Kupiłem pinezki. Mróz przykłuwa
uwagę. Choćbym nawet chciał,
na niczym innym nie mogę się skupić.
Strzępy wczorajszej gazety wirują
wokół ławek stojących w szeregu.
W oddali tłucze z okien techno.
Przez nagie gałęzie drzew prześwituje
popękany księżyc. Wychudzony pies
wygrzebuje martwego wróbla spod
śniegu i niesie go w pysku jak kość.
Jeszcze o świecie miałem szron na powiekach
i pięści w kieszeniach. Pulsowała mi głowa.
Chciałem wyjść, ale byłem całkiem wewnątrz
tego ponurego domu. Mówiłem do siebie:
spróbuj
spojrzeć na to z góry. Ktoś podobny
posłuchał i się uniósł. W tym czasie
zadzwonił dozorca. Byłem wiadrem w jego
ręku, byłem piachem, który rozsypywał
na schodach.
Mówię do ciebie
Mówię do ciebie, wypuszczając z ust obłoki pary.
siedzisz, jakbyś czekał na diagnozę. Twój lekarz
nie żyje, twoje ciało nie ma sensu.
Uwijasz sobie w głowie wytłumiony schron,
autystyczne gniazdo. Wypluwasz drobne,
suche cząsteczki. Dopiero przestały ci rosnąć
paznokcie i włosy, fryzjer powiedział: niestety,
naprawdę
przykro mi patrzeć. Wchłaniam świat,
oddaję go w zmienionej postaci.
Sławomir Elsner, Antypody, Biuro Literackie, Wrocław 2008 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze