7 sty 2014

Niebezpieczne związki – recenzja „Don Jona”



Don Jon wprost kojarzy się Don Juanem. Tylko w tym filmie jest to Don Juan naszych czasów – bezpośredni, spakowany, nażelowany i traktujący relacje międzyludzkie wielce powierzchownie. Debiutujący reżysersko i scenariuszowo Joseph Gordon – Levitt stara się podołać zadaniu, które sam sobie narzucił i udaje mu się to tylko częściowo. Don Jon jest dużo lżejszą i bardzo luźną wariacją na tematy podjęte we „Wstydzie” McQueena. Film, który w zamierzeniu pod warstwą lekkości miał ukrywać poważniejsze zagadnienia, sprawdza się do chwili, gdy Gordon – Levitt nie zechciał wyciągnąć wniosków.    
 
            
Reżyser, scenarzysta i aktor w jednej osobie opowiada tutaj o chłopaku, który ma dwa ulubione zajęcia: ocenianie z kolegami dziewczyn na dyskotece a następnie „wyrywanie” tych z notą powyżej osiem; zaspokajanie swoich niespełnionych fantazji i pożądania poprzez oglądanie porno w Internecie. Do tego jeszcze można dołączyć kłótnie z amerykańskim ojcem przy amerykańskim obiedzie z amerykańską matką przy amerykańskiej telewizji u boku. Całość zamyka klamra w postaci regularnych wycieczek do kościoła, spowiedzi z przygodnego seksu z kobietą i komputerem, pokuty zaleconej przez zblazowanego księdza. Kołowrotek zdarzeń zwalnia, gdy protagonista poznaje Barbarę (Scarlett Johansson), której przydziela oczywiście „dyszkę” i tutaj zaczynają się jego kłopoty. Na kimś zaczyna mu zależeć (może też dlatego, że Basieńka z początku odrzuca jego amory). I tak nasz birbant, utracjusz i lowelas staje przed niezwykle trudną misją do realizacji – budową związku. Zadanie okaże się tym trudniejsze, że zarówno on, jak i jego wystrzałowa wybranka nie są pozbawieni wad a proces „docierania” okaże się nad wyraz trudny dla obojga.

Źródło: http://www.connectsavannah.com
 
   Bohater przechodzi stopniową przemianę, która w punkcie kulminacyjnym wydaje się niemal tak samo naciągana, jak przemiana Andrzeja Chyry w „Komorniku” – z kolan powstaje nowy człowiek. Niemniej, pojawia się tym filmie wiele prawdy. Jon słusznie konstatuje, że „porno jest lepsze niż real” i przekonuje się, jak trudno stworzyć relację opartą na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. W czasach, gdy wiele rzeczy jest szybkie i lekkostrawne, cierpliwość, konsekwencja i tolerancja są na wagę złota. Jon jest daleki od ideału partnera i kochanka, podobnie jak jego blond wybranka. Jemu jednak udaje się przejść na poziom wyżej dzięki kontaktom ze starszą, doświadczoną kobietą (Julianne Moore). To jest właśnie moment, gdy film (dotąd lekki, szybki i czasem zabawny) uderza w zbyt mocny ton. To uderzenia zagłusza wydźwięk filmu, bo zwyczajnie dotyczy spraw bardziej skomplikowanych i wysoce niejednoznacznych. To takie nagłe przejście na skróty w sytuacji, gdy potrzeba jeszcze przejść pewien dystans, aby widz także nabrał dystansu i uwierzył w całą historię. Mogło być lepiej ale nie jest źle, jak na debiut to jest wręcz dobrze.


4 komentarze:

  1. Dobra recenzja. Czekam zatem na tekst o "Nimfomance". I pozdrawiam:)

    flu

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Znając filmy von Triera będę nim mocno wymęczony :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wnioski podobne, chociaż wystawiłem ocenę wyższą. Myślę że na Barbarze nie tyle zaczyna bohaterowi zależeć, co po prostu uważał że nadszedł już czas ku temu. Dopiero przy Moore stwierdził że związek to coś innego niż spinanie się na siłę dwóch niepasujących połówek (chociaż wielu trwa w takich związkach). Do przemiany musiało dojść, i według mnie reżyser zrobił to najłagodniej jak mógł. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Możliwe, że tak było. Spojrzałem na to inaczej, bo to wymagałoby od bohatera dużej dojrzałości a na to nie wskazywało jego wcześniejsze zachowanie. Z drugiej strony, w życiu bywa tak, że taka zmiana zachodzi niemal z dnia na dzień, choć może w późniejszym wieku.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za odwiedziny i komentarze