Film Yorgosa Lanthimosa w stosunku do solidnie przegiętego „Kła” jest dużym krokiem we właściwym
kierunku (nie widziałem jeszcze „Alp”).
Nie traktuje jednak „Kła” za film nieudany, ale psychologiczna strona tego
obrazu jest mocno umowna i jak dla mnie, raczej sfałszowana.
Tamtejszy świat jest „naszym światem”, z kolei rzeczywistość
„Lobstera” można odebrać bardziej
wielowymiarowo. Może być to świat alternatywny albo świat przyszłości ale to
także surrealistyczne i skrzywione odbicie „naszego świata”.
David (Colin Farrell) jest człowiek średniego wieku, z brzuszkiem,
okularach i wąsach a la „janusz”. Po stracie partnerki zostaje skierowany do
specjalnego hotelu, w którym ma określony czas, aby znaleźć nową towarzyszkę
dalszego życia. Kolejne dni może zdobywać dzięki „upolowanym” w lesie
samotnikom. Jeżeli jednak jego czas dobiegnie końca zostanie przemieniony w
zwierzę, które w całej wspaniałomyślności, może sobie sam wybrać. Większość
ludzi wybiera psy a on decyduje się na homara,
bo „ma błękitną krew, długo żyje a poza tym on lubi wodę”. Żelazna logika
pozbawiona jednak głębszej antycypacji, z czym widz będzie miał do czynienia
przez cały film.
W hotelu nie wolno się
masturbować (za co grożą parzące kary) a „pogotowiem seksualnym” zajmuje się
pokojówka. Tym, którym uda się dobrać, przysługują większe uprawnienia a nawet
wakacje na jachcie (plus dziecko do zestawu, bo „dzieci pomagają utrwalić związek”). Prawda czasu, prawda ekranu.
Ciche okrucieństwo personelu wobec pensjonariuszy, wobec samotników i
tak naprawdę, wszystkich wobec wszystkich. Momenty ludzkich odruchów na tym tle jawią jako dziwne i nienaturalne. Brak
empatii, socjopatia, brak reakcji na czyjeś cierpienie i poniżenie w takim
natężeniu i podane na chłodno pozwalają jednak zauważyć, że nie jest to niczym
nadzwyczajnym w naszej rzeczywistości. Inaczej się sprawa ma, gdy zostaje to
podane na zimno, w mocno krzywym zwierciadle.
Reżyser podejmuje też
problem braku wolności w świecie,
który sprawia wrażenie wolnego (miasto w filmie niczym nie różni się od miast
współczesnych). Bohaterów zewsząd i na każdym kroku obejmują zakazy i nakazy.
Na początku jest to bezwzględny
nakaz zdobycia partnera a potem, gdy David pojawia się wśród samotników jest to
bezwzględny zakaz flirtu. Dobieranie
się w pary także ma charakter mechaniczny i bezrefleksyjny, bardziej motywowany
chyba obawą przed redukcją do roli zwierzęcia. Próby znalezienia kogoś są
zazwyczaj żałosne lub drętwe, albo…w ogóle nie występują.
Pensjonariuszom przedstawia
się prostackie instruktaże zachowania wobec siebie a oni sami dobierają się poprzez
cechy zewnętrzne (krwawienie z nosa, brak odczuwania emocji, powłóczenie nogą).
Jak dwa dodać dwa.
David jest częścią tego
świata ale funkcjonuje gdzieś na jego obrzeżach, o czym świadczy scena z pierwszą
partnerką i psem. Nawet gdy poznaje odkrywa miłość (Rachel Weisz), nie jest w stanie uwolnić się od nakazu wspólnej
cechy zewnętrznej (krótkowidztwo) a zamiast słów, które mogą ich zdradzić przed
innymi, opracowują skomplikowany system gestów.
Lanthimos
zdaje się naśmiewać okrutnie ze współczesnych związków, które traktujemy jak
towar lub transakcję kupna – sprzedaży. Zewnętrzne dopasowanie staje się fetyszem,
pewnym i materialnym punktem oparcia wobec mglistego pojęcia uczuć. Tak jak nie
naprawiamy już budzików tylko kupujemy nowe, tak samo nie staramy się naprawiać
związków. Matematyka w świecie humanistyki.
Film dzieli się wyraźnie na
dwie części: życia w hotelu dla samotników wypełnionego różnorodnymi
indywiduami oraz życia w lesie wśród samotników w ortalionach. Z początku można
przypuszczać, że świat „leśnych” singli będzie bardziej naturalny, ale to tylko
złudzenie. Singiel ma w obowiązku, o co dba zimna jak lód ich liderka (Lea Seydoux), aby wykopać sobie
zawczasu grób, bo przecież „nikt tego za
niego nie zrobi”, a przecież nikt nie chce być wykopanym przez leśne
zwierzęta.
Z kolei gdy „leśni” wybierają
się do miasta muszą dbać o to, aby być w parach, inaczej narażą się na
podejrzliwość stróżów prawa, którzy z pewnością zażądają świadectwa ślubu.
Aktorzy odgrywają swoje role w pełni świadomi projektu, w którym biorą udział. Ze szczególnym uwzględnieniem Colina Farrella, przekonującego w swej niezdarności i zakłopotaniu.
Twórczość greckiego reżysera
zdaje się być pokrewną filmom Larsa von
Triera i w obu przypadkach czuję się zmęczony psychicznie oglądając ich
wizje, które przecież nie są tak odległe, jak może się wydawać.
Również ostatnia scena
(podobnie jak ta w „Kle”) pozostawia
widza w drażniącej niepewności, gdyż każdy wybór jest przełamaniem tego, co
wyuczone i zaakceptowane. Już jestem ciekawy co reżyser wymyśli następnym
razem.
Tytuł oryginalny: Lobster
Reżyseria: Yorgos Lanthimos
Scenariusz: Efthymis Filippou Yorgos Lanthimos
Gatunek: Thriller, Sci-Fi, Dramat
Rok: 2015
Obsada: Colin Farrell, Rachel Weisz, Lea Seydoux, Ben Whishaw,
Olivia Colman, John C.Reilly
W najbliższych dniach planuję obejrzeć "Homara". Jestem bardzo ciekawa tego filmu.
OdpowiedzUsuńMój blog o kulturze
A oglądałem nawet dwa dni temu. Średnio przepadam za takimi dziwactwami, ale dałem się wciągnąć i przyznaję, że facet ma fantazję wymyślając takie rzeczy. Z jednej strony zupełnie nieprawdopodobne, ale jak się głębiej zastanowić to może i nie...
OdpowiedzUsuńW "Kle" takie wydziwianie mnie nie przekonało, ale tutaj już mu uwierzyłem. Czasem takie wykrzywione zwierciadło lepiej odwzorowuje rzeczywistość, niż wierna relacja z tego co widać :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa, ale ryjąca mózg metafora. Muszę to obejrzeć :) podoba mi się taki klimat na granicy absurdu, ukazujący mechanizmy rządzące naszym życiem i często ich brak sensu. Pozycja obowiązkowa! Twoj blog to wybawienie :)
OdpowiedzUsuńSpecjalizuje się w metaforach ;) a film czasami wręcz dręczący skrajnościami i absurdem, ale pozytywnie. Dzięki :)
Usuń