14 kwi 2016

Trzy wiersze Marcina Jurzysty

Marcin Jurzysta -  ur. 1983, Poeta, doktor literaturoznawstwa, krytyk literacki. Debiutował w toruńskim „Undergruncie”. Laureat m.in. Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Haliny Poświatowskiej w Częstochowie, Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rafala Wojaczka w Mikołowie i Międzynarodowego Konkursu „OFF Magazine” w Londynie. Wydał książkę poetycką "ciuciubabka" (Biblioteka Arterii, Łódź 2011)




***

przez szyby połyskiwały fale. spojrzałem.

kolejne dwadzieścia tysięcy
mil podmiejskiej żeglugi

neony jak pijane żółtawe latarki
zwisające niedbale z rybich łbów

światło połknięte przez morze
morze w jeszcze większym morzu

kobieta mijająca go w deszczu
by zgrabnie ominąć chwilę

podniosła i zatrzymała nad nim
parasol i przez moment się poczuł

jak topielec na samym dnie
z wodą na skórze w oczach i w ustach

nad którym przepływa właśnie
wielka czarna miłosierna meduza



Jesteśmy odpowiedzialni za te całe zgliszcza

z ust wylała się odwilż jak wosk
klucze rodziły zwierzęta i dzieci które od razu
usypiano w rondlach na pełnym gazie
całą resztę trzeba było zdrapywać z siebie
wyśnić lub wykoszmarzyć ciężkostrawną nocą

śniła mi się fasola rozrzucana przez zmarłych
śniła mi się studnia w której gasi się gwiazdy

rozpuściliśmy się w formaldehydach teraz
mrówki rozniosły wilgotne wróżby i gorączkę
ścina się miasto jak białko i tnie na cmentarze
dalekie głosy w słuchawkach spławiane są rzeką
ta fala słucha tylko siebie dlatego na nic tamy

zalewamy się żalem klucz wisi na ścianie
jak cienkie i skurczone ciało

otworzę drzwi jak sen pobiegnę jeszcze raz
przyniosę ci te ostatnie korale
które urodziły się nocą
na autobusowym przystanku


***
dzieci z tornistrami jak jądrowe reaktory
idą parami nad rzekę codziennie te same
pochody miniaturowych pątników którzy
robią użytek z kluczy na długich smyczach

najpierw cedziliśmy przez nie wosk i sielanki
potem otwieraliśmy szafy szuflady trumny
zaglądaliśmy do pokojów w których rodzice
udawali dzikie zwierzęta posągi i zmarłych

idą parami nad rzekę codziennie te same
sny zaszczepione przeciwko innym snom
nieśmiałym wypryskom pełnym sensów
które przyciśnięte palcem do muru gadają

są takie rzeki które kochają wystawiać
lepkie języki jakich mają pod dostatkiem
by oblizywać bulwary mury a także lizaki
trzymane w małych rączkach jak halabardy

pochody miniaturowych pątników którzy
niosą swoje świecowe kredki jak gromnice
i tusz do rzęs skradziony z maminej torebki
by zrobić makijaż rzece gdy przestanie oddychać



Marcin Jurzysta, Abrakadabra, Biblioteka Arterii, 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za odwiedziny i komentarze