Pasaż. Wije się nurt transakcji
zasilany dopływami gotówki.
Rączki wózków pachną wodą kwiatową,
jaśminem wtartym w dłonie. Wędliny są umyte
a kawa rozpuszczalna jak ślicznotka w żółtych kozakach.
Za M1martwa panna młoda na zaśnieżonym ściernisku.
Niebo zwisa nad nią w kolorze przekwitłej mandarynki,
drażniąc biel. Nikt nie przerwie tego milczenia, jak przerwał krzyk.
Nikt nie znał jej życia, nikt nie zna zguby.
Wejdźmy głębiej w sen gubiąc drogę powrotną.
Śnijmy o czymś pięknym. Najpiękniejszy widok na miasto
jest z cmentarza na wzgórzu. Trzymamy się za małe palce
z otwartymi ustami patrząc jak księżyc spada z nieba,
toczy się, wpada do rzeki i płynie do morza. Wnikasz we mnie
zimnem jak reumatyzm na stare lata, rozgryzam cię po kawałku,
wypełniam kubki smakowe, przełykam jak małą ość.
Zbiegnijmy w dół, rozbijając się o rozsuwane bramy ogrodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze