25 lut 2015

"Ida" a sprawa polska

   
   Dopiero, gdy film Pawła Pawlikowskiego został nominowany do Oscara i zaczął zgarniać nagrody na całym świecie, ludzie nad Wisłą sobie o nim przypomnieli a niektórzy, dopiero dowiedzieli. Nie wiem jakie są to proporcje, ale fala hejtu dopiero właśnie teraz osiągnęła stan kulminacyjny. Na Onecie widniał wielki nagłówek - "cała Polska pęka z dumy". Część z dumy a część z oburzenia.

Część widzów, jeszcze przed obejrzeniem nastawiła się negatywnie, po tym co usłyszeli od osób, które filmu także nie widziały, ale też tylko słyszały albo, które widziały, ale i tak wiedziały, jaki on będzie. Brzmi bezsensownie?


 Ten czarno-biały, skromny, wyprodukowany stosunkowo niewielkimi środkami film w momencie, gdy pojawił się w dystrybucji nie wywołał ułamka tego wszystkiego, co było udziałem "Pokłosia". Może dlatego, że "Pokłosie" od początku budziło kontrowersje, było powrotem Pasikowskiego a uznani reżyserzy wypowiadali się o nim zazwyczaj w ciepłych słowach, choć z uwagami. "Idę" to ominęło, no bo jak się ekscytować bezkolorową poetycką (czyli pewnie nudną i niezrozumiałą) wizją jakiegoś reżysera, co większość życia spędził w Anglii?


"Dno", "film antypolski", "żałosna propagandówka" "a wiecie kim była Helena Wolińska, która była pierwowzorem?". Krytycy i znawcy kina wypełznęli spod kamieni i popisują się swoją wiedzą kinową, operatorską, scenariuszową i nade wszystko, historyczną. A zapewne do niedawna większość z nich nie miała pojęcia, kto to jest (była) Helena Wolińska.

  Jakże trudno zrozumieć, że "Ida" nie jest filmem historycznym, dokumentalnym, ba, nie jestem nawet publicystyką. To fikcja, w odróżnieniu jednak o złych filmów science-fiction, mająca umocowanie w rzeczywistości. Z reakcji krytykantów można odnieść wrażenie, że tytuł tego obrazu to nie "Ida" a "Helena Wolińska - biografia". Ten film nie jest jednak jej biografią, a twórcy filmu jedynie inspirowali się postacią Heleny Wolińskiej - Brus (którą reżyser poznał i rozmawiał z nią, nie znając jej mrocznej przeszłości). Filmowa prokurator Wanda Gruz nie jest jej pierwowzorem, bo Helena Wolińska nie jeździła z żadną Idą po Polsce lat 60 i nie wyskoczyła oknem. Dlaczego wyskoczyła? To pozostaje niedopowiedzeniem - wstręt do siebie i dokonanych zbrodni, zmiana na skutek relacji z Idą, coś innego? Na tym też polega siła dobrych filmów - nie ma kawy na ławę, jest dramat, który jest złożony.


   Tymczasem prawdziwa Helena Wolińska - Brus po 68 roku wyjechała do Anglii, gdzie potem dostała obywatelstwo a jej nowy kraj odmówił III RP jej wydania na mocny prawa ekstradycji. Wolińska twierdziła, że to nagonka na nią, bo ma żydowskie pochodzenie a u podstaw tego wniosku leży antysemityzm. Zasłanianie zarzutem antysemityzmu własnej haniebnej przeszłości wiele mówi o tej postaci. Niemniej, powtórzę raz jeszcze, była ona jedynie inspiracją.
Widz nie wie też jednoznacznie, dlaczego polscy sąsiedzi zamordowali rodzinę Idy, ale z treści filmu nie wynika żadna krwiożerczość czy chęć wzbogacenia się a raczej strach, że Niemcy odkryją, kogo u siebie ukrywają a wtedy zamordują wszystkich, nawet najmniejsze dzieci.
Zarzut, że w filmie nie ma Niemców (nie wspominając już o tym, że nie zostało to wprost powiedziane) jest nietrafiony. Bo skąd na polskiej prowincji wczesnych lat 60 mieli się wziąć Niemcy? Czy w każdym filmie o wewnętrznych relacjach polsko - żydowskich mają być Niemcy?

   Z drugiej strony, Agnieszka Graff dała się ponieść fantazji  pisząc o "powtórce z najgorszych antysemickich klisz oraz nieudolną próbę chrystianizowania Zagłady" a ponadto, że Ida nie odkłamuje ani „żydokomuny”, ani w ogóle niczego. Czytając te słowa, z nomen omen, niezłego tekstu, dochodzę do wniosku, że autorka chyba nigdy nie widziała "najgorszych antysemickich klisz". Zaskakujące jest także to, że "Ida" miała (wciąż ma?) coś odkłamywać, bo jak powtarzam, to nie jest publicystyka i naprawdę ciężko mi znosić retorykę polityczną w filmach. Swoją drogą, mamy w końcu film, który dla jednych jest antypolski a dla innych antysemicki, a dla mnie jest najbardziej proludzki (jakkolwiek to brzmi i wygląda), bo warto szukać pozytywów niż negatywów. 


"Ida" pokazuje jeszcze jedną ważną rzecz. Na jej tle wyjątkowo słabo wypada "Pokłosie" Pasikowskiego. Reżyser, który najlepsze lata ma za sobą (Psy, Kroll i serial Glina) stworzył obraz, który wymknął się spod kontroli. Ze skomplikowanymi powojennymi relacjami poradził sobie Pawlikowski, pochodząc do filmu jak do dziedziny sztuki, która powinna być spójna i autorska. Tymczasem u  rzemieślnika Pasikowskiego jest miszmasz kina gatunkowego: sam przeciw wszystkim ( western), pojedynek na drodze (akcja i thriller), staruszka wychodząca z lasu ze skrywaną prawdą na ustach (baśń), zakazane mordy (bo nie twarze) wieśniaków (ociera się o propagandówkę) a już finezyjne ukrzyżowanie przez tych "rednecków" głównego bohatera na drzwiach od stodoły można śmiało nazwać kuriozum. Kuleje też psychologia postaci, bo jak to tak nagle nastawienie obu braci względem sprawy zmienia się o 180 stopni. Całość stanowi thriller o starannie odgrodzonym dobru i wyselekcjonowanym złu - nawet jeden ksiądz jest ok, a drugi trzyma sztamę z czernią.

"Ida" dostała Oscara, bo była w USA w normalnej dystrybucji i nawet zarobiła tam 3,7 mln dolarów, wpływ miała też promocja ze strony dystrybutora i wcześniej przyznane nagrody na całym świecie (nieco wcześniej BAFTA, Independent Spirit Awards, Goya i Europejska Nagroda Filmowa) i jeszcze więcej nominacji. Wszędzie jest spisek? Wszyscy knują i czekają na taki film, aby nam dowalić?

I dobrze, że Lewiatan (nawet jeśli jest obiektywnie lepszym filmem) nie dostał Oscara, bo po pierwsze: nie pierwszy i nie ostatni raz nie wygrywa film najlepszy. A zwycięstwo Lewiatana szybko wykorzystałaby putinowska propaganda mówiąc swoim obywatelom: patrzcie, daliśmy pieniądze (a wiecie, że wskutek sankcji kasy wiele nie ma) na film, który nas krytykuje. Oto prawdziwa wolność słowa, oto łaska! Zatem, stało się lepiej a brak nagrody nie czyni filmu ani lepszym, ani gorszym, tylko mniej rozpoznawalnym na przyszłość.

Z drugiej strony, czekam na świetny film o rotmistrzu Pileckim, o rodzinie Ulmów. Czekam na inne filmy, które będą mile łechtać naszą dumę narodową i pokazywać światu najlepsze fragmenty naszej historii. Tak się robi na całym świecie i nie ma w tym nic złego.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za odwiedziny i komentarze