15 lut 2014

Pierwszy i ostatni – recenzja „Nebraski”


Woody Grant (Bruce Dern) jest starym alkoholikiem, który będąc u progu życia otrzymuje informację o wygraniu miliona dolarów. Ponieważ nie posiada samochodu wybiera się do odległego stanu Nebraska… na piechotę. Za każdym razem z drogi zabiera go młodszy syn albo miejscowy szeryf. Staruszek nie daje jednak za wygraną i wierzy w nagrodę, choć jest to zwykły spam reklamowy.

 

Zniecierpliwiony David (Will Forte) postanawia zabrać ojca do Lincoln, aby osobiście odebrał obiecywaną kwotę. Oboje (na pewien tylko czas) opuszczają gadatliwą małżonkę Woody’ego, Kate (June Squibb) a przejazdem odwiedzają braci głównego bohatera, kilku znajomych i stary rodzinny dom Grantów, choć Woody chciał w ogóle jechać wprost do Nebraski. To najprawdopodobniej ostatnia taka wycieczka starca, ale nie okazuje zbytniego sentymentalizmu, jakby nie miał zamiaru roztkliwiać się nad przeszłością. Wiadomość, że David spotkał jego dawną narzeczoną nie robi na nim większego wrażenia, ale stary dom rodziców już tak. Spotkanie z braćmi, dwoma kuzynami - obwiesiami i dalszą rodziną przypomina relację ze świata w którym nic się nie dzieje. Bracia są już chyba w takim wieku, że nie mają sobie nic więcej do powiedzenia. Woody, wbrew radzie syna, nie omieszkał pochwalić się rodzinie oraz staremu „przyjacielowi” Edowi, szczęśliwą wieścią. A taka informacja rozchodzi się szybko. Z czasem część z nich przypomni sobie o dawnych, rzekomych długach, które w tych okolicznościach należałoby spłacić…



Film Alexandra Payne’a jest prostą historią o życiu i umieraniu. Czarno – białe kadry ukazujące wielkie i puste przestrzenie północno – centralnych stanów robią zarazem przygnębiające jak i refleksyjne wrażenie.  Także rodzinne miasteczko zlewa się z krajobrazem uzupełniając wielkie „nic”.  Przemijanie dotyka widza raz zarazem ale dzięki elementom humorystycznym jak i swoistym „wyluzowaniu” głównego bohatera, a szczególnie jego małżonki Kate, nie jest to nieznośny moralitet, podtykający odbiorcy prawdy ostateczne po nos. Powolny i małomówny Woody kontrastuje z wygadaną i bezpośrednią żoną. Na ich tle opanowany i „zwyczajny” David sprawia wrażenie adoptowanego. Staruszek ma już tylko jeden (chyba nawet pierwszy) cel w życiu, który wbrew faktom i nieprzyjemnym okolicznościom stara się zrealizować. 

Jego jedynym powiernikiem staje się właśnie młodszy syn, ale myliłby się ten, który pomyśli, że teraz zejdzie lawina uczuć i rozliczeń. Wcześniejszy dystans między ojcem a synem formalnie pozostaje niezmienny ale oboje znają dobrze swoje intencje. W takich filmach większa część historii dzieje się poza (oszczędnymi) dialogami, rozstrzyga w gestach i (oszczędnej) grze aktorskiej. Także budżet tego kameralnego filmu pasuje do słowa „oszczędność”. Na filmwebie obraz został oznaczony tagami „dramat” i „przygodowy”. Dramatem jest tutaj koniec życia i usilna chęć pozostawienia czegoś po sobie a przygodą (jakże niebezpieczną) spotkanie z rodziną i znajomymi. Film o starości i starych ludziach, którzy są już na bocznym torze, archaiczni jak czarno – biały film. 

Do historii Woody’ego jako motto dobrze pasują słowa Benjamina Disraeliego – "Młodość jest błądzeniem, wiek męski walką a starość żalem" (Youth is a blunder; Manhood a struggle, Old Age a regret).


2 komentarze:

  1. Całkiem niedawno gościłem u siebie na blogu "Silent running" z Brucem Dernem w stylistyce flower-power (już pominę że to s-f :). Nebraska jest oczywiście w kolejce. Bardzo cenię reżysera, wciąż będąc pod wrażeniem poprzednich filmów. On po prostu ... opowiada o nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mimo wrażenie, że niewiele się dzieje i że znamy podobne historie (np. "Prosta historia"), Nebraska jest autonomicznym obrazem.

      Usuń

Dziękuje za odwiedziny i komentarze