie jest łatwo”.
Na myśl przychodzi mi tutaj także film „Gattaca – szok przyszłości”, w którym dochodzi do faktycznej segregacji rasowej a dzieci są programowane jeszcze przed aktem poczęcia – te najlepsze i najwszechstronniejsze będą stanowić elitę ludzkości, dla reszty przeznaczone są prace pośledniejsze. Faktem staje się powrót do podziału kastowego, z którego bardzo trudno jest się wydostać
W odróżnieniu od dwóch pierwszych części, trzecia przybiera klasyczną formę podziału na wiersze. Tematyka jest nieco bardziej zróżnicowana, choć klimat pozostaje niezmienny. Autorka odchodzi czasem od reporterskiego stylu a zarazem zdradza garść szczegółów o podmiocie lirycznym m.in. (manekin, którego nazywają Beata). Ciężar gatunkowy tekstów nie jest jednak mniejszy – kobieta wydalająca po latach skamieniałe niemowlę, dziewczyny podchodzące lekkomyślnie do życia i tematu seksu, wyrzutek społeczny żyjący na śmietniku i produkcja mydła z ludzkich szczątków (MOM Mięso Oddzielone Mechanicznie). Czytelnik nie ma więc chwili wytchnienia a szczypta nadziei pojawi się dopiero w podsumowaniu zbioru.
Cechą wspólną tych tekstów zdaje się być głos o prawo do godnego i odpowiedzialnego życia od narodzin do śmierci, o pewnej doniosłości i ciągłości następujących pokoleń. Mem oznacza bowiem naśladowanie i jest nośnikiem informacji kulturowej, która ulega zarazem nieuchronnemu doborowi naturalnemu. Gen jest trwały a mem się zmienia, tak jak zmieniają się mody i filozofie życia. W ponowoczesnym świecie mem staje się ważniejszy i wypiera gen. Ważniejsza jest zmienna wspólnota kulturowa niż trwała wspólnota krwi o której zdaje się przypominać poetka.

W zamykającym całość wierszu „funeral house” można odnaleźć smutną refleksję:
Ciało ma słodki zapach gliny, a woń spermy jest zapachem lasu.
Stary garncarz wypala ostatni dzban. (…)i poczeka na resztę umarłych.
(…) Ale tym razem będzie tylko piach. A piach nigdy nie rośnie.

Zarazem Klary daje też nadzieję, jakby prawo do alternatywnej wizji przyszłości, gdy garncarz wychodzi i:

            Podcienia drzew dają wypocząć dziecku, które ssie pierś.
            (…) Mężczyzna przytula kobietę (…) Pył wysusza im zmarszczki
            i przyprósza włosy. (…) a każda ciemność to zapowiedź światła.

Podsumowując, autorka wydaje się być zaniepokojona słabnącą kondycją moralną ludzi. Przypomina, że żyjąc bez wartości skazujemy się na egzystencjalizm i nihilizm, na czas w którym zło przybierze postać obojętności i braku współczucia. Przekaz jest spójny i jasny a poetka nie stawia czytelnika pod ścianą a po prostu pokazuje, bez nadmiernych wyjaśnień i przestróg, zdaje się ufać w inteligencję i wrażliwość odbiorcy. Pokazany świat jest niezwykle sensualny – zmysłowy i cielesny, aż kapie od zapachów, obrazów i szczegółów, które pozostają w pamięci. Zamiast starać się wnikać w filozoficzną istotę zła i cierpienia przedstawia konkret, który nie wymaga komentarza. Autorka nie wdaje się w polemikę tylko wystawia cenzurkę i zamyka dziennik. Nie jest to krzyk niezgody, który mógłby przywodzić na myśl romantyczne konotacje ale przemyślana deklaracja, którą niełatwo podważyć, racjonalna a czasem chłodna, wskutek czego silniej odwołująca się do wrażliwości.

Beata Patrycja Klary, De – klaracje,  Biblioteka „Toposu”, Sopot 2012