Jednolicie biała okładka tomiku „Nic” autorstwa Janiny Barbary Sokołowskiej koreluje bardzo wyraźnie z jego tytułem. Nawet wielkość wykorzystanej czcionki zdaje się przewrotnie pomniejszać zawartość, co nie tylko rozbudza ciekawość czytelnika ale może wprawiać w pewien niepokój. Już pierwsze strofy wiersza rozpoczynające tomik prowadzą czytelnika w kierunku rozwiązania zagadki dotyczącej tytułu książki:
wiersz/przecież nie
potrafi nic zmienić/słowa- karły więc tylko papier (…) wiersz nic nie zmieni/nie zmieni nic. Można uznać te słowa za pewien manifest poetyckiej
bezradności albo przyznania, iż wiersze są zbyt słabym narzędziem i środkiem, a
sama poezja nie rozwiązuje problemów, nie naprawi ani nie zmieni rzeczywistości.
Czy tak jest naprawdę? Przywodzi to na myśl sprzeczną pozornie sentencję
Lukrecjusza: Nic nie powstaje z niczego. Zatem
na tytułowe „Nic” składa się wszystko to, z czym odbiorca poezji Sokołowskiej mógł
się spotkać we wcześniejszych wydawnictwach. Znajdziemy tu wiele dowodów na tak
postawioną tezę. W porównaniu do starszych wierszy więcej jest tutaj naturalizmu,
oznak nihilizmu i piętna śmierci, która wraca w reminiscencjach z dzieciństwa i
dotyczy wcześnie zmarłego ojca, a następnie dziadka, babć oraz siostry. Surowy
realizm i manifestacja pojawia się także w kolejnym tekście „bez pointy”:
(…) wychodzimy z
kamienia masztem do pionu/zlepieni porcją bagiennego błota/ namaszczeni strużką
krwi nad brwią/(…) wszystko musi iść w stronę północnego/nic (…) i nad pointą jedynej
zaczarowanej bajki.
Podobnie jak w
poprzednich książkach pojawiają się religijne inklinacje, które tutaj wydają
się być szczególnie wyraziste, z jednej strony nabierają ironicznego i
humorystycznego zabarwienia, a z drugiej – dotykają bolesnej warstwy istnienia
„tu i teraz”. Tak dzieje się np. w
wierszu „pobożne życzenie”:
jeśli stworzysz mnie
jeszcze raz/daj mi łuski syreny lub szorstką sierść kota (…)/byle nie
dżdżownicą/nie lubię szpadelka.
Czy choćby w wierszu „do anioła”:
(…) jakbyś nie
wiedział co ze mną uczynić/po pierwsze ty prowadzisz/po drugie wszystko o mnie
wiesz/przecież nie pytam/o drogę do raju.
Albo też w pozbawionym ironicznej nuty, refleksyjnym wierszu
„wiadomość z pralni”:
(…) nie chcę piór
bezkrwawego anioła/białych stóp jak u piętaszka/nawet w chlebie pojawia się
nóż/w końcu wiem od czego ten kwitek z pralni/znaleziony w trumnie w garniturze
dziadka.
W tomiku przeważa ten drugi, jakby bardziej
zrezygnowany sposób wyrażania relacji i kontaktu z Bogiem, gdzie autorka
stwierdza, że już nie walczy mała i
spalona jak piasek pustynny, lecz
chwilę później deklaruje, że zawiśnie na
krzyżu/za krzywe lustra za siebie za ciebie za nich.
Szerokie spektrum skrajnych zachowań
wyraża głęboką niepewność we własną kondycję, zwłaszcza gdyby utraciło się
tarczę wykutą ze słów. Podmiot liryczny uzmysławia sobie znikomość i marność,
powolne zbliżanie się do kresu życia, ale równocześnie wie, że ma jeszcze coś
do zrobienia, chce czegoś dokonać, poświęcić się komuś lub czemuś. Reminiscencje
z dzieciństwa, które jest jedno i zawsze
ostatnie, jest – z jednej strony ucieczką w beztroskie lata, a z drugiej – gorzkim dzieciństwem związanym z
tragiczną śmiercią ojca, natomiast sam wiersz nie przynosi jednoznacznej oceny i
pozostawia czytelnika samego. Autorka jakby chciała założyć nierozerwalną klamrę
między doświadczeniem młodych lat, jego przełożeniem na późniejsze losy, a obecnym
dorobkiem doświadczeń. Takie akordy pojawiają się w „opowieści o ciszy”, gdzie
w oparach gnilnego zapachu liści oraz nocy
wdeptanej w gliniastą ziemię
pojawiają się obok siebie dwa białe
wróble wykąpane w śnieżnych liliach, bliscy, którzy odeszli bez swoich amuletów:
czapki leninówki, amerykańskiej spinki, czy też zwiewnej apaszki. Wydźwięk tych
wersów wskazuje, że owe przedmioty codziennego użytku urastają do rangi
„czegoś” i są w opozycji do tytułowego „nic”.
„Nic”
jest zresztą swoistym leitmotivem, który pojawia się w wielu puentach.
Stwierdzone przez autorkę wszędzie wszystko
nic; ma to do siebie że nic więcej
nie ma/nawet nic/do stracenia. W tekstach „nic” jest wszechobecne,
reasumując paradoksalnie, iż nawet nic/nie
jest trwałe. Stosując ten zabieg można odnieść wrażenie, że Sokołowska
dokonuje pewnej dekonstrukcji zawartych w tekstach wartości, niwelując nadzieję
albo przyjmując postawę realistyczną, tożsamą z manifestem sygnalizowanym na początku
książki. Taka konstatacja zamykająca tomik sprawia, że całość można odczytać
dwuznacznie.
Poetka
nie ogranicza się jednak do jednego manifestu. W wierszu „przyjdzie czas” po
kolei wzywa umarłe drzewa, zwierzęta,
ryby, aby w końcu oznajmić:
(…)
kiedyś zawołam wszystkich umarłych poetów/z chorobą długopisów – śmiertelną/przyjdą
tutaj buszujący w niebieskim puchu/z konieczności/zapomnimy o bólu.
Wbrew pozorom, to rzadka
sytuacja w tej poezji, gdzie podmiot liryczny stara się przełamać niemoc i
nawoływać z romantyczną pasją. Z drugiej strony, trudno oprzeć się wrażeniu, iż
najważniejszy jest tutaj człowiek. Człowiek, który jest podstawą rzeczy a
wszystkie motywy i treści wydają się być tylko narzędziem, pretekstem i podłożem,
aby dowieść słów Cycerona, iż nic
człowiekowi nie wydaje się piękniejsze niż człowiek.
Jak więc w tym
uniwersum znaczeń i tropów umieścić podmiot liryczny? Najlepszą chyba wykładnię
odnajdziemy w wierszu „imiona”:
każdego
dnia nadaje mi nowe imię/świt/dzisiaj jestem pestką.
Autorka nie ma zatem
jednej twarzy ani jednego imienia, jest kameleonem, który zmienia barwy w
zależności od okoliczności, ale nie jest też oportunistką. Stara się raczej być
obiektywnym obserwatorem, twardym jądrem owocu jakim jest pestka, który
możliwie najdotkliwiej przekaże prawdę słowami, tak przecież niedoskonałymi i bezradnymi.
Zestaw wierszy zawartych w „Nic”
jest zbiorem bodaj najbardziej osobistych tekstów Janiny Barbary Sokołowskiej,
jakie miałem okazję przeczytać. Jakby potwierdzeniem całości wywodu jest tekst „cmentarz
słów”:
nigdy/nie pisz
wierszy dla innych/dla bogatego snoba przebiegłej karierowiczki/nawet dla serca
wyciekającego śliną (…) kalekie słowa wiercą dziurę w chmurach (…)
Są to słowa bardzo kategoryczne wypowiedziane przez osobę
doświadczoną i świadomą ich wagi, gdyż poetka nie pisze pod tak zwaną
„publikę”, lecz dla własnego oczyszczenia. Później z pestki przemienia się w
małż o twardej skorupie i miękkim wnętrzu, pisząc:
w tym gęstym morzu
wierszy (…) faluję na zmarszczonej powierzchni/wewnątrz buduję dla siebie mały
domek/z perły/wkrótce wypłynę nim na środek.
Czy tymi słowami chciałaby powiedzieć czytelnikowi, że chce
się schować, odciąć od świata zewnętrznego? A może jest to dojście do pewnej
granicy ekshibicjonizmu, który uprawia przecież każdy poeta.
„Nic” jest książką bardzo surową w nastroju,
pełną nieokreślonego do końca zagrożenia. Nie wiadomo czy jest to wyraz
kapitulacji czy może rekapitulacji dotychczasowego życia i doświadczeń,
zakończenie jakiegoś etapu albo też zamknięcie cyklu, bo przecież nic nasuwa na myśl nicość. Nieliczne
przykłady ironii i humoru nie rozwiewają wcale ponurych mgieł zawieszonych
między wersami. Tytułowe „Nic” odbieram jako opozycję do „Wszystko”.
Przeczytane teksty zawarte w tomiku nasunęły mi pewną analogię do krótkometrażowego
filmu „Podróż” Daniela Szczechury – życie jako oczekiwanie, ciągła i monotonna
podróż w czasie, podczas której zmienia się jedynie krajobraz za oknem. A
docierając do celu, musimy niebawem wracać do początku. Książka Janiny Barbary
Sokołowskiej ma chłodny wydźwięk i dominuje w niej ponury klimat. Czy zatem
wszystko pozostawić w rękach Opatrzności i zdać się na łaskę a może na fatum?
Zakończę słowami jednego z wierszy kończącego przedstawiany tomik „wola twoja”:
to nic – powtarzasz –
jakoś to będzie/wola twoja panie (…) na niebie z kości.
Janina Barbara Sokołowska, Nic, Advert Studio, Chorzów
2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze