13 wrz 2015

Mały Budda (1993)



Wschód – Zachód


„Mały Budda” to chyba najbardziej mistyczny i sensualny film tego reżysera jaki do tej pory obejrzałem. Jego akcja (choć to słowo do niego nie pasuje) rozgrywa się na dwóch płaszczyznach, które w pewnym momencie (fabularnie i dosłownie) się przecinają i przenikają.

Na pierwszej z nich Bertolucci opowiada historię księcia Siddharty, który widząc biedę, starość i śmierć, nękany wątpliwościami, odchodzi od dotychczasowego życia i poddaje się kontemplacji. Odkrywa w końcu prawidła rządzące światem, unika pokusy złego i staje się Buddą (Oświeconym). 

Na drugiej płaszczyźnie widz poznaje Lamę Norbu, który w Ameryce odnajduje kolejne wcielenie swojego zmarłego mistrza. Rodzice małego Jesse’go początkowo są (co naturalne) dość sceptyczni wobec wizji reinkarnacji we własnym domu. Ostatecznie, chłopiec wraz z ojcem trafiają na kilka tygodni do Bhutanu, aby wraz z dwoma innymi dziećmi, Nepalczykiem i Hinduską, zostać poddani ostatecznym testom.


Można odnieść wrażenie, że fabuła ma w tym filmie tylko pozorny charakter. Przedstawienie legendy o Buddzie (Keanu Reeves) ma na celu uzmysłowienie widzowi na czym polega duchowość tamtego kawałka świata. Z kolei sceny rozgrywające się współcześnie w Stanach ukazują świat zachodu, czyli praca, stres, sprawy rodzinne. Z kolei mnisi buddyjski niemal zupełnie uwolnieni od spraw doczesności stają się swoistym medium pomiędzy materialistycznym światem zachodu a duchowym wschodu. W pewnym momencie filmu opowieść o Buddzie przenika do świata współczesnego a on sam pojawia się pod wielkim drzewem obok dzieci.


Przesłaniem filmu wydaje się być jedna z naczelnym zasad religii buddyjskiej – życie ciągle trwa a śmierć jest tylko przejściem do innego wcielenia. Buddyzm poleca też umiarkowanie, co odnosząc do naszego kręgu kultury śródziemnomorskiej, można powiązać z arystotelesowskim zaleceniem „złotego środka” aurea mediocritas.
 
Trzej mali kandydaci na kolejne wcielenie Lamy Dorje przechodzą pozytywnie wszystkie próby. Tym samym, choć nie zdarza się to często, Lama Norbu uznaje, że w każdym z nich jest cząstka jego mistrza.



Przekładając ten fakt na zachodni sposób myślenia, można to zaakceptować, jako umiejętność znalezienia kompromisu. Prawda bowiem nie zawsze jest jedna i niepodzielna, ale może znajdować się po trochu w różnych miejscach. Człowiek mądry i dojrzały jest w stanie to zrozumieć i przyjąć z pokorą. Chyba na tym właśnie polega wyższy stan duchowości.




Film obejrzany w ramach wyzwania „Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Bernardo Bertolucciego”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za odwiedziny i komentarze