J
|
„Birds
of passage” to druga płyta norweskiego tria, które niebawem stało się duetem. Bel
Canto oznacza „piękny głos”, który należy do Anneli Drecker (wspieranej czasem przez
Nilsa Johansena). Swoim, jak to się określa - „angel voice”, spaja mroczne
syntetyczne dźwięki, niespieszne krajobrazy realizmu przechodzącego gładko w
surrealizmu. Niektóre kompozycje mają klimat bardziej podniosły jak szczególnie
„Dewy Fields” albo w mniejszym stopniu „Time
without end”. Oprócz
dźwięków syntezatora pojawiają się także trąbki, fortepian a w „The Glassmaker” słychać nawet wschodnie
wpływy. Niemniej, jeżeli chcemy kategoryzować, można umieścić norweskie trio w ramach podgatunku etheral oraz dream pop.
W
warstwie tekstowej mamy relację dwojga osób (ona zwraca się do niego),
dominuje smutek, ból, opuszczenie, przemijanie, poszukiwanie ale i przeczucie
istniejącego i narastającego zagrożenia i końca. W zestawieniu ze stonowaną
muzyką, raczej pozbawionej nagłych zwrotów tempa, nie jest to dobre rozwiązanie
na chandrę, choć może być inspirujące. Słychać tutaj wpływy filozofii New Age w melancholijnej otoczce.
Do
moich ulubionych utworów z tej płyty należą podniosłe „Dewy Fields” (Pola Rosy albo Zroszone pola), który zainspirował
mnie do napisania wiersza „tryb zgodności”. Czego metaforą są „Pola Rosy”? Nie
posiadam jednoznacznej odpowiedzi i bardzo mi ta niepewność odpowiada.
Drugim
utworem jest „The Suffering”,
piosenka o niemniej tajemniczym klimacie, bardziej spokojna, choć równie
niepokojąca jak „Dewy Fields”.
"Send me a message
Escort me through the passage
Into the dark side of life
Let me slip into the eternity
I sense a light, a cave so bright"
"Intravenous"
Bardziej
„piosenkowy” w tym zestawie jest utwór „A
shoulder to the Wheel”. Bardziej skocznie i radiowo brzmi jeszcze drugi
singiel, czyli tytułowy „Birds of
passage”. Zapewne z tego względu zostały wybrane na single i nakręcono do
nich teledyski, które wizualnie korespondują z muzyczną estetyką.
Pozostaje
tylko żałować, że do dwóch wcześniej wymienionych piosenek nie powstała żadna
oficjalna wizualizacja.
Ten
album ma już 26 lat ale wciąż brzmi nieźle i mogę go polecić miłośnikom takiej
muzyki. Wydany 4 lata później album „Shimmering, warm and bright” jest już
nieco słabszy.
Być
może wpływ na to miało odejście Geira Jenssena, który zaczął eksperymentować
pod nazwą Biosphere i do dziś tworzy
bardzo minimalistyczny i mroźny ambient.
Jenssen pochodzi
i mieszka (mieszkał?) w Tromso, czyli 350 km za kołem polarnym, co dobitnie świadczy o
surowej spójności dźwięków i klimatu.
Tak na ochłodzenie zatem:
1. Look 3
2. Dewy Fields
3. Continuum
4. The Suffering
5. The Glassmaker
6. Picnic on the Moon
7. Intravenous
8. Oyster
9. Birds of passage
10.
A shoulder to the Wheel
11.
Time without end
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze