8 sty 2016

Krótko pisząc: Zjawa/Nienawistna ósemka


Sensualny survival


„Zjawa” Innaritu przedstawiana jest jako dramat i film przygodowy. Dramat jest z pewnością, ale za takie przygody to ja bym jednak podziękował. Di Caprio jako traper i przewodnik Hugh Glass po raz kolejny walczy o Oscara a przedstawienie podwędził mu inny aktor – kameleon – Tom Hardy jako John Fiztgerald. Hardy wygląda i mówi, jakby spędził w puszczy co najmniej 30 lat. 

Kto oglądał i ceni „Birdmana” (jak np. moja skromna osoba) ten będzie ukontentowany zdjęciami do „The Revenant”. Szczególnie bitwa z Indianami nad rzeką w górskim zmrożonym krajobrazie oraz starcie bohatera z niedźwiedziem. Naprawdę byłem poruszony sposobem pracy Emmanuela Lubezkiego –  sceny te posiadają dużą dawkę napięcia, realizmu i dynamiki. Potem zazwyczaj jest już dużo spokojniej, choć nie dla bohatera.


Film został zrealizowany na podstawie książki opisującej prawdziwe wydarzenia, ale film pozbawiony wątków pobocznych skupiając się na Hugh Glassie. W opisie filmu są pewne nieścisłości – Glass przez zdecydowaną większość filmu walczy przede wszystkim o przeżycie (a będzie tak ciężko, że aż niewiarygodne, że to mu się udało). Spożywa bardzo surowe mięso, śpi w środku martwego konia, spławia się zapewne piekielnie zimnym strumieniem. Przeżyje, aby dokonać pomsty (choć raczej bez zapalczywego gniewu) na Fitzgeraldzie, z którym od początku znajduje się na wojennej ścieżce. Nie ściga zatem wrogów i nie zabija ich po kolei. Zatem nie jest to film dla miłośników krwawych zemst choćby w azjatyckim stylu. Bohater miewa wizje senne, spotyka dobrego Indianina, złych Indian, złych białych, aby w końcu "z pomyślunkiem" dopaść antagonistę.


Mimo wszystko, zachęcony opisami, spodziewałem się po tym filmie czegoś więcej. Widz jest prowadzony grzecznie do końca, niemal jak za rączkę. Żadnych poważnych zaskoczeń – jest poprawnie, pozytywnie, słusznie. Niedobry jest niedobrym od początku i się z tym specjalnie nie kryje (czemu dowódca zaufał mu i zgodził się, aby został z rannym Glassem – nie mam pojęcia). Mimo tego, oczywiście polecam ten film. Niedźwiedź zagrał koncertowo.



Quentin w ostępach Wyoming


W „Django” podobała mi się tylko rola Di Caprio i Johnsona. Reszta postaci była wtórna lub irytująca. Odnotowuję zatem zwyżkę formy. W „Nienawistnej ósemce” wraca stary dobry Jules…L.Jackson. Są tacy co marudzą, że przez sporą część filmów nic się nie dzieje, tylko gadają. Ale jak się nie dzieje (a raczej dzieje się niewiele)!. Filmy Tarantino opierają się głównie na dialogach i grze aktorskiej (wczuciu się w klimat i dowcip reżysera). Oczywiście, on sam nie byłoby sobą, gdyby nie poraził widzów sporą ilością przemocy, która w pewnych momentach robi się aż groteskowa. Jednak jemu się to wybacza, jemu się to jakoś daruje, bo on taki jest a poza tym, raczy widza solidną vendettą.

Dwaj łowcy nagród (Jackson i Russell) spotykają się gdzieś w Wyoming – jeden ma kilka trupów do przetransportowania a drugi skazaną na śmierć Daisy Domergue. Nie jest to żadna dama i żadnym savoir-vivrem się nie wyróżnia. Zdaje się także nie przejmować zbytnio tym, że pan „Szubienica” wiezie ją na szafot. Dojeżdżają wraz z nowym szeryfem miasteczka (przynajmniej, za takiego się podaje) do oberży, w której spotka się na dłużej cała tytułowa ósemka. Ośmiu ludzi w śnieżnym pustkowiu, nie wiadomo do końca – kto jest kim, nie wiadomo, czy ktoś zechce ratować Daisy. Ponadto czarny łowca nagród Warren bardzo nie podoba się generałowi Smithersowi. Niedawno zakończona wojna Północy z Południem wciąż jest jeszcze żywa wśród jej uczestników. Normalna rzecz.


Tarantino daje radę, choć nie jest to poziom jego najlepszych filmów (dwóch pierwszych). Świetny jest dialog (a bardziej monolog) Majora Warrena do generał Smithersa (coś w klimacie monologu Julesa do Bretta). Reżyser bazuje tutaj częściowo na własnym filmie a tym samym dokonuje cytatu z cytatów. Postmodernizm pełną gębą, a przecież on lubi bawić się kinem i kliszami. A może nie potrafi wychynąć poza własną utrwaloną stylistykę, przewartościować jeszcze raz motywy westernowe?


Trochę narzekam, ale film oglądałem z narastającym napięciem i nie byłem rozczarowany zakończeniem. Uważam jednak, że powinien już sobie dać spokój z westernami. Niech lepiej pobawi się horrorami, jak ostatnio obiecuje.


No i jeszcze gra aktorska. Aktorzy grają po tarantinowsku. Czują ten styl, ten dowcip, te dialogi. Madsen tylko trochę przyciężkawy, Roth trochę przyćmiony a Tatum jak zwykle drewnopodobny. Tylko kulą po nim… pokostem przejechać. Fani powinny być zadowoleni, hejterzy jeszcze bardziej (już hejtują) a cała reszta może mieć odczucia ambiwalentne. 


4 komentarze:

  1. Od dawna jestem ciekawa "Zjawy". Obejrzę dla NIEDŹWIEDZIA.
    Super.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Internecie pojawił się mem, w którym niedźwiedź cieszy się z Oscara ;)

      Usuń
  2. Na "Nienawistną ósemkę" wybieram się w weekend do kina. A "Zjawę" też wypadałoby nadrobić, w końcu dobra, niedźwiedzia rola to nie byle co ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie jednak bardziej "Ósemka", ale lubię Tarantino ;)

      Usuń

Dziękuje za odwiedziny i komentarze