N
|
a
początku zamierzchłych lat 90. TVP1 zaczęła nadawać późnym wieczorem i w środku
tygodnia program o… polskich filmach animowanych. Nie chodziło jednak o filmy
dla dzieci, ale dla dorosłych (choć nie w tym znaczeniu). Animacja jest mniej
znanym i rozpoznawalnym elementem polskiej kinematografii, ale stanowiła
wizytówkę polskiej kultury na świecie.
W
tym wieczornym programie pierwszy raz obejrzałem filmy dotąd pokazywane
zazwyczaj na festiwalach filmowych lub, kiedyś, przed projekcjami w kinach.
Zbyt metaforyczne, zbyt trudne, zbyt autorskie, aby być interesujące i
zrozumiałe dla szerokiej publiczności. Pamiętam, jakie wrażenie wywarły na mnie
„Schody” Schabenbecka z 1968 roku –
prosta, ale wymowna metafora ludzkiego losu. Plastelinowy człowiek na początku
dziwi się i nie rozumie słowa „schody”. Stopnie początkowo są łatwe do
pokonania a postać porusza się lekko, choć niepewnie, jakby jeszcze zdziwiona sytuacją.
Każda
antologia jest pewnym kompromisem, gdyż należy wybrać dzieła reprezentatywne
dla gatunku ale także wypada przedstawić różne wizje artystyczne. Tym samym,
nie jest to animacyjne „Greatest Hits”, ale przegląd tego, co w animacji było
wpływowe, ale i osobne, odkrywcze i odważne. Antologia jest przeglądem epok od
końca lat 50 („Dom” Borowczyka i Lenicy)
aż po początek nowego wieku („Ichthys” Skrobeckiego i „Katedra” Bagińskiego).
„Dom” z
1958 roku stanowi pierwszy głęboki oddech po okresie socrealizmu. To surrealistyczna
wizja złożona z kilku epizodów, zrealizowana z wykorzystaniem techniki kolażu,
animacji przedmiotów, ruchu postaci i fotogramów.
Obraz
retro, dość trudny w odbiorze, wizualny i silnie zmetaforyzowany opatrzony
niepokojącymi dźwiękami. Opowiada, a raczej pokazuje wyobcowanie, poszukiwanie
czułości, uwagi a także niepokój i rozpad.
„Zmiana warty”
(1958, Haupe i Bielińska) to film bardziej przejrzysty i czytelny. W bajkowym
świecie postaciami są … pudełka od zapałek, które spędzają czas na musztrze. Dochodzi
tutaj do płomiennego romansu strażnika i księżniczki. W tle banalnej historii
miłosnej widz znajdzie alegoryczne
przedstawienie państwa totalitarnego z jego normami i ograniczeniami. Zakaz „nie
palić” napisany w kilku językach ma tutaj wymowę dwuznaczną.
„Filozofująca”
animacja, określana wręcz mianem „żartu filozoficznego”, swoistej anegdoty z
podtekstem, stanowiła główny nurt wśród polskich twórców przez cała lata 60.
„Labirynt”
(1961, Lenica) to przemyślana i spójna wizja plastyczna miasta – labiryntu, pułapki
zamieszkanej przez dziwaczne postacie, wycięte z papieru. Z wierzchu jest to
zwykłe miasto pełne XIX wiecznych kamienic, nad które nadlatuje skrzydlaty
mężczyzna w meloniku. Labirynt jest krytyką totalitaryzmu i jego wpływu na
jednostkę, w finale opowieści symbolizowaną przez czarne ptaki.
„Igraszki”
(1962, Urbański) to dynamiczna, jednolita pod względem użytych środków, pacyfistyczna
satyra na ludzką słabość do generowania konfliktów. Tytułowymi, jakby się
zdawało, niewinnymi „igraszkami” są kolejne konflikty zbrojne, począwszy od
epoki kamiennej aż do zupełnej anihilacji. Widz nie zna ich przyczyn ale
poznaje konsekwencje. Tło animacji zmienia stopniowo się od ciemnożółtego do
krwawo-czerwonego.
„Czerwone i czarne”
(1963, Giersz) to lekka i zabawna powiastka o torreadorze walczącym z bykiem
przy aplauzie publiczności. Autor maluje swoje postacie pędzelkiem na
celuloidzie a także interweniuje bezpośrednio w akcję. Dzięki nowatorskiej technice i sprawnej
animacji autorowi udało się oddać dynamikę starcia antagonistów. Podobnym w
klimacie filmem jest „Mały western”,
w którym podejmuje grę z konwencją westernu. Lekkość formy i humor to cechy wyróżniające
Witolda Giersza na tle innych polskich twórców.
„Klatki”
(1966, Kijowicz) – w tym filmie więźnia od strażnika odróżnia tylko czapka a
dzieli krata i wyjście. Strażnik pozwala więźniowi na swobodę twórczą, ale gdy ta staje się zbyt
duża, zostawia go z niczym. Ten zaczyna wtedy snuć idee, bo przecież „myślę, więc
jestem”. Strażnik łapie jednak myśli w siatkę a potem odbiera więźniowi piłę.
Nie ma jednak tylko jednej klatki. Granica między wolnością a zniewoleniem jest
płynna i pozorna.
Wraz
z końcem lat 60. twórcy animacji zaczęli odchodzić od nurtu „filozoficznego”,
czego symbolem stała się „Podróż”
Szczechury z 1970 r. Marcin Giżycki nazywa ten film „jednym z bodaj najbardziej
kontrowersyjnych”, jakie powstały w Polsce. Otóż przez większość filmu widać
postać w wagonie kolejowym, która dokądś zmierza. W tle przewija się krajobraz,
który jako jedyny oprócz chrzęstu pociągu, daje poczucie ruchu. Potem już tylko
wejście do domu, wyjście i ponowna podróż. Monotonia i powtarzalność,
jednostajność od której przecież staramy się uciec.
„Syn”
(1970, Czekała) to dość skromny graficznie, ale niebanalny paradokument z wizją,
traktujący o relacji między starymi rodzicami pozostałymi na wsi a synem, który
wyjechał do miasta. Wizja mroczna, oszczędna i smutna pokazująca ludzi, którzy
są dla siebie obcy. Film odnosi się do realnych zmian społecznych – przepływu młodych
ze wsi do miast, co pogłębiało naturalne różnice pokoleniowe.
„Apel”
(1970, Czekała) o ile „Syn” został zrealizowany w tonacji ziemistej to „Apel”
jest filmem czarno – białym. Postacie więźniów na apelu w obozie stanowią masę
ludzką, którą „ćwiczy” nadzorca krótkimi poleceniami „auf” i „nieder”. Potem te
bezosobowe postaci padają w ogniu karabinu maszynowego a nadzorca podchodzi do
ostatniego stojącego więźnia.
c.d.n
Przy
pisaniu wspierałem się tekstem Marcina Giżyckiego zawartego w „Antologii Polskiej
Animacji” oraz opisami filmów z kanału YT Studia Miniatur Filmowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze