25 lut 2015

"Ida" a sprawa polska

   
   Dopiero, gdy film Pawła Pawlikowskiego został nominowany do Oscara i zaczął zgarniać nagrody na całym świecie, ludzie nad Wisłą sobie o nim przypomnieli a niektórzy, dopiero dowiedzieli. Nie wiem jakie są to proporcje, ale fala hejtu dopiero właśnie teraz osiągnęła stan kulminacyjny. Na Onecie widniał wielki nagłówek - "cała Polska pęka z dumy". Część z dumy a część z oburzenia.

Część widzów, jeszcze przed obejrzeniem nastawiła się negatywnie, po tym co usłyszeli od osób, które filmu także nie widziały, ale też tylko słyszały albo, które widziały, ale i tak wiedziały, jaki on będzie. Brzmi bezsensownie?


 Ten czarno-biały, skromny, wyprodukowany stosunkowo niewielkimi środkami film w momencie, gdy pojawił się w dystrybucji nie wywołał ułamka tego wszystkiego, co było udziałem "Pokłosia". Może dlatego, że "Pokłosie" od początku budziło kontrowersje, było powrotem Pasikowskiego a uznani reżyserzy wypowiadali się o nim zazwyczaj w ciepłych słowach, choć z uwagami. "Idę" to ominęło, no bo jak się ekscytować bezkolorową poetycką (czyli pewnie nudną i niezrozumiałą) wizją jakiegoś reżysera, co większość życia spędził w Anglii?

21 lut 2015

Oscary 2015 - moje wrażenia

    W tegorocznej rozgrywce zmierzą się trzy filmy bardzo dobre lub dobre a reszta jest niezła lub przyzwoita. Szaleństwa nie ma. Z nominowanego zestawu nie widziałem jedynie Selmy, ale z tego co można wyczytać lub usłyszeć, film nie jest faworytem do nagrody. Chociaż Martin Luter King dla Amerykanów to poważna i poważana postać. A zatem:

Photo credit: Dave_B_ / Foter / CC BY

 

Najlepszy film:

 

Birdman

 

   

Najlepszy tegoroczny obraz. To jest film o dojrzałym facecie dla dojrzałych ludzi. Mroczny, neurotyczny, na pozytywnym ADHD, ogląda się go bez cienia znudzenia. Postacie są dynamiczne, prawdziwe, kanciaste i nie ma w nich miejsca na nadmierne tłumienie emocji, które wydalane są w sposób kontrolowany. 

 

Film został tak zmontowany, że sprawia wrażenie master shota, ciągłego ruchu i nieustannej walki o osiągnięcie celu. Keaton gra w dużej mierze samego siebie i jest w tym bardzo przekonujący. Stary aktor, który kiedyś odtwarzał superbohatera chce pokazać wszystkim, że jednak coś potrafi. Otoczenie chce mu udowodnić, że nie ma racji i aby dał sobie spokój. Na drugim planie szaleje Norton, produkuje się Emma Stone. To lubię.

17 lut 2015

O byciu i nieistnieniu

"Ludzie powinni raczej nie umierać, niż się rodzić, narodziny są niegodne, niskie, tak domagać się istnienia przez pojawienie się na świecie. Śmierć jest czynnością zarozumiałą, ale dumną, obracając się ku nieistnieniu, wybieramy to, co godniejsze, bo w istnieniu, w życiu jest coś immanentnie wstydliwego, istnieć to jak głośno puszczać wiatry przy kolacji, być jest żałośnie, być jest śmiesznie, być jest niedobrze. Nie być - to wyrafinowane. Niebyt jest elegancki. Wstydzę się tego, że ciąży na mnie odpowiedzialność za gafę bycia mną, za nietakt narodzin, za niezgrabność tego, że ciągle żyje, zamiast się zastrzelić samemu albo dać się zastrzelić Niemcom i przez śmierć stać się człowiekiem eleganckim"


Szczepan Twardoch, Morfina, Wydawnictwo Literackie, 2012 r. s.89-90


Nihilizm Konstantego Willemanna, bohatera powieści Szczepana Twardocha, jest uzasadniony, jeśli weźmie się pod uwagę kim jest, w jakich znalazł się okolicznościach i jaka rzeczywistość go otacza. Niemniej,dzisiaj może nawet bardziej można poczuć bezsens istnienia w galopującym świecie. W "Morfinie" był smutny październik a teraz jest połowa lutego, równoważne czasy.

15 lut 2015

Krótko pisząc: Opowieści z chłodni

 

Opowiedz mi o śniegu

 

Film krótkometrażowy "Opowieści z chłodni" Grzegorza Jaroszuka z 2011 roku zebrał pokaźną ilość nagród na całym świecie. Zarówno ta etiuda jak i wcześniejsza "Historia o braku samochodu" nawiązuje klimatem  do chłodnego skandynawskiego kina, ukazującego zwykłych ludzi w bardzo zwykłej rzeczywistości (np Do ciebie, człowieku - Roya Anderssona). Jednakże Jaroszuk buduje własny styl, nasycony ulotnym polskim lokalnym charakterem i melancholią.



Film opowiada o dwóch najgorszych pracownikach miesiąca w chłodni (Justyna Wasilewska i Piotr Żurawski). Zostają wezwani na dywanik do niepokojąco zadumanego szefa (Andrzej Walden), który poleca im znaleźć cel w życiu. Ona - niedoszła samobójczyni ma kota-alkoholika, którego miłość okupuje piwem a jego ciągle mylą z kimś innym. 



   Na drugim planie pojawia się jeszcze m.in dresiarz deklamujący Rilkego, który odegra znacząca rolą pod koniec szortu. 

polishshorts.pl

Główni bohaterowie pojawiają się razem w programie najnieszczęśliwszy człowiek miesiąca i przekonują telewidzów. Reżyser bardzo dobrze dobrał aktorów, ich twarze i oszczędna mimika przekonały mnie o ich wielkim nieszczęściu. Film można potraktować także jak satyrę antykorporacyjną, bo nie ma tutaj zagrzewania do rywalizacji a dominują zwroty demotywujące, by nie powiedzieć dołujące. Takie odwrócenie rzeczywistości pozwala podejrzeć to, co najważniejsze jak jesteśmy zabawnie bezbronni w swojej samotności. Mam nadzieję, że mający niebawem premierę pełnometrażowy debiut Jaroszuka "Kebab i Horoskop", będzie początkiem nowego głosu w polskim kinie.



Film zdobył  m.in. nagrodę Amerykańskiego Instytutu Filmowego, dzięki której dostał możliwość ubiegania się o nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej - Oscara, otrzymał także nominację do Europejskiej Nagrody Filmowej.

11 lut 2015

Puste, białe pola - recenzja tomiku "Żuk gnojarz i gwiazdy" Zenona Dytki


Nowy tomik Zenona Dytki „Żuk gnojarz i gwiazdy” sprawia wrażenie pewnego podsumowania, nieco mniej tutaj everymana a więcej samego autora, Pewne credo zawiera  w wierszu „Żydzi i Polacy”, oznajmiając, iż kiedyś chciał zostać Żydem, bo to naród być może/ najmądrzejszy najbardziej światły (…) zachowują/ trzeźwy umysł.  Był na rozdrożu i wybrał drogę poety-wygnańca a teraz nadchodzi czas rozrachunków.

Dytko stara się więc zachować jasność umysłu, rozprawia i docieka, zadaje więcej pytań niż udziela odpowiedzi, a gdy pojawia się smutek refleksja, próbuje balansować ironią i dystansem. Nie ukrywa się za liryczną zasłoną, mówi zarazem językiem humanisty i wielbiciela nauki, który chce praktycznie oceniać świat, ale wrażliwość nie zawsze pozwala na chłodny osąd. „Żuk gnojarz” jest podobny do człowieka, pcha przed sobą życie a światło gwiazd jest drogowskazem i miejscem pochodzenia. Autor wierzy, że mimo marności i przewidywalności istnienia, sens jest tam zapisany, próbując go odczytać i zrozumieć.

7 lut 2015

Krótko pisząc: Snajper (American Sniper)

     Ameryka to kocha


   Tytułowym snajperem jest Chris Kyle - amerykańska legenda, najlepszy strzelec wyborowy Navy Seals a także mąż i ojciec. Film powstał na podstawie autobiografii i jak to bywa z takimi pozycjami, często jest po kolei, za grzecznie i po linii amerykańskiego patriotyzmu. Reżyserii podjął się Clint Eastwood i z jednej strony, widać tutaj jego rękę ale też obraz jest wizualnie podobny do "Hurt Lockera", który zdobył Oscara. Podpakowany do roli Bradley Cooper trzeci raz z rzędu został nominowany do nagrody aktorskiej i po raz trzeci raz z rzędu, nie mam pojęcia dlaczego. Jego rola jest co najwyżej poprawna, nie wznosi się w żadnym momencie ponad pewną sztampę amerykańskiego żołnierza w czasie wojny. Być moze sam Kyle wyróżniał się tylko umiejętnościami strzeleckimi i poświęceniem dla kolegów (bo nie dla rodziny).

Siedzę i myślę

Tym samym wpisał się w mit amerykańskiego bohatera, który poświęca się dla kraju i ginie tragicznie w nieoczekiwanych okolicznościach. W filmie są momenty trzymające w napięciu i niepewności, zrealizowane całkiem realistycznie i przekonująco. Dla przeciwnika Chris stał się wrogiem numer jeden a za jego głowę wyznaczono nagrodę, ale wyczekiwany pojedynek snajperski jest dość rozczarowujący. W całym filmie nie ma niczego czego byśmy do tej pory nie widzieli i nie wiedzieli o wojnie w Bliskim Wschodzie. To propozycja nade wszystko skierowana do Amerykanów (podobnie jak Boyhood), która dotyczy ich zwyczajnego bohatera w ich kawałku historii. Ludzie walili drzwiami i oknami o czym świadczy ponad 300 mln boxoffice, a ja się czasami nudziłem.



4 lut 2015

Krótko pisząc: Obywatel roku (Kraftidioten)


To nie jest kraj dla smutnych ludzi 

 

     "Obywatel roku" Hansa Pettera Molanda to chłodna jak Norwegia komedia kryminalna budząca skojarzenia z  Fargo, Tarantino i Guy'em Ritchie. Syn głównego bohatera (Stellan Skarsgard) zostaje wplątany w złe towarzystwo i zamordowany a stroskany ojciec przeprowadza srogą pomstę, ale bez zapalczywego gniewu, tylko na zimno i konsekwentnie. Na tle spokojnej Norwegii pojawia się mściciel sunący śnieżnym pługiem po zaśnieżonych drogach. Jego działalność doprowadza szybko do poważnych nieporozumień między mafią norweską i serbską, co przyspiesza wzrost liczby nowych trupów. W aferę zamieszany jest brat bohatera, synowie mafiozów a nawet "Chińczyk" - polecany płatny zabójca. Najbardziej emocjonalną postacią jest szef lokalnej banditierki (Pal Sverre Hagen), którego przyjemnie przerysowana postać pozwala, aby film pozostał w pamięci na dłużej.

Kraftidioten

    Obraz przedstawia Norwegię nieco mniej stereotypowo - to kraj dostatni, ale hasają po nim rozmaite zbiry, które jak to w filmach Tarantino czy Ritchiego, są przerysowani, śmieszni a czasem nieporadni. 

Dwaj geje muszą ukrywać swoje uczucie, pomimo panującej przecież oficjalnie tolerancji i zrozumienia dla drugiego człowieka. Ojciec nie może liczyć na policję, która szufladkuje jego syna jako bandytę i narkomana, przez co wzorem Charlesa Bronsona, musi wziąć sprawę w swoje spracowane ręce. 


Moland nie odkrywa Ameryki, ale doskonale oddaje specyficzny klimat i emocje ludzi Północy. Tym samym wpisuje się w styl kina skandynawskiego, które stworzyło swój własny język filmowy. U nas  próbę przeniesienia takiego charakteru komedii gangsterskiej podjął Cezary Pazura w "Weekendzie", a wyszło swojsko, choć niezbyt smacznie.



3 lut 2015

Skąd się bierze amerykańskie - How are you?

"Przy kontuarze stoi uśmiechnięty pracownik biblioteki, który wita mnie tradycyjnym amerykańskim How are you? (...). Już mam odpowiedzieć: "Eeee, stara bieda", ale nie bardzo mogę sobie przypomnieć, jak się po angielsku mówi "stara bieda". Wypalam więc jak typowy Amerykanin: "Świetnie! Dziękuje". Wtedy uświadamiam sobie, że tym sposobem pośrednio oświadczyłem: "Jestem zbawiony. Czeka mnie życie wieczne". Gdy chwilę później wychodzę z biblioteki z książkami za pazuchą, mam wrażenie, że jestem bardziej wyprostowany, moja głowa jest odrobinę wyżej podniesiona, idę pewniejszym krokiem. I na pewno nie miałbym na twarzy tego pogodnego uśmiechu, gdybym chwilę wcześniej zamiast ogłosić światu, że jestem zbawiony, odpowiedział: "Stara bieda", co by oznaczało, że Bóg mnie porzucił, jestem przeklęty i będę się smażył w piekle, w którym nawet nie zainstalowali klimatyzacji". 

Marek Wałkuski, Wałkowanie Ameryki, Helion 2012, s.126


Źródło: imagesbuddy.com

          "Chęć na zbawienie", że tak to ujmę, wynika z kalwińskiej teorii predestynacji zgodnie z którą, Bóg z góry określa, kto zostanie zbawiony a kto potępiony. Człowiek swoim życiem nie może tego zmienić, niemniej, poprzez ciężka pracę, bogacenie się, uczciwe i moralne życie, pokazuje innym, że Bóg właśnie jego przeznaczył (choć nie ma tu przecież pewności) do zbawienia.
Zatem, jeśli się dorobiłeś i masz pozytywny stosunek do świata, oznacza to, że Bóg cię kocha.


A kto nie chciałby być wybrańcem?

1 lut 2015

Krótko pisząc: Mandarynki (Mandariinid)

Wojna w dolinie


    Mandarynki Zazy Urushadze to film estońsko- gruziński, którego akcja toczy się w Abchazji walczącej o oderwanie się od Gruzji. Bohaterem jest stary Estończyk, który wraz z przyjacielem - właścicielem sadu, jako jedyni z żyjących tam Estończyków pozostają na miejscu, aby hodować, zbierać i sprzedawać mandarynki.  Ich rodziny, w obawie przed wojną, powróciły do ojczyzny a oni starają się zachować neutralność i nie narazić żadnej ze stron. Pewnego dnia w pobliżu ich domów w dolinie dochodzi do starcia czeczeńskich najemników z gruzińskim oddziałem. W domu bohatera kurują się ocaleli z potyczki, Gruzin i Czeczeniec, czyli przedstawiciele obu stron konfliktu. Z czasem stanie się jasne, że lokalna wojna uczyniła z nich zapiekłych wrogów, choć tak naprawdę niewiele o sobie wiedzą, podpierając ocenę stereotypami.


     Film Urushadze jest obrazem antywojennym, ale nie ma tutaj nachalnej dydaktyki, podniosłych słów, pokazywania palcem, kto jest dobry i do kogo należy racja. "Mandarynki" są pozbawione fajerwerków i upiększania wojny, akcja dzieje się w jednym miejscu a najważniejsze sprawy i dialogi rozstrzygają się pomiedzy czterema postaciami. Tylko świat zewnętrzny opętany szaleństwem zagląda do spokojnej doliny naruszając istniejącą równowagę, aby w końcu ją obalić. Zabijanie przeciwnika nie ma w sobie za grosz heroizmu a bohaterowie nie mają stalowych nerwów kuloodpornych ciał. Można by podsumować, że pomimo wojny ktoś musi zbijać skrzynki na mandarynki, tak jak trzeba zbierać siano z pola, aby się nie zmarnowało. Film został nominowany do tegorocznego Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny i prezentuje poziom wyższy od przynajmniej kilku obrazów nominowanych w kategorii na najlepszy film.