„W niedzielę ruszałem w drogę powrotną nocnym, przeważnie całkowicie pustym autobusem. Tak przeżarty rdzą, że jakby z rdzy ulepiony jelcz jechał nieznajomymi, polnymi i bocznymi drogami. Niekiedy się zdawało leci wprost na przełaj przez wzgórza. Czasem się zatrzymywał w dziwnych przystankach; w tajemnych – najpewniej z góry umówionych – miejscach. (…)Raz po raz wjeżdżaliśmy – niczym na ważne dworce – na wiejskie podwórza, na których trwały osobliwe nocne krzątaniny, wesela, festyny, świniobicia. Grali muzykanci, płonęły ogniska, pijane dziewczyny w wyplamionych sukniach ślubnych stukały w szybę, po której toczyła się moja nieprzytomna głowa, zabierz mnie – szeptały.(…) Bóg wie, gdzie prowadziła droga. A jednak z kolejnego snu wypełnionego gęstym jak śluz zapachem budziłem się nieoczekiwanie w samym sercu austro – węgierskiego miasteczka. Kierowca uśmiechał się szeroko, mówił, że nawet niewiele nadłożył; co tydzień szukałem jakichś drobnych, co tydzień zdawało mi się za mało; on skrupulatnie liczył i zawsze na koniec ze świadomością aforystycznej doniosłości mówił – Nie jest to dużo, ale nieraz jest to wszystko”
Jerzy Pilch, Wszystkie historie [w] Moje pierwsze samobójstwo i dziewięć innych opowieści, Świat Książki, s.78-79
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze