4 lut 2014

Pod zmęczonym aniołem – recenzja filmu „Pod mocnym aniołem”



Wojciech Smarzowski po raz pierwszy kręcił film na podstawie książki (i to pozycji, która otrzymała nagrodę Nike). Taka sytuacja doprowadziła do oczekiwanego zderzenia literatury z językiem filmowym reżysera. W tym starciu nie doszło do kompromisu – literatura wykazała swą wyższość a świat Smarzowskiego wyszedł z tej kolizji poturbowany, jak główny bohater.


 Bohaterem filmu jest Jerzy (Robert Więckiewicz) – literat, który, jak twierdzi, potrafi pić a pomimo tego trafia na oddział deliryków. Jego Aniołem (jednak nie tym Mocnym) ma być dziewczyna (Julia Kijowska), którą poznał koło bankomatu, wykazując się jednoznacznym stanem wskazującym. Widz w zasadzie nie wie, co spowodowało, że studentka wiąże się ze znacznie starszym literatem – alkoholikiem, do czego zresztą Jerzy bez ogródek przyznaje się przed jej rodzicami. Czy chodziło o aurę pisarza występującego w telewizji czy może o litość i chęć wyciągnięcia człowieka z nałogu. W książce, w każdym razie, jest ona tą wartością, dla której główny bohater chce żyć i rzucić picie, jest jego miłością. 


Tej jednak niespecjalnie widać na ekranie – ot, kilka krótkich dialogów między kochankami a poza tym sceny picia, zalewania pały, chlania, krążenia po mieście, zwijania z ulicy przez policję (plus pobicie wewnątrz policyjnej suki), kopanie Lajkonika, rzucanie kamieniem z wystawę i zwidy pijackie. Rozumiem intencje twórców, że chcieli pokazać stan zapętlenia głównego bohatera, który raz za razem powraca na oddział leczenia uzależnień, jednakże takich scen jest zbyt dużo i można odnieść wrażenie, że scenarzyście zabrakło pomysłów na dialogi. Te zresztą często są wprost wyciągnięte z książki, co czasem się sprawdza, czasem brzmi sztucznie a ogólnie można odnieść wrażenie, że jakiś chochlik siedzi nad ekranem i grożąc palcem powtarza – nie pij, bo picie jest złe i będziesz wyglądał jak on. Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby film polecał Minister Zdrowia albo Stowarzyszenie Abstynentów.

      Znaczną część filmu zajmują koledzy i koleżanki Jerzego „po kieliszku”. Od ról epizodycznych do pełnoprawnie drugoplanowych. W każdej z nich znani albo uznani polscy aktorzy i aktorki, którzy przekonującą wypełniają swoje powinności. Tylko na początku filmu mamy zabawne wstawki (picia, wypadania z okna, realistyczne one-linery), które bardzo dobrze oddają to, w jakiej kulturze picia żyjemy. Później jest już tylko mroczniej i smutniej a jeszcze później, niestety, coraz bardziej nudnawo. Autor filmu niepotrzebnie dokręca śrubę i epatuje tym, co każdy dorosły Polak wie, albo wiedzieć powinien. Chciał pokazać cug alkoholowy ale można było to zrobić w sposób bardziej symboliczny. Smarzowski chętnie także odwołuje się do swoich wcześniejszych dzieł (wyraźnie do „Domu złego” a także do „Małżowiny” i „Drogówki”). Tym samym wciągnął prozę Pilcha do swojego świata i pomimo tego, że w filmie czuć klimat książki, to można odnieść wrażenie, że reżyser trochę pobłądził. Chciał aby tandem Smarzowski – Pilch jechał szybko, równo i do celu a tymczasem niebezpiecznie zatacza się i pochyla nad rowem. Nie wpada jednak do niego ale seans sprawia wrażenie niedosytu, tak jakby powtarzalne środki reżysera przestawały oddziaływać. Ktoś, kto widział wszystkie jego filmu jest już uodporniony na ten brud, język, postacie i epatowanie Polską. W filmie za dużo jest także chaosu i widz w pewnym momencie traci orientację – co jest, co się stało, w którym momencie jesteśmy. Nie tłumaczy tego zupełnie stan Jerzego, który traci kontakt z czasem i rzeczywistością.

             
Trudno też utożsamiać się z bohaterem – nie wiemy kim tak naprawdę jest, z czego żyje, o czym pisze, jaka jest jego przeszłość. Równie dobrze może wejść znów do baru „Pod mocnym aniołem” zalać się w trupa i bić z barmanem a równie dobrze może grzecznie iść do domu. Nie znam go a przez co, jest mi to dość obojętne. Zabrakło też rozbudowy wątku miłosnego. Niemniej, aktorzy wykonali swoją pracę bardzo dobrze, muzyka spełnia swoją rolę ale też bywa męcząca. Anioł alkoholizmu pozostaje zatem mocny i bezwzględny ale film już taki nie jest.  Obraz jest na niezłym poziomie uznanego reżysera, ale trzeba stwierdzić, że dochodzi (albo już doszedł) do ściany i musi zacząć coś zmieniać w swoich projektach. Czekam zatem za zaskoczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za odwiedziny i komentarze