20 maj 2015

Krótko pisząc: Ex - machina


Ex - Bóg

 
Ex - machina Alexa Garlanda jest osadzona w klimacie oszczędnego, kameralnego science fiction, za to z wyraźnie zaznaczoną psychologią postaci. Akcja (choć to duże słowo) dzieje się niemal w całości w zamkniętym i znajdującym się pod ziemią kompleksie – miejscem pracy i życia szefa dużej firmy - Nathana. 

Jego celem jest skonstruowanie androida ze sztuczną inteligencją, wolną wolą i charakterem. W określeniu czy Ava posiada wymienione przymioty ma mu pomóc wybrany pracownik korporacji. W ciągu tygodnia Caleb ma przeprowadzić zmodyfikowany test Turinga (tym razem wiadomo, że interlokutorka jest robotem) a także po prostu ją poznać i może polubić. Zainteresowanie jest oczywiście obustronne a Caleb wkrótce zacznie mieć wątpliwości co do prawdziwych motywów Nathana.


Klimatem i charakterem „Ex machina” podobna jest do filmu „Moon” z Samem Rockwellem a widz otrzymuje pod rozwagę tematykę ludzkiej kondycji a także samotności w zetknięciu ze sztuczną inteligencją, która nie ustępuje mu kroku. Film stara odpowiedzieć na pytanie od dawna nurtujące twórców science- fiction – na ile ludzki może być (albo jest) android, na czym polega istota człowieczeństwa. Inteligencja? Pęd życia? czy wola przetrwania? Ava jest ciekawa świata i ludzi, rysuje i sprawia jak najlepsze wrażenie. 


Nathan to nerd zanurzony w pracy, który od pewnego czasu coraz więcej popija. Caleb to młody, nieco naiwny informatyk, który został w przemyślny sposób wybrany do eksperymentu. Wszystko dzieje się pomiędzy trzema postaciami (plus jeszcze jedna drugoplanowa) i wszystko mieści się pomiędzy zdaniami i gestami jakie wykonują. W zasadzie samo zakończenie mówi najwięcej, ale i każdy (miłośnik sci-fi, jak i „zwykły” widz) odbierze je z pewnością nieco inaczej. Sam z jednej strony spodziewałem się czegoś „więcej”, ale i „mniej” czasem jest wystarczające, aby całość wypadła przekonująco.



2 komentarze:

  1. obejrzalam parę dni temu, generalnie mam podobne refleksje do Twoich, też spodziewałam się "czegoś wiecej", ale z drugiej strony to, co jest - jednak jakoś wystarcza :)
    a z innej beczki Fotografa widziałeś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie refleksje mam mieszane - miało być coś więcej, ale jednak czuje, że było tyle ile trzeba. Ogólnie preferuje takie sci-fi od wybuchów :) "Fotografa" widziałem i może jeszcze coś napiszę, ale uważam, że nie wykorzystano potencjału płynącego z historii.

      Usuń

Dziękuje za odwiedziny i komentarze