Filmy Wrony i Koszałki nie są obrazami gatunkowymi i wymagają bardziej
indywidualnego podejścia, właściwej nuty wrażliwości. Oba dzieła zaliczyłbym do
grona filmowych wizji „poetyckich”, gdyż znacznie więcej przekazują
obrazem niż słowami. Niemniej, na tym gruncie większy potencjał miał „Demon”,
ale to „Czerwony Pająk” jest w większym stopniu wizyjny i przemyślany.
(Uwaga – tekst zawiera spoilery)
„Demon” zaczyna się znakomicie a poziom niepokoju widza godny jest dobrego
thrillera. Pan Młody – Żyd (w tej roli naprawdę dobry Itay Tiran)
przyjeżdża na polską prowincję, na ślub i wesele z Polką, którą za
pośrednictwem jej brata poznał przez Internet. Poznaje przyszłego teścia
Zygmunta (Andrzej Grabowski), który mówi po angielsku i sprawia wrażenie
człowieka światowego, ale kłącze niezapomnianego Wojnara z „Wesela”
Smarzowskiego jest tylko ukryte, aby wykwitnąć we właściwym momencie. Również
bracia Panny Młodej (Agnieszka Żulewska) „Jasny” i „Ronaldo” (Tomasz
Schuchardt i Tomasz Ziętek) to swojaki, co to wszystko zrobią i ze
wszystkim pomogą. Trzeba jednak przyznać, że „Ronaldo” sprawia wrażenie
bardziej tajemniczego, dziwnego, trochę konfrontacyjnego. Bohater od początku
widzi pewną kobietę a potem przypadkiem wykopuje kości. Od tego momentu z wolna
odchodzi od siebie a w jego ciało wchodzi Dybuk, zbłąkana dusza niegdyś
zamordowanej Żydówki. Piotr (Pyton) zaczyna mówić w jidysz i sprawia
wrażenie chorego na epilepsję a jego nowa rodzina staje na głowie, aby ukryć
ten fakt przed weselnikami. Ojciec oskarża syna, że to on poznał go z siostrą a
córka dowiaduje się o kościach na podwórku. Ksiądz rejteruje w zetknięciu ze
zjawiskiem niewyjaśnionym a sceptyczny lekarz – ateista sprawia wrażenie
uniesionego kontaktem z tajemnicą.
Wrona przemawia głównie obrazami a dialogi są często głównie dopełnieniem
tego, co widzimy i możemy odczuwać. Odniosłem wrażenie, że tym samym przegaduje
trochę film, niepotrzebnie (a może niechcący) nawiązuje do Smarzowskiego i
Wyspiańskiego. Jedyną osobą, która zna jidysz i próbuje nawiązać kontakt z
nawiedzonym jest stary nauczyciel Wentz (Włodzimierz Press), ostatni,
który pamięta i wspomina żydowską społeczność tego miejsca.
Dom, w którym mieli zamieszkać młodzi, zostaje zburzony a jego samochód zepchnięty ze skarpy – nie zostanie
nawet ślad. Co jednak chciał przekazać twórca? Czy chodziło o to, że dawne,
ciemne sprawy będą powracać, aż nie zostaną uczciwie i godnie rozwiązane
(należyte pochowanie szczątków?). Czy jest to tylko metafora, że historia
ciągle powraca a nieprzyjemna przeszłość czai się tuż pod stopami? Na górze
zabawa i zapomniane zaszłości a na dole czai się demon? A może chodziło także o
to, że wobec tajemnicy człowiek jest bezradny a nawet zagorzały ateista zacznie
chodzić po bagnistej łące i rozmawiać z duchami? Nie wiem. Każdy musi sam
obejrzeć i ocenić, ale to obraz bardziej trafiający w ducha, niż w rozum.
Odnoszę także wrażenie, że reżyser chciał pokazać coś więcej, ale zagubił się
trochę po drodze a może przeszarżował?
P.S Podobno Itay Tiran nie zna polskiego a swoich kwestii wyuczył się na pamięć. Widać jednak, ze doskonale wie co i po co gra.
„Czerwony pająk” poraża z kolei konsekwencją twórczą. Nie ma tutaj pojedynku śledczego ze
zbrodniarzem, nie ma ciętych dialogów, nie ma akcji, nie ma bieli i czerni a
tylko przejmująca i wszechogarniająca szarość. Ktoś napisał, że oczekiwał „tętniącego
życiem Krakowa”. Cóż za rozminięcie z oczekiwaniami! Wydaje mi się, że
krytyka wynika także z pewnej destrukcji mitu PRL-U, jako mitycznej
krainy, w której ludzie byli lepsi, swobodniej się żyło, z mniejszym stresem i
w ogóle, świeciło słonce. Tymczasem Koszałka z żelazną konsekwencją pokazuje
krajobraz „późnego Gomułki” – szarzy i pospolici ludzi w szarych ubraniach, w
szarym krajobrazie Krakowa. Scenografia bardzo wiernie odtwarza ówczesny
miejski krajobraz zaniedbanych kamienic i zmęczonych ludzi. Swoistym dowcipem
reżysera jest scena, gdy zbrodniarz ogląda w telewizji swój portret pamięciowy –
powszechnie noszony płaszcz, nakrycie głowy i twarz „zupełnie niepodobna do
nikogo” – czyli Pan NoName w całej krasie. Zdjęcia w „Czerwonym pająku” to
w większości precyzyjnie zaplanowane kadry na temat których można by napisać
krótkie, impresyjne wiersze. Dialogi są zazwyczaj krótkie, czasem wycyzelowane
w znaczeniach a czasem pospolite a przez to przejmujące. Ktoś zarzucił filmowi „dziury
w scenariuszu i błędy logiczne”. Kolejne nieporozumienie. Film Koszałki nie
jest obrazem realizowanym od punktu A do B, w którym każde wydarzenie musi być
przedstawione i omówione. Autor liczy na inteligencję i doświadczenie widza,
który z otrzymanych skrawków dialogów, gestów i obrazów ułoży swój odbiór
historii. Zajrzyj w swój zakamarek duszy a nie patrz się tylko w ekran - zdaje się mówić reżyser.
Ktoś zarzuci, że „motywy postaci są niejasne lub nielogiczne” a
to kolejne przyzwyczajenie przywleczone z kina popularnego, gdzie trzeba podać
wszystko na tacy, aby każdy zrozumiał. Tak naprawdę w wielu przypadkach nie
znamy pełnych motywów działania przestępców. Motywacje „Czerwonego Pająka”
do zabijania zwykłym młotkiem nie są tak istotne, bo co nam da, że reżyser
podpowie na ucho z offu – „zabijał, bo był chory, bo był socjopatą, bo nie
lubił młodzieży, bo nie lubił kobiet, bo mierziła go rzeczywistość”. Z filmu
wynika tylko, że zabijanie dawało mu rodzaj pewnej satysfakcji i spełnienia,
bo czyż zło nie wiąże się z tak pojmowanym spełnieniem?
Jakie były motywacje Karola Kremera, aby przyznać się do niepopełnionych
win? Podziwiał na swój sposób wielokrotnego zabójcę? Sam miał chęć poczuć ten
rodzaj satysfakcji?, chciał się poczuć zauważony przez ludzi, bo jego
relacje z rodzicami były dość oschłe? chciał się poczuć gwiazdą mediów (teraz
to miałby dopiero używanie). Może wszystko po trochu. Niemniej, śledczy którego
oszukał nie potrafi zrozumieć, jak 20- latkowi może „nie chcieć się żyć”, zarazem jego
śmierć w pewnym zakresie będzie obciążać jego sumienie. Reżyser pokazuje, że
człowiek w momencie podejmowania ważnych decyzji często nie jest w pełni
świadom konsekwencji – dla siebie, dla najbliższych i dla otoczenia. Dlaczego w
końcu „wystawił” mordercy Dankę? Wspomniała niejasno, że śmierć wyzwoliłaby ją
o kilku problemów a rozmawia z nią trzymając młotek za paskiem. Przecież niewiele
wcześniej w akcie zazdrości dostał przez nią po gębie a potem spędzili (a może
wcale nie) wspólnie noc. O jakości filmu świadczą także role m.in. Adama
Woronowicza, Filipa Pławiaka i Julii Kijowskiej.
Widz często zdany jest na samego siebie a reżyser niewiele mu pomaga,
piętrząc problemy z odbiorem i „wyprostowaniem historii”. Niestety,
takie historie, jak i cała historia są często bardzo niejednoznaczne. Wbrew
temu co twierdzą ci, którzy film krytykują, film trzyma cały czas w napięciu.
Gdy dochodzi do kolejnej, dłuższej lub krótkiej sceny, nie wiem jak postaci się
zachowają, o czym jednoznacznie świadczą gesty i niewielka ilość słów.
„Czerwony
pająk” to otwarta przestrzeń filmowa w ciasnym i przaśnym PRL-u.
W konfrontacji Pająka z Demonem wygrywa Pająk, bo wydaje się dziełem
niemal w pełni przemyślanym i zaplanowanym a Demon ulatnia się trochę, gdzieś, częściowo
po drodze. Główny bohater przestaje być podmiotem opowieści a u Koszałki jest nim niemal do końca. W obu filmach zło jest przedstawione inaczej, ale w żadnym przypadku nie jest oczywiste, ale właśnie banalne. Niemniej, polecam oba filmy dla bardziej wymagających widzów, aby
wyrobić swoją własną opinię. Te filmy dają taką możliwość w sporym zakresie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze