19 paź 2015

Antologia polskiej animacji cz. I



N
a początku zamierzchłych lat 90. TVP1 zaczęła nadawać późnym wieczorem i w środku tygodnia program o… polskich filmach animowanych. Nie chodziło jednak o filmy dla dzieci, ale dla dorosłych (choć nie w tym znaczeniu). Animacja jest mniej znanym i rozpoznawalnym elementem polskiej kinematografii, ale stanowiła wizytówkę polskiej kultury na świecie.

W tym wieczornym programie pierwszy raz obejrzałem filmy dotąd pokazywane zazwyczaj na festiwalach filmowych lub, kiedyś, przed projekcjami w kinach. Zbyt metaforyczne, zbyt trudne, zbyt autorskie, aby być interesujące i zrozumiałe dla szerokiej publiczności. Pamiętam, jakie wrażenie wywarły na mnie „Schody” Schabenbecka z 1968 roku – prosta, ale wymowna metafora ludzkiego losu. Plastelinowy człowiek na początku dziwi się i nie rozumie słowa „schody”. Stopnie początkowo są łatwe do pokonania a postać porusza się lekko, choć niepewnie, jakby jeszcze  zdziwiona sytuacją. 


Każda antologia jest pewnym kompromisem, gdyż należy wybrać dzieła reprezentatywne dla gatunku ale także wypada przedstawić różne wizje artystyczne. Tym samym, nie jest to animacyjne „Greatest Hits”, ale przegląd tego, co w animacji było wpływowe, ale i osobne, odkrywcze i odważne. Antologia jest przeglądem epok od końca lat 50  („Dom” Borowczyka i Lenicy) aż po początek nowego wieku („Ichthys” Skrobeckiego i „Katedra” Bagińskiego).


„Dom” z 1958 roku stanowi pierwszy głęboki oddech po okresie socrealizmu. To surrealistyczna wizja złożona z kilku epizodów, zrealizowana z wykorzystaniem techniki kolażu, animacji przedmiotów, ruchu postaci i fotogramów.
Obraz retro, dość trudny w odbiorze, wizualny i silnie zmetaforyzowany opatrzony niepokojącymi dźwiękami. Opowiada, a raczej pokazuje wyobcowanie, poszukiwanie czułości, uwagi a także niepokój i rozpad.

„Zmiana warty” (1958, Haupe i Bielińska) to film bardziej przejrzysty i czytelny. W bajkowym świecie postaciami są … pudełka od zapałek, które spędzają czas na musztrze. Dochodzi tutaj do płomiennego romansu strażnika i księżniczki. W tle banalnej historii miłosnej  widz znajdzie alegoryczne przedstawienie państwa totalitarnego z jego normami i ograniczeniami. Zakaz „nie palić” napisany w kilku językach ma tutaj wymowę dwuznaczną.


„Filozofująca” animacja, określana wręcz mianem „żartu filozoficznego”, swoistej anegdoty z podtekstem, stanowiła główny nurt wśród polskich twórców przez cała lata 60. 

„Labirynt” (1961, Lenica) to przemyślana i spójna wizja plastyczna miasta – labiryntu, pułapki zamieszkanej przez dziwaczne postacie, wycięte z papieru. Z wierzchu jest to zwykłe miasto pełne XIX wiecznych kamienic, nad które nadlatuje skrzydlaty mężczyzna w meloniku. Labirynt jest krytyką totalitaryzmu i jego wpływu na jednostkę, w finale opowieści symbolizowaną przez czarne ptaki.

„Igraszki” (1962, Urbański) to dynamiczna, jednolita pod względem użytych środków, pacyfistyczna satyra na ludzką słabość do generowania konfliktów. Tytułowymi, jakby się zdawało, niewinnymi „igraszkami” są kolejne konflikty zbrojne, począwszy od epoki kamiennej aż do zupełnej anihilacji. Widz nie zna ich przyczyn ale poznaje konsekwencje. Tło animacji zmienia stopniowo się od ciemnożółtego do krwawo-czerwonego.

„Czerwone i czarne” (1963, Giersz) to lekka i zabawna powiastka o torreadorze walczącym z bykiem przy aplauzie publiczności. Autor maluje swoje postacie pędzelkiem na celuloidzie a także interweniuje bezpośrednio w akcję.  Dzięki nowatorskiej technice i sprawnej animacji autorowi udało się oddać dynamikę starcia antagonistów. Podobnym w klimacie filmem jest „Mały western”, w którym podejmuje grę z konwencją westernu. Lekkość formy i humor to cechy wyróżniające Witolda Giersza na tle innych polskich twórców.


„Klatki” (1966, Kijowicz) – w tym filmie więźnia od strażnika odróżnia tylko czapka a dzieli krata i wyjście. Strażnik pozwala więźniowi  na swobodę twórczą, ale gdy ta staje się zbyt duża, zostawia go z niczym. Ten zaczyna wtedy snuć idee, bo przecież „myślę, więc jestem”. Strażnik łapie jednak myśli w siatkę a potem odbiera więźniowi piłę. Nie ma jednak tylko jednej klatki. Granica między wolnością a zniewoleniem jest płynna i pozorna.



Wraz z końcem lat 60. twórcy animacji zaczęli odchodzić od nurtu „filozoficznego”, czego symbolem stała się „Podróż” Szczechury z 1970 r. Marcin Giżycki nazywa ten film „jednym z bodaj najbardziej kontrowersyjnych”, jakie powstały w Polsce. Otóż przez większość filmu widać postać w wagonie kolejowym, która dokądś zmierza. W tle przewija się krajobraz, który jako jedyny oprócz chrzęstu pociągu, daje poczucie ruchu. Potem już tylko wejście do domu, wyjście i ponowna podróż. Monotonia i powtarzalność, jednostajność od której przecież staramy się uciec.

„Syn” (1970, Czekała) to dość skromny graficznie, ale niebanalny paradokument z wizją, traktujący o relacji między starymi rodzicami pozostałymi na wsi a synem, który wyjechał do miasta. Wizja mroczna, oszczędna i smutna pokazująca ludzi, którzy są dla siebie obcy. Film odnosi się do realnych zmian społecznych – przepływu młodych ze wsi do miast, co pogłębiało naturalne różnice pokoleniowe.

„Apel” (1970, Czekała) o ile „Syn” został zrealizowany w tonacji ziemistej to „Apel” jest filmem czarno – białym. Postacie więźniów na apelu w obozie stanowią masę ludzką, którą „ćwiczy” nadzorca krótkimi poleceniami „auf” i „nieder”. Potem te bezosobowe postaci padają w ogniu karabinu maszynowego a nadzorca podchodzi do ostatniego stojącego więźnia.

c.d.n


Przy pisaniu wspierałem się tekstem Marcina Giżyckiego zawartego w „Antologii Polskiej Animacji” oraz opisami filmów z kanału YT Studia Miniatur Filmowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za odwiedziny i komentarze