Pan
Posłuszny wiedział, że solidarność to sprawa ważna i poważna. Nie da się jej zatem
nakazać ani do niej przekonać. Ona powstaje spontanicznie, gdy wielu myśli,
czuje podobnie i ma wspólny cel.
Ile
prawdziwej wspólnoty celów można znaleźć między Polską a np. Hiszpanią,
Finlandią czy Grecją? Trudno o prawdziwą solidarność w kwestii uchodźców, nie
ma jej także w kwestii polskiego bezpieczeństwa energetycznego (Nord Stream II),
bo nie ma wspólnego głosu UE wobec Rosji. Każdy sobie rzepkę skrobie i mało
kogo obchodzi, że ktoś inny płaci więcej. To już jego problem. Także w kwestii
Ukrainy trudno o tę „europejską solidarność”, bo części państw to w ogóle nie
interesuje, część uważa, że to nie jest ich sprawa a inni, po prostu, nie chcą
się narażać Rosji lub uważają tę sprawę za jej wewnętrzną sprawa (jaka
Ukraina?). Tak zresztą widziano polskie powstania w XIX wieku, nieprawdaż?
Pan
Posłuszny wiedział, że „solidarność europejska” to raczej pusty slogan, wytrych
do emocji. W polityce, niestety, czynnik moralny funkcjonuje gdzieś na
obrzeżach. Interesy grupy są zawsze wypadkową siły lidera i zdolnością do
kompromisu. Bismarck powiedział, że „ludzie nie powinni wiedzieć dwóch rzeczy:
jak się robi kiełbasę i jak się robi politykę”. Dlatego wrażliwców jest tam
mało, a jak są, to mają dwie możliwości: stwardnieć albo odejść.
Można
by zatem powiedzieć „piękna utopia”. Polityka to twarda walka interesów państw
i opcji światopoglądowych a emocje i „odwoływanie się do moralności” to wersja
dla mas. W niej nie ma nic za darmo, wszystko trzeba sobie wypracować, a gdy
potrzeba, to nawet wyrwać. A wtedy nie ma mowy o wzniosłych hasłach i
elaboratach.
Dlatego
też Pan Posłuszny zawsze się uśmiecha (choć ze smutkiem), gdy słyszy o jakiejś „solidarności”
naliczonej z góry. Hasła na sztandarach to papka dla mas. Nie chcesz być masą? Zacznij
myśleć krytycznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze