Akademia Oscarowa ma w zwyczaju co roku dorzucić do
grona nominowanych poważnych i wysokobudżetowych filmów, jakiś film nawet poważniejszy,
ale bez wielkiego budżetu i nazwisk w obsadzie. Dwa lata temu była to "Nebraska"
- i był to najlepszy film w zestawieniu, bez szans jednak na nagrodę. Tegorocznym
szczęśliwcem okazał się „Room”,
który zdaje się mieć trochę większe szanse na nagrody. Szczególnie Brie Larson jest u bukmacherów faworytką
do Oscara za rolę pierwszoplanową.
„Pokój” podejmuje tematykę, która aż prosiła się o
dobry i ciekawy film. Po głośnym skandalu z Josephem Fritzlem czy historią
Nataschy Kampusch, temat kobiet więzionych latami przez seksualnych porywaczy
wydawał się być idealny do realizacji. Dzieła tego podjął się irlandzki reżyser
Lenny Abrahamson, twórca już nagradzany i doceniany.
„Pokój” opowiada zatem historię Ma (Brie Larson) i
Jacka (Jacob Tremblay) – kobiety i pięcioletniego chłopca, którzy mieszkają w baraku.
Z początku widz nie wie, skąd się tam wzięli i co ich tam trzyma. Dopiero gdy
pojawia się „Duży Nick”, który wygląda na zupełnie zwykłego mieszkańca
przedmieść, można się już domyśleć.
Jack, który na czas wieczornych „odwiedzin” swojego
ojca śpi w małej szafie urodził się w szopie i spędził w niej całe
dotychczasowe życie. Porwana kilka lat wcześniej matka wykreowała dla niego
zastępczy świat – szopę z telewizorem a małe okienko w dachu jest podglądem na
kosmos.
Film podzielony jest na dwie wyraźne części – pierwsza
to codzienne, zwyczajowe życie w niewoli, rytuały, konflikty i problemy. Druga
część do próby przywrócenia się wolności. Dla Ma to powrót do prawdziwego świata
a dla Jacka to pierwsza inicjacja. Ich ciasna ale i mocna więź musi ulec
pewnemu przewartościowaniu. Mały musi się częściowo uwolnić od matki a matka
musi się uwolnić od przeszłości. Ma wyrzuca swojej matce, że kiedyś kazała
pomóc nieznajomemu z chorym psem a ojciec
nie jest w stanie spojrzeć na wnuka – owoc współżycia z porywaczem.
Pierwsza część filmu jest lepsza – klaustrofobia miejsca
pozwala lepiej poznać dwójkę bohaterów, potem całość przechodzi trochę w dramat
społeczno – rodzinny.
Pierwszoplanowym bohaterem jest jednak Jack, choć
reżyser nie zdecydował się, aby wniknąć w jego duszę i podjąć próbę pokazania
świata jego oczami. To co otrzymuje widz wydaje się być w pełni zadowalające. Dziecięce
pożegnanie z wyposażeniem szopy wygląda jak pożegnanie starego misia, ale jest
zarazem obustronnym katharsis – dla matki i syna. Mały przez długi czas wierzy (niczym Samson), że jego siła pochodzi od długich włosów, jakie wyniósł jeszcze z pokoju. Moment ich obcięcia podyktowany jest szczególną sytuacją i jest wyrazem dojrzałości chłopca. Można odnieść wrażenie, że przymusowa separacja od świata spowodowała, że jest on bardziej wrażliwy na rzeczywistość i emocje innych osób.
O tym, że film jest naprawdę godny obejrzenie nie decyduje
tylko temat, ani scenariusz, ale również przekonująca gra aktorska. Oglądając
film nie zastanawiałem się zbytnio „jak to jest zagrane”, bo aktorzy czuli się
w swoich rolach swobodnie i przekonująco. Szkoda, że bardzo naturalny Jacob Tremblay
nie otrzymał nominacji, bo przecież dziewczynka z „Bestii z południowych krain” na
takową zasłużyła. Wybrano takiego sympatycznego słodziaka (który jednak potrafi
się zdenerwować), że trudno przejść wobec jego roli obojętnie.
Abrahamson bardzo sprawnie i z czuciem wyważył
wszystkie podejmowane w filmie aspekty. Widz zostaje zaangażowany w tę opowieść
do początku do końca.
Tytuł oryginalny: Room
Reżyseria: Lenny Abrahamson
Scenariusz: Emma Donoghue
Gatunek: Dramat
Rok: 2015
Obsada: Brie
Larson, Jacob Tremblay, Sean Bridgers, Joan Allen
Bardzo zachęcasz do obejrzenia. Lubuję się w dramatach-obyczajowych więc na pewno będzie to też coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńKoniecznie, mocny film :)
Usuńrecenzja bardzo zachęca do obejrzenia!
OdpowiedzUsuńzawsze szczerze ;)
UsuńTwoja recenzja brzmi intrygująco. Dopisuję do mojej długiej listy filmów do obejrzenia :)
OdpowiedzUsuńTez mam długą listę i mam wrażenie, że ciągle się wydłuża ;)
Usuń