2 mar 2016

Demon kontra Czerwony Pająk czyli banalność zła



Filmy Wrony i Koszałki nie są obrazami gatunkowymi i wymagają bardziej indywidualnego podejścia, właściwej nuty wrażliwości. Oba dzieła zaliczyłbym do grona filmowych wizji „poetyckich”, gdyż znacznie więcej przekazują obrazem niż słowami. Niemniej, na tym gruncie większy potencjał miał „Demon”, ale to „Czerwony Pająk” jest w większym stopniu wizyjny i przemyślany.


(Uwaga – tekst zawiera spoilery)

„Demon” zaczyna się znakomicie a poziom niepokoju widza godny jest dobrego thrillera. Pan Młody – Żyd (w tej roli naprawdę dobry Itay Tiran) przyjeżdża na polską prowincję, na ślub i wesele z Polką, którą za pośrednictwem jej brata poznał przez Internet. Poznaje przyszłego teścia Zygmunta (Andrzej Grabowski), który mówi po angielsku i sprawia wrażenie człowieka światowego, ale kłącze niezapomnianego Wojnara z „Wesela” Smarzowskiego jest tylko ukryte, aby wykwitnąć we właściwym momencie. Również bracia Panny Młodej (Agnieszka Żulewska) „Jasny” i „Ronaldo” (Tomasz Schuchardt i Tomasz Ziętek) to swojaki, co to wszystko zrobią i ze wszystkim pomogą. Trzeba jednak przyznać, że „Ronaldo” sprawia wrażenie bardziej tajemniczego, dziwnego, trochę konfrontacyjnego. Bohater od początku widzi pewną kobietę a potem przypadkiem wykopuje kości. Od tego momentu z wolna odchodzi od siebie a w jego ciało wchodzi Dybuk, zbłąkana dusza niegdyś zamordowanej Żydówki. Piotr (Pyton) zaczyna mówić w jidysz i sprawia wrażenie chorego na epilepsję a jego nowa rodzina staje na głowie, aby ukryć ten fakt przed weselnikami. Ojciec oskarża syna, że to on poznał go z siostrą a córka dowiaduje się o kościach na podwórku. Ksiądz rejteruje w zetknięciu ze zjawiskiem niewyjaśnionym a sceptyczny lekarz – ateista sprawia wrażenie uniesionego kontaktem z tajemnicą.


Wrona przemawia głównie obrazami a dialogi są często głównie dopełnieniem tego, co widzimy i możemy odczuwać. Odniosłem wrażenie, że tym samym przegaduje trochę film, niepotrzebnie (a może niechcący) nawiązuje do Smarzowskiego i Wyspiańskiego. Jedyną osobą, która zna jidysz i próbuje nawiązać kontakt z nawiedzonym jest stary nauczyciel Wentz (Włodzimierz Press), ostatni, który pamięta i wspomina żydowską społeczność tego miejsca.

Dom, w którym mieli zamieszkać młodzi, zostaje zburzony a  jego samochód zepchnięty ze skarpy – nie zostanie nawet ślad. Co jednak chciał przekazać twórca? Czy chodziło o to, że dawne, ciemne sprawy będą powracać, aż nie zostaną uczciwie i godnie rozwiązane (należyte pochowanie szczątków?). Czy jest to tylko metafora, że historia ciągle powraca a nieprzyjemna przeszłość czai się tuż pod stopami? Na górze zabawa i zapomniane zaszłości a na dole czai się demon? A może chodziło także o to, że wobec tajemnicy człowiek jest bezradny a nawet zagorzały ateista zacznie chodzić po bagnistej łące i rozmawiać z duchami? Nie wiem. Każdy musi sam obejrzeć i ocenić, ale to obraz bardziej trafiający w ducha, niż w rozum. Odnoszę także wrażenie, że reżyser chciał pokazać coś więcej, ale zagubił się trochę po drodze a może przeszarżował?


P.S Podobno Itay Tiran nie zna polskiego a swoich kwestii wyuczył się na pamięć. Widać jednak, ze doskonale wie co i po co gra.


„Czerwony pająk” poraża z kolei konsekwencją twórczą. Nie ma tutaj pojedynku śledczego ze zbrodniarzem, nie ma ciętych dialogów, nie ma akcji, nie ma bieli i czerni a tylko przejmująca i wszechogarniająca szarość. Ktoś napisał, że oczekiwał „tętniącego życiem Krakowa”. Cóż za rozminięcie z oczekiwaniami! Wydaje mi się, że krytyka wynika także z pewnej destrukcji mitu PRL-U, jako mitycznej krainy, w której ludzie byli lepsi, swobodniej się żyło, z mniejszym stresem i w ogóle, świeciło słonce. Tymczasem Koszałka z żelazną konsekwencją pokazuje krajobraz „późnego Gomułki” – szarzy i pospolici ludzi w szarych ubraniach, w szarym krajobrazie Krakowa. Scenografia bardzo wiernie odtwarza ówczesny miejski krajobraz zaniedbanych kamienic i zmęczonych ludzi. Swoistym dowcipem reżysera jest scena, gdy zbrodniarz ogląda w telewizji swój portret pamięciowy – powszechnie noszony płaszcz, nakrycie głowy i twarz „zupełnie niepodobna do nikogo” – czyli Pan NoName w całej krasie. Zdjęcia w „Czerwonym pająku” to w większości precyzyjnie zaplanowane kadry na temat których można by napisać krótkie, impresyjne wiersze. Dialogi są zazwyczaj krótkie, czasem wycyzelowane w znaczeniach a czasem pospolite a przez to przejmujące. Ktoś zarzucił filmowi „dziury w scenariuszu i błędy logiczne”. Kolejne nieporozumienie. Film Koszałki nie jest obrazem realizowanym od punktu A do B, w którym każde wydarzenie musi być przedstawione i omówione. Autor liczy na inteligencję i doświadczenie widza, który z otrzymanych skrawków dialogów, gestów i obrazów ułoży swój odbiór historii. Zajrzyj w swój zakamarek duszy a nie patrz się tylko w ekran - zdaje się mówić reżyser.


Ktoś zarzuci, że „motywy postaci są niejasne lub nielogiczne” a to kolejne przyzwyczajenie przywleczone z kina popularnego, gdzie trzeba podać wszystko na tacy, aby każdy zrozumiał. Tak naprawdę w wielu przypadkach nie znamy pełnych motywów działania przestępców. Motywacje „Czerwonego Pająka” do zabijania zwykłym młotkiem nie są tak istotne, bo co nam da, że reżyser podpowie na ucho z offu – „zabijał, bo był chory, bo był socjopatą, bo nie lubił młodzieży, bo nie lubił kobiet, bo mierziła go rzeczywistość”. Z filmu wynika tylko, że zabijanie dawało mu rodzaj pewnej satysfakcji i spełnienia, bo czyż zło nie wiąże się z tak pojmowanym spełnieniem?

Jakie były motywacje Karola Kremera, aby przyznać się do niepopełnionych win? Podziwiał na swój sposób wielokrotnego zabójcę? Sam miał chęć poczuć ten rodzaj satysfakcji?, chciał się poczuć zauważony przez ludzi, bo jego relacje z rodzicami były dość oschłe? chciał się poczuć gwiazdą mediów (teraz to miałby dopiero używanie). Może wszystko po trochu. Niemniej, śledczy którego oszukał nie potrafi zrozumieć, jak 20- latkowi może  „nie chcieć się żyć”, zarazem jego śmierć w pewnym zakresie będzie obciążać jego sumienie. Reżyser pokazuje, że człowiek w momencie podejmowania ważnych decyzji często nie jest w pełni świadom konsekwencji – dla siebie, dla najbliższych i dla otoczenia. Dlaczego w końcu „wystawił” mordercy Dankę? Wspomniała niejasno, że śmierć wyzwoliłaby ją o kilku problemów a rozmawia z nią trzymając młotek za paskiem. Przecież niewiele wcześniej w akcie zazdrości dostał przez nią po gębie a potem spędzili (a może wcale nie) wspólnie noc. O jakości filmu świadczą także role m.in. Adama Woronowicza, Filipa Pławiaka i Julii Kijowskiej.


Widz często zdany jest na samego siebie a reżyser niewiele mu pomaga, piętrząc problemy z odbiorem i „wyprostowaniem historii”. Niestety, takie historie, jak i cała historia są często bardzo niejednoznaczne. Wbrew temu co twierdzą ci, którzy film krytykują, film trzyma cały czas w napięciu. Gdy dochodzi do kolejnej, dłuższej lub krótkiej sceny, nie wiem jak postaci się zachowają, o czym jednoznacznie świadczą gesty i niewielka ilość słów.


„Czerwony pająk” to otwarta przestrzeń filmowa w ciasnym i przaśnym PRL-u.

W konfrontacji Pająka z Demonem wygrywa Pająk, bo wydaje się dziełem niemal w pełni przemyślanym i zaplanowanym a Demon ulatnia się trochę, gdzieś, częściowo po drodze. Główny bohater przestaje być podmiotem opowieści a u Koszałki jest nim niemal do końca. W obu filmach zło jest przedstawione inaczej, ale w żadnym przypadku nie jest oczywiste, ale właśnie banalne. Niemniej, polecam oba filmy dla bardziej wymagających widzów, aby wyrobić swoją własną opinię. Te filmy dają taką możliwość w sporym zakresie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za odwiedziny i komentarze