19 cze 2010

Sobótka (II wersja)

rzeka drgnęła jak ścięgno na szyi kobiety odchylającej głowę
odchodzą wody, ciało rozrasta się małą piaszczystą wyspą
gładko przylegają rachityczne trawy: rodzisz się bez krzyku

nocą, gdy światła latarek odnajdują potopione zwierzęta
łożysko odsłania czarne kamienie, coś odcina pępowinę
i wszystkie dopływy, jeszcze w oczach tętniące źródła

pierwsza z pokolenia, wyżłobisz stopami nowe koryta
udrożnisz żyły, wpłyniesz w ranę i rozcieńczysz jad
zwilżysz usta, i gdy metafora przerośnie życie

gdziekolwiek mnie dotkniesz poczujesz nurt
gdziekolwiek cię dotknę rozpocznę rozpad
aż znów będziesz rzeką, niosąc mnie doliną
zatopimy wszystkie wianki, zgasimy ogniska

i gdy rozbijesz nas o czarne kamienie
śliskie jak obietnice, staniemy się parą
aż przejdziesz w lód

2 komentarze:

Dziękuje za odwiedziny i komentarze