26 kwi 2016

Wiedźma, czyli toksyczni rodzice i czarny kozioł

„Wiedźma” jest horrorem, który zasadniczo odżegnuje się od współczesnego, popularnego schematu. Debiutant Robert Eggers poprzez precyzyjne kadry, realistyczne dialogi i sposób poprowadzenia historii i aktorów, stworzył film, który jest udanym hołdem dla jego pasji. Eggersa interesują bowiem stare przekazy, legendy, pamiętniki i zeznania świadków dotyczące fenomenu wiedźm w kulturze. W sposób autorski oparł na tych świadectwach scenariusz filmu, w którym wprowadza swoisty synkretyzm realizmu i świata legend.


Początek XVII wieku, Nowa Anglia i trudne życie osadników na obcej jeszcze ziemi. Z bliżej nieokreślonych powodów William (Ralph Ineson) wraz z rodziną zostają wygnani ze społeczności purytan i zakładają własną farmę pod lasem. Bez wsparcia sąsiadów i o dzień drogi (konno) od innych ludzkich osad są skazani na siebie o wiele bardziej, niż dotychczas. Znaczna część prac domowych oraz opieka na młodszym rodzeństwem spada na barki najstarszej – Thomasin (Anya Taylor – Joy). Nieco młodszy Caleb (Harvey Scrimshaw) zajmuje miejsce obok ojca, który ma zamiar stopniowo uczyć go męskich obowiązków. W domu się jednak nie przelewa a większość hodowanej kukurydzy nie nadaje się do jedzenia. Rodzinie stopniowo zagraża zimowy głód, ale punktem zapalnym narastającego napięcia zostaje moment, gdy nagle spod opieki Thomasin znika najmłodsze z dzieci.


W zasadzie dzieło Eggersa niewiele zawiera w sobie horroru, gdyż więcej tutaj thrillera czy… dramatu społecznego (rodzinnego). Tytułowa wiedźma pojawia się bodaj dwukrotnie i nie wypowiada ani jednego słowa i zdecydowanie nie jest postacią pierwszoplanową. Za taką uznać należy Thomasin, gdyż wokół niej zdaje się nakręcać cała historia, co poświadcza także zakończenie. Niemniej, nie ma tutaj prymitywnego straszenia a siłą obrazu jest jego gęsty klimat, rola sugestii oraz realizm. Reżyser bardzo dobrze wybrał aktorów, którzy również swoimi fizys (z dodatkiem strojów i fryzur z epoki) wyglądają jak żywcem wyjęci z ówczesnych obrazów. Dialogi, samo słownictwo oraz lokacje brzmią i wyglądają bardzo wiarygodnie, przez co widz ani na chwilę nie odnosi wrażenia, że ogląda budżetowe dekoracje i słucha kwestii przypadkowych aktorów.


Rodzina angielskich osadników okazuje się być dysfunkcjonalna, przy czym w zasadzie cala wina spada na rodziców. Pomimo stwarzanych pozorów i wypowiadanych tyrad, William jest nieporadną i słabą głową rodziny. Nie potrafi zrealizować swoich postanowień a nawet ustrzelić z bliskiej odległości nieruchomego zająca (znacząca scena). Niby jest głową rodziny, ale boi się powiedzieć Katherine (Katie Dickie) o kilku sprawach, czym tylko pogarsza jej stan, po stracie najmłodszego dziecka. Swoją bezsilność i niezdecydowanie wyładowuje… rąbiąc drzewo. Ona z kolei obkłada pracą i obowiązkami córkę i tylko z rzadka okazuje jej zrozumienie i miłość. Zupełnie rozpasana para młodszych dzieci (Jonas i Mercy) staje się jednym z przyczynków do późniejszych wydarzeń.

Istotną sprawą jest również religia, która mocno oplata życie rodziny, stając się wyznacznikiem dla wszystkiego. Rodzice nie potrafią lub nie chcą racjonalnie wytłumaczyć sobie pewnych zdarzeń, o wszystko obwiniając złe moce, które w ich rozumieniu, nieustannie czyhają na biedną rodzinę. Na ich tle Thomasin i Caleb zdają się być bardzo „ogarnięci” i bardziej świadomi. Sekwencja zdarzeń i poważne potraktowanie dziecięcych zabaw zdaje się być dla dorosłych prawdą objawioną.


Strona „realistyczna” w filmie przeważa, ale legendarny świat pojawia się co jakiś czas, jakby reżyser dawał znaki odbiorcy, że nic nie jest tutaj takie jednoznaczne. Szczególnie zakończenie nakazuje, aby mocno zastanowić się nad całym przekazem i historią przedstawionymi w filmie. Na tym także opiera się jego siła, bo film nie ulatuje z głowy na drugi dzień. Eggers powiązał te dwie sfery dość udanie ale zarazem niejednoznacznie, pozostawiając widza z rozterkami. Mnie osobiście podoba się takie wyjaśnienie, w którym legenda jest niejako wypełnieniem i uzupełnieniem tego, co zaszło między ludźmi.


Czy diabeł naprawdę istniał, czy istniała wiedźma czy to tylko legenda, czyli ludowa metoda na wyjaśnienie tego, co im się głowach nie zdołało pomieścić. Bo w zetknięciu z czymś, czego zrozumieć i objąć tak łatwo nie można, trzeba sobie dopasować treść legendy z ludową mądrością i przestrogą dla potomnych.



Tytuł oryginalny: The Witch
Reżyseria: Robert Eggers
Scenariusz: Robert Eggers
Gatunek: Thriller, Horror, Dramat
Rok: 2015
Obsada: Anya Taylor – Joy, Ralph Ineson, Katie Dickie, Harvey Scrimshaw

7 komentarzy:

  1. Rzadko oglądam horrory, ale akurat ten brzmi dla mnie dość interesująco, zwłaszcza ze względu na odniesienia do wierzeń ludowych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, ale jak już oglądam, to potem bywam rozczarowany. Ten obejrzałem, bo słyszałem, że jest inny. No i jest inny :)

      Usuń
  2. To jedyna recenzja "The Witch" jaką przeczytałem. Pewnie dlatego, że wiem iż nie przepadasz za tym gatunkiem :) Oczywiście obejrzę, ale jestem już poważnie nakręcony, szczególnie jeżeli chodzi o aspekty o których wspomniała wyżej Małgorzata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka razy czytałem recenzje fanów horrorów i niemal zawsze był zachwyt, a gdy oglądałem, okazywało się, że wcale nie :). O "Wiedźmie" nie miałem pisać, ale napisałem, gdyż już zobaczyłem i stwierdzam, że takie horrory to mogę oglądać. Największą jego siłą jest to, że można go sobie dość rozmaicie interpretować. Nie wiadomo, ile jest tutaj legendy, ile przekazów, wspomnień a ile wyobraźni reżysera i scenarzysty.

      Usuń
  3. Jestem świeżo po seansie i powiem tak... klimat, klimat i jeszcze raz klimat! Takie horrory mogę oglądać. Nie było idealnie, ale porównując do ostatnich przedstawicieli tego gatunku, zdecydowanie na plus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klimat niesamowity i czułem że znalazłem się w tamtej epoce (nawet rysy twarzy aktorów) i horror bardziej niepokojący, bo zła praktycznie nie widać (poza jednym krótkim przypadkiem) ale wręcz unosi się w powietrzu. No i jednak zaskoczenie na koniec :)

      Usuń
  4. Końcówka tego filmu mnie przytłoczyła. Minęło tyle czasu od seansu a ja myślami często wracam do tego filmu. Zaimponowała mi grą aktorską Anya Taylor. Teraz jej kariera nabrała naprawdę rozpędu a rola w Glass była także świetna.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za odwiedziny i komentarze