23 paź 2015

Bel Canto – Birds of passage (1989)





J
ak najkrócej określić tę płytę?  „Birds of passage” jest jak połączenie Cocteau Twins z Dead Can Dance. Muzyka może budzić uzasadnione skojarzenia z DCD, z kolei wokal oscyluje w klimatach Elisabeth Fraser. To najkrótsza definicja, choć stawiająca zespół w roli epigonów, a oni jednak mają swój styl.

„Birds of passage” to druga płyta norweskiego tria, które niebawem stało się duetem. Bel Canto oznacza „piękny głos”, który należy do Anneli Drecker (wspieranej czasem przez Nilsa Johansena). Swoim, jak to się określa - „angel voice”, spaja mroczne syntetyczne dźwięki, niespieszne krajobrazy realizmu przechodzącego gładko w surrealizmu. Niektóre kompozycje mają klimat bardziej podniosły jak szczególnie „Dewy Fields” albo w mniejszym stopniu „Time without end”. Oprócz dźwięków syntezatora pojawiają się także trąbki, fortepian a w „The Glassmaker” słychać nawet wschodnie wpływy. Niemniej, jeżeli chcemy kategoryzować, można umieścić norweskie trio w ramach podgatunku etheral oraz dream pop.

W warstwie tekstowej mamy relację dwojga osób (ona zwraca się do niego), dominuje smutek, ból, opuszczenie, przemijanie, poszukiwanie ale i przeczucie istniejącego i narastającego zagrożenia i końca. W zestawieniu ze stonowaną muzyką, raczej pozbawionej nagłych zwrotów tempa, nie jest to dobre rozwiązanie na chandrę, choć może być inspirujące. Słychać tutaj wpływy filozofii New Age w melancholijnej otoczce.

Do moich ulubionych utworów z tej płyty należą podniosłe „Dewy Fields” (Pola Rosy albo Zroszone pola), który zainspirował mnie do napisania wiersza „tryb zgodności”. Czego metaforą są „Pola Rosy”? Nie posiadam jednoznacznej odpowiedzi i bardzo mi ta niepewność odpowiada. 

Drugim utworem jest „The Suffering”, piosenka o niemniej tajemniczym klimacie, bardziej spokojna, choć równie niepokojąca jak „Dewy Fields”. 



"Send me a message
Escort me through the passage
Into the dark side of life
Let me slip into the eternity
I sense a light, a cave so bright"


"Intravenous" 


Bardziej „piosenkowy” w tym zestawie jest utwór „A shoulder to the Wheel”. Bardziej skocznie i radiowo brzmi jeszcze drugi singiel, czyli tytułowy „Birds of passage”. Zapewne z tego względu zostały wybrane na single i nakręcono do nich teledyski, które wizualnie korespondują z  muzyczną estetyką.
Pozostaje tylko żałować, że do dwóch wcześniej wymienionych piosenek nie powstała żadna oficjalna wizualizacja.


Ten album ma już 26 lat ale wciąż brzmi nieźle i mogę go polecić miłośnikom takiej muzyki. Wydany 4 lata później album „Shimmering, warm and bright” jest już nieco słabszy. 



Być może wpływ na to miało odejście Geira Jenssena, który zaczął eksperymentować pod nazwą Biosphere i do dziś tworzy bardzo minimalistyczny i mroźny ambient. 

Jenssen pochodzi i mieszka (mieszkał?) w Tromso, czyli 350 km za kołem polarnym, co dobitnie świadczy o surowej spójności dźwięków i klimatu.

Tak na ochłodzenie zatem:



1.   Look 3
2.   Dewy Fields
3.   Continuum
4.   The Suffering
5.   The Glassmaker
6.   Picnic on the Moon
7.   Intravenous
8.   Oyster
9.   Birds of passage 
10.     A shoulder to the Wheel
11.     Time without end 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za odwiedziny i komentarze