29 wrz 2015

Krótko pisząc: Sąsiady



W kamiennym kręgu


G
rzegorz Królikiewicz to twórca specyficzny, choć i to za małe słowo. Twórca „Przypadku Pekosińskiego” to oddzielny reżyser, którego filmy charakteryzują się indywidualną poetyką, surrealizmem, oniryzmem, brakiem jednolitej narracji. Czy awangarda brzmi zachęcająco?

„Sąsiady” wpisują się w rytm kina autorskiego, które do łatwych w odbiorze nie należy. Film podzielony jest na epizody, nie połączone wyraźną nicią narracyjną, choć przenikają go niektóre postacie. „Sąsiady”, bo nawet nie sąsiedzi, mieszkają w obskurnej kamienicy, ale to nie jest historia społeczna czy wyraźne odniesienie do rzeczywistości. Bardziej chodzi o relacje – udziwnione, nienaturalne, zakłóconą lub sztuczną wręcz komunikację. Światek mieszkańców kamiennicy jest przejmująco smutny i czarno-biały a pokazywana kilkukrotnie szpara między dwoma budynkami wydaje się być drogą donikąd, zwęża się i maleje.


Trzy epizody szczególnie zapadają w pamięć. Mąż wysłany przez żonę po zakup świątecznego karpia, wraca z królikiem wystającym z siatki. Ekspedientka wyjmuje go jak z kapelusza – żart i śmiech W innym miejscu mąż odgrywa w swoim mieszkaniu swoją rolę. Otwiera szeroko okno, krzyczy i bije swoją żonę, która wręcz zachęca go do tego, z kaskiem na głowie. Do kamienicy zagląda także po kolędzie ksiądz (Mariusz Pudzianowski), który poucza jawnogrzesznicę w ciąży (Anna Mucha) a potem demoluje jej mieszkanie. W innym epizodzie punktem kulminacyjnym jest wysypanie na głowę wiaderka z węglem. 

Sąsiady

Brzmi ciekawie czy odstraszająco? Czy widz powinien się trudzić z odczytywaniem symboli, czy też oddać się emocjom zawartym w filmie ? Rozum wyprowadzi widza na manowce i ku rozczarowaniu a symbole są często niejednoznaczne, nie mające jasnych odpowiedników z kulturze.

Miłość w „Sąsiadach” jest trudna do uchwycenia, są za to puste słowa, mechanizmy odruchowe. Ludzie są jak roboty w ludzkiej skórze, zapadłe głęboko w miejscu, w którym żyją. 

Wizja świata jest tutaj niepokojąco podobna do rzeczywistości lat 80., choć to może nie mieć większego znaczenia. Dekonstrukcja dotyka wszystkiego, realizm nic nie wyjaśnia, ale czy poprzez ten zabieg widz ma coś zrozumieć czy odczuć? Stawiam głównie na uczucia, wyczucie.

Bez oceny

27 wrz 2015

Nie jest ważne, by czytać, tylko by czytać wielokrotnie



„- Nikt nie może przeczytać dwóch tysięcy książek. Żyję od czterech wieków i w tym czasie przeczytałem nie więcej niż pół tuzina. Zresztą nie jest ważne, by czytać, tylko by czytać wielokrotnie. Druk, obecnie zniesiony, był czymś bardzo złym dla ludzkości, jako że mnożył do zawrotu niepotrzebne teksty.

- W moim czasie, w interesującym wczoraj – odparłem – panował przesąd, że między każdym wieczorem a rankiem dzieją się rzeczy, o których wstyd nie wiedzieć. Planeta była usiana zbiorowymi zjawami, jak Kanada, Brazylia, Kongo Szwajcarskie lub Wspólny Rynek. Niemal nikt nie znał wcześniejszej historii tych bytów platońskich, natomiast wszyscy znali najdrobniejsze szczegóły ostatniego kongresu pedagogicznego czy nieuchronnego zerwania stosunków między prezydentami i przesłań, jakie do siebie kierowali, zredagowanych przez sekretarzy z tą ostrożnością, jaka charakteryzuje tego rodzaju dokumenty.

Czytano to wszystko tylko po to, by od razu zapomnieć, gdyż po paru godzinach wypierane były przez inne sprawy, równie banalne (…)

Obrazy i wydrukowane teksty były bardziej rzeczywiste niż fakty same w sobie. Tylko to, co wydrukowane, uważało się za prawdziwe.”


Jorge Luis Borges - Opowiadanie „Utopia człowieka zmęczonego” ze zbioru „Księga piasku”, s.50

25 wrz 2015

Charakter narodowy Polaków i innych




P
ozycja Edmunda Lewandowskiego została wznowiona w serii Spektrum  Wydawnictwa Literackiego MUZA. W serii tej pojawiły się m.in. książki „Dżihad kontra McŚwiat” Barbera czy „Zderzenie cywilizacji” Huntingtona.



No i właśnie, jaki jest ten nasz „narodowy charakter”, czyli coś, co według części badaczy w ogóle nie istnieje i jest tylko zespołem stereotypów. Po lekturze książki można jednak przyjąć, że jest to pewien wyznacznik dla postrzegania narodów. Niemiecki porządek, rosyjski ekspansjonizm, żydowska mądrość, francuska elegancja – kto z nas nie zna tych określeń? Zarówno historia, literatura a nawet własne doświadczenia dają nam wiele powodów dla potwierdzenia tej ogólnej klasyfikacji. Czy istnieje zatem mentalność narodowa? Jeśli dorastający człowiek jest socjalizowany przez swoje otoczenie i miejsce w którym żyje, czy analogicznie można ten proces przełożyć na tak wielką grupę społeczną? Autor skupia się II rozdziale na „specyfice polskiego procesu historycznego”, pisząc m.in o Łabie, jako trwałej granicy cywilizacyjno – kulturowej, etnosie słowiańskim, słabości mieszczaństwa i władzy centralnej, braku rewolucji burżuazyjnej i awangardowej roli inteligencji. Są to wszystko zmienne, jakże odmienne o tych, które wystąpiły w krajach zachodnioeuropejskich.

To wszystko (a nawet oczywiście więcej, bo nawet klimat) nie mogło pozostać bez wpływu na mentalność przeciętnego mieszkańca kraju nad Wisłą. W kolejny rozdziale autor wylicza i analizuje poszczególne elementy charakterologiczne m.in.: słabą wolę, przywiązanie do równości i wolności, prymat walki i zabawy nad pracą, wielkopańską dumę, kompleks niespełnionych możliwości. Brzmi znajomo? Nie oznacza to jednak, że jesteśmy gorsi. Mamy swoje wady i zalety, ale świadomość wad i tego, jak bardzo kształtują nas pewne obiektywne okoliczności, które już przeminęły, ale wciąż tkwią w nas samych.

Lewandowski poddaje także krótszej analizie inne nacje. I tak np. dla Rosjan życie i praca kojarzy się z nieuchronnym cierpieniem i niewdzięcznym trudem. Niemcy chcą być kowalami własnego losu, „ująć go mentalnie i fizycznie”, bo boją się niepewnej przyszłości. Na Żydów silnie wpłynął stoicyzm a także konieczność życia w diasporze, a co za tym idzie, umiejętność dostosowania się do innych kultur. Stąd silny nacisk na pracę, konkurencję, edukację i solidarność, aby być lepszymi (a tym samym przetrwać) wśród obcych. Francuzi są za to nieskromni i niecierpliwi. Rewolucjoniści i zmienni buntownicy, z kolei Amerykanie to wojownicy. 

Książka zawiera oczywiście wiele przypisów, anegdot, fragmentów literackich, opinii o Polakach i ich charakterze wygłaszanych na przestrzeni wieków przez obserwatorów.

Jako ciekawostkę podam jeszcze, że m.in. Melchior Wańkowicz uważał, panuje wśród nas przekonanie, że: 


„powodzenie życiowe nie zależy od pracy, lecz od uzyskanych przywilejów”. 

Z kolei, Józef Chałasiński twierdził, że:


 „Kultura zawodowa jest u nas bardzo powierzchowna, dominujący jest wzór osobowo-społeczny amatora. W Polsce amator wzbudza podziw i uznanie, a człowiek pracy – współczucie”. 

Ile w tym wszystkim jest jeszcze prawdy, albo jak długo jeszcze będzie?


Edmund Lewandowski, Charakter narodowy Polaków i innych, MUZA SA


24 wrz 2015

Pan Posłuszny i europejska solidarność



Pan Posłuszny wiedział, że solidarność to sprawa ważna i poważna. Nie da się jej zatem nakazać ani do niej przekonać. Ona powstaje spontanicznie, gdy wielu myśli, czuje podobnie i ma wspólny cel. 

Ile prawdziwej wspólnoty celów można znaleźć między Polską a np. Hiszpanią, Finlandią czy Grecją? Trudno o prawdziwą solidarność w kwestii uchodźców, nie ma jej także w kwestii polskiego bezpieczeństwa energetycznego (Nord Stream II), bo nie ma wspólnego głosu UE wobec Rosji. Każdy sobie rzepkę skrobie i mało kogo obchodzi, że ktoś inny płaci więcej. To już jego problem. Także w kwestii Ukrainy trudno o tę „europejską solidarność”, bo części państw to w ogóle nie interesuje, część uważa, że to nie jest ich sprawa a inni, po prostu, nie chcą się narażać Rosji lub uważają tę sprawę za jej wewnętrzną sprawa (jaka Ukraina?). Tak zresztą widziano polskie powstania w XIX wieku, nieprawdaż?

Pan Posłuszny wiedział, że „solidarność europejska” to raczej pusty slogan, wytrych do emocji. W polityce, niestety, czynnik moralny funkcjonuje gdzieś na obrzeżach. Interesy grupy są zawsze wypadkową siły lidera i zdolnością do kompromisu. Bismarck powiedział, że „ludzie nie powinni wiedzieć dwóch rzeczy: jak się robi kiełbasę i jak się robi politykę”. Dlatego wrażliwców jest tam mało, a jak są, to mają dwie możliwości: stwardnieć albo odejść.

Można by zatem powiedzieć „piękna utopia”. Polityka to twarda walka interesów państw i opcji światopoglądowych a emocje i „odwoływanie się do moralności” to wersja dla mas. W niej nie ma nic za darmo, wszystko trzeba sobie wypracować, a gdy potrzeba, to nawet wyrwać. A wtedy nie ma mowy o wzniosłych hasłach i elaboratach.

Dlatego też Pan Posłuszny zawsze się uśmiecha (choć ze smutkiem), gdy słyszy o jakiejś „solidarności” naliczonej z góry. Hasła na sztandarach to papka dla mas. Nie chcesz być masą? Zacznij myśleć krytycznie.