Tomasz Bąk – Apokryf
Letni
rozkład, plenerowe imprezy do samego rana
lub
pierwszego przyjazdu policji. Cudów nie ma.
Po kilku
godzinach w pełnym słońcu można dopatrzeć się
ulicznych
interpretacji scen z Ewangelii, świętych w japonkach.
Wczoraj na
przykład jechałem rowerem i prawie zabiłem Ducha Świętego.
To musiał
być on, bo zwykłe gołębie nie bywają tak niebiańsko białe.
A dzisiaj
jest gorzej. Poznałem człowieka, który w piętnaście minut
odegrał
monodram na podstawie misterium męki pańskiej.
Wcześniej
wydawało się to niemożliwe – tak po prostu, równolegle
grać role
mesjasza, Judasza i Magdaleny: upaść, umrzeć i zapłakać,
a potem
zmartwychwstać, otrzepać się i iść na dziwki. Czysta perfekcja.
Brudna
perwersja. Nawet się nie zająknął, nawet nie przedstawił.
Wycedził
tylko przesłanie. Siedzieć i pić czerwone wino
to jak być
Bogiem i móc przełknąć cudzą boskość.
Michał Murowaniecki – Wypominki
Wszystkie
znaki na niebie poszły się pieprzyć.
Cmentarz
wygląda jak osad wytrącony z powietrza.
Przez trupy
do gwiazd. Coś się odwróciło
w słowie, na
przegubie zakwitł pulsar,
przypomina
ukwiał. Dzisiaj żegnamy zmarłych
antykwą,
wspominamy na stronie. Przecież
zawsze coś
po nas zostaje, chociażby liczba
wyświetleń,
jakiś większy post, czułość ISBN-ów
Indeksuje
sam Bóg –
nanosi igłą
szewską
biblioteczne
numery,
ironiczne
stemple.
Błogosławią
nas iskry,
Stare,
bezpieczne nic.
Dawid Koteja - Bajki Disneya zmieniają porządnych chłopaków w cioty
Co robiłeś w dniu, w którym kilku idiotów z III A ściągnęło mi spodnie
i publicznie sprało po dupie na oczach innych uczniów. Które z tych oczu należały do ciebie
Gdzie byłeś, gdy kamienowano Szczepana. Gdy obalili
na twardo ciosaną glebę przyszłego świętego, a on krzyknął:
Panie, nie poczytaj im tego grzechu! - jak woskowy eksponat.
I każda minuta rosła w apokryf, kiedy myślałem do nich
z
bezpiecznej odległości: Zjeby. Skurwysyny
Kiedyś was
wszystkich wykończę
- Musisz wierzyć w Jezusa - radzi babcia rozłożona na wersalce
jak Lamia, z wyświechtaną gazetą lub książką w ręku
i patrzy na mnie zza okularów zasnutych kurzem.
Do dziś słyszę świszczący oddech, czuję na szyi powróz.
Dokładnie tak: człowiek staje się ateistą
zmywając naczynia albo siedząc na babcinych kolanach,
na tej rozłażącej się mozaice żylaków i wspomnień.
jakbym stanął w otwartym oknie: niebo wiesza się
na antenach satelitarnych, ma znów kolor krwi,
którą wrażliwi chłopcy znaczyli szkolne boisko,
nieduży kopczyk wybitych zębów - -
- Musisz wierzyć w Jezusa - radzi babcia rozłożona na wersalce
jak Lamia, z wyświechtaną gazetą lub książką w ręku
i patrzy na mnie zza okularów zasnutych kurzem.
Do dziś słyszę świszczący oddech, czuję na szyi powróz.
Dokładnie tak: człowiek staje się ateistą
zmywając naczynia albo siedząc na babcinych kolanach,
na tej rozłażącej się mozaice żylaków i wspomnień.
jakbym stanął w otwartym oknie: niebo wiesza się
na antenach satelitarnych, ma znów kolor krwi,
którą wrażliwi chłopcy znaczyli szkolne boisko,
nieduży kopczyk wybitych zębów - -
Źródła:
Kwartalnik
Artystyczno-Literacki – Arterie, grudzień nr 3/2010 r.
Michał
Murowaniecki, Spięcie, Biblioteka Arterii, 2010 r.
Dawid
Koteja, Trupy Trupy, Klub Integracji Twórczych, „Stowarzyszenie Żywych Poetów”,
2009 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze