10 sty 2014

Pan Posłuszny i życie blokowe



          Pan Posłuszny znał dobrze miejsce na parterze, na wprost windy. To tam mieszkańcy bloku zostawiali resztki chleba dla potrzebujących (a może dla konia). Drugim takim miejscem był śmietnik (dokładniej zawieszenie siatki na kontenerze) ale to chyba kłóciło się z nakazem moralnym, że chleba wyrzucać nie należy. Parter w bloku był miejscem bezpieczniejszym i neutralnym, raz tylko sprofanowanym przez nieczystości. Pewnego razu jednak Pan Posłuszny zauważył, że zamiast zwyczajowych pozostałości, znalazły się tam zupełnie inne przedmioty. Leżało tam kilka książek – Stary i Nowy Testament (wersje w małym formacie), książeczka do nabożeństwa oraz … kodeks drogowy. Znalezisko wzbudziło rozterki w jego umyśle. Czyżby ktoś uznał, że zamiast strawy dla ciała bardziej potrzebna ludziom będzie teraz strawa duchowa? Ten ktoś zwracał także dyskretnie uwagę, że warto poprawić swoją znajomość zasad ruchu drogowego, aby uniknąć wypadku. Ten ruch, przy okazji ostatniego bicia piany w mediach w sprawie pijanych idiotów rozbijających się po drogach, urastał do rangi głosu niezadowolenia i nawoływał do opamiętania. Z drugiej jednak strony, może to odkrycie świadczy o postępującej sekularyzacji życia w Polsce. Zeświecczenie zdobywało kolejne obszary nawet na terytorium czerwonego z natury Zagłębia. Temu komuś zabrakło jednak odwagi, aby zerwać z religią w sposób wyraźny i jednoznaczny, gdyż wolał podrzucić nieszczęsne wydawnictwa chyłkiem koło windy, aby nikt z okien bloku nie zauważył jego ostentacyjnego zerwania z Kościołem. Ten ktoś uznał także, że jest na tyle wyśmienitym kierowcą, że nie potrzebuje już kodeksu drogowego. Plwa na kodeksy – jak Książę Bogusław z „Potopu” plwał na ichnie „testamenta” i plwa na zasady moralne. Panu Posłusznemu przypomniał się wtedy husarz Lucuś z opowiadania Mrożka, który walczył z systemem pisząc groźne hasła w ubikacji dworcowej. 

      Tymczasem Pan Posłuszny wyniósł kilka zgniecionych plastikowych butelek do specjalnego kontenera. Pomimo próśb administracji zamieszczonych na windzie i na samym kontenerze, większość mieszkańców nie uważała za potrzebne i stosowne, aby butelki zgniatać. Być może czuli podświadomie, że będą tym samym podobni do zbieraczy puszek a może uważali, że nie warto się dodatkowo przemęczać. A może do umysłów wyćwiczonych w PRL-u nie mogło w żaden sposób trafić, że taka działalność podwyższa koszty wywozu śmieci. Pan Posłuszny zadumał się chwilkę nad losem Polaka, który w codziennych kontaktach międzyludzkich mówił, że brakuje mu „pieniędzy”. Przed kamerą lub mikrofonem te same „pieniądze” stawały się śmiesznymi „pieniążkami”, tak jakby miały wartość żetonów z Monopoly. Te właśnie pieniążki czy pieniądze przeciekały im przez palce, gdy zdziwieni dostawali rachunek za wywóz nieczystości. A książki koło windy zniknęły już na drugi dzień. Wciąż jest tak wielu potrzebujących słów otuchy i pociechy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za odwiedziny i komentarze