27 maj 2016

Fúsi – niepiękny czterdziestoletni


Film islandzkiego twórcy Dagura Kari (choć wykształconego w Danii), znanego choćby z filmu „Noi Albinoi”, opowiada historię pewnego czterdziestolatka, który pierwszy raz w życiu się zakochał. Fusi wyróżnia się nadwagą, nieśmiałością, małomównością oraz tym, że jego największą pasją jest układanie makiet bitew z II wojny światowej oraz rozgrywanie gier z jedynym (chyba) kolegą.

Bohater, w żaden sposób nieheroiczny, mieszka z matką i jej przyjacielem, pracuje na lotnisku przy załadunku i rozładunku samolotów i przez cały okres pracy ani razy nie wziął urlopu. Poza tym słucha metalu, ma długie, choć mocno przerzedzone włosy i nosi kitkę. Świat zewnętrzny ociera się tylko o Fusiego, a raczej go opływa. W pracy, poprzez swoje odseparowanie od reszty, jest trochę poniżany i docierany.

Sytuacja zaczyna się nieco zmieniać, gdy zagaduje do dziewczynka z sąsiedztwa a potem dostaje od przyjaciela matki w prezencie kapelusz kowbojski i skierowanie na darmowy kurs tańca. Tam poznaje przypadkiem (a raczej ona zapoznaje jego) pewną sympatyczną blondynkę, którą odwozi w czasie burzy do domu.


Wbrew pozorom jednak, film Kariego nie jest nudny ani monotonny. Ba, pojawia się tutaj nawet komizm, gdy metalowiec Fusi zamawia w radiu dla dziewczyny piosenkę…Dolly Parton. Cała jego nieporadność i nieśmiałość zostaje tylko raz przełamana, gdy koledzy z pracy chcą go na siłę uszczęśliwić bliższym spotkaniem z dziewczyną na telefon.

W ogóle Fusi to dobry chłop, miękki i ciepły wewnątrz a nieco groźny i nad wyraz misiowaty z zewnątrz. Poza tym ma pecha do ludzi, albo jest zbyt naiwny i łatwowierny. Gdy zabiera dziewczynkę z sąsiedztwa na przejażdżkę, zostaje oskarżony o pedofilię. Dziewczyna z tańców sama nie wie czego chce i wydaje się, że chcąc nie chcąc, pogrywa sobie uczuciami zwalistego czterdziestolatka. Ten jednak opiekuje się jej domem i zastępuje w pracy, gdy ona sama wpada w depresje i nie wychodzi z pokoju.


„Fusi” jest filmem smutnym, choć ze stosunkowo pozytywnym zakończeniem i lotniskiem jako metaforą wolności. Bohater Kariego ostatecznie wyszedł spod liścia, w marazmu codzienności i zmienia swoje życie. Siłą tego obrazu jest także brak fałszywych nut w odgrywanych postaciach, bo ich zachowania i decyzje są zupełnie uniwersalne i sam mogę je odnieść do otaczającej mnie rzeczywistości.

Film ten nie jest żadnym dramatem społecznym, reżyser i scenarzysta nie grozi też palcem i nie pokazuje żadnych problemów. Co ciekawe, można go również potraktować jako pewną kpinę z gładkich i pięknych komedii romantycznych. O ile tam niemal zawsze świeci słońce, tak w dalekiej Islandii pada, wieje i szybko robi się ciemno.  


„Fusi” jest filmem poświęconym człowiekowi, który pomimo tego, że jest łagodny, spokojny i nikomu nie powinien wadzić, wzbudza jakiś rodzaj złości. Być może jego ustępliwość powoduje, że każdemu z czasem (albo i szybciej) wydaje się, że może traktować bardziej przedmiotowo a wręcz obcesowo. Fusi jednak się nie gniewa, wybacza i dalej robi swoje. Sam chciałbym mieć tyle spokoju co on, bo zauważam między nami pewne podobieństwa.
Plakat wskazuje, że Fusi ma „mleko pod nosem”, co może wskazywać, że pomimo wieku, niewiele wie o życiu. Jednakże, w stosunkowo krótkim czasie, robi spore postępy. Tymczasem jego oblubienica nie potrafi jednak docenić, że z niego jest naprawdę „dobry chłop” a na królewicza na białym koniu raczej nie może liczyć.



Tytuł oryginalny: Fúsi
Reżyseria: Dagur Kari
Scenariusz: Dagur Kari
Gatunek: Dramat
Rok: 2015
Obsada: Gunnar Jonsson, Ilmur Kristjansdottir, Margret Helga Johannsdottir

2 komentarze:

  1. Pamiętam, że grali ten film na festiwalu filmowym u mnie w mieście. Żałuję, że jednak na niego się nie wybrałam, bo lubię takie kameralne, emocjonalne kino.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za odwiedziny i komentarze