Piszczyk do potęgi i kwadratu
Jerzy Stuhr po raz kolejny mocuje się z polską rzeczywistością i po raz
kolejny balansuje na granicy oczywistości i dosadności. Tytułowy Jan Bratek,
podobnie jak Jan Piszczyk, chce płynąć z prądem i zyskać jak najwięcej dla
siebie, ale wrodzony oportunizm ciągle wyrzuca go na brzeg. Bratek nie jest
złym człowiekiem, ale jedyne co robi szczerze i z sercem to roznoszenie mleka,
miłość do matki i śpiewanie przebojów Tercetu Egzotycznego. On sam jednak nie
jest niczym egzotycznym w kraju nad Wisłą, gdzie umiejętność odpowiedniego
ustawienia się (czasem dzięki przypadkowi) jest cechą wskazaną a nawet
niezbędną. Także w relacjach z kobietami wychodzi Bratkowi nieszczególnie -
jedna ubeczka, druga nawrócona zakonnica a trzecia (jedyna miłość) to Żydówka,
która musiała po 68 roku wyjechać do Izraela. Stuhr skacze przez epoki
wyśmiewając antysemityzm, opozycję solidarnościową, partię, księży i media.
Trzeba zatem przyznać, że film nie jest jednostronną wizją lewicową lub prawicową a raczej wyobrażeniem polskiego
piekiełka, gdzie łatwo zarobić łatkę, narazić się albo wygrać los na loterii. Rolę
młodego Bratka pozytywnie przerysowuje Maciej Stuhr, czyniąc zeń postać
groteskową i karykaturalną, co z kolei kłóci się z podanymi czasem wprost
rozwiązaniami scenariuszowymi.
Bratek na
fali historii traci kolejne listki, jak traci się złudzenia i nadzieje a
zyskuje rozczarowania. "Obywatel" to film o ludziach, jakich wielu,
ale równie dobrze mogłoby ich wcale nie być, tak jak obywatel PRL był jedynie
przedmiotem a nie podmiotem polityki. Nie wiem czy Bratka da się lubić, bo to
człowiek bez właściwości, meduza, która na tle ogromu morza jest bezbarwna, ale
wciąż może parzyć. Z drugiej strony, wydaje mi się niemal niemożliwym, aby ująć
losy jednostki w długiej i zmiennej historii w niecałe 2 godziny.
Plusy: dobra
gra Macieja Stuhra, satyra na wszystkie opcje
Minusy:
czasem zbyt dosadne dialogi, grubo szyte czarno-białe zakończenie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze