Jak pisać na temat, który jest jednym z
leitmotivów całej poezji? O starości, śmierci i tęsknocie próbuje pisać w
książce pt „Opiekunka” Łucja Fornalczyk – Fice.
Główną osią tomiku jest odchodzenie na drugą stronę
rzeki, którą można nazwać terra
incognita. Autorka pracowała bowiem zagranicą opiekując się starszymi
ludźmi, co przyniosło jej bogaty materiał do przemyśleń. Pisząc, że „dzieci nie
wierzą, że rzeka kończy się gdzieś tam (…)” jakby sama przybliżała do siebie
dzieciństwo a zarazem starość. W tych obu momentach życia wierzymy, że coś może
trwać bez końca albo, że po drugiej stronie też istnieje coś, co można oswoić.
Bo czyż na starość nie nabieramy wrażliwości dziecka i zaczynamy wierzyć, w coś,
co nie jest wcale racjonalne? Autorka sama dodaje „(…) i ja też nie chce
wierzyć”, czym wyraża tęsknotę za wiekiem niewinności i naiwności. Po tym co
doświadczyła, czytelnik nie będzie tym zdziwiony.
Tomik nie jest pozycją jednorodną. Nie
chodzi jednak tyle o zróżnicowany poziom wierszy, co fakt, iż między nimi
pojawiają się minibajki uzupełniające snutą opowieść. Są to wiersze namacalne i
czytelne, czasem wręcz przezroczyste wypływające z realnych doświadczeń,
codziennego obcowania z ludźmi, których już nic szczególnego w życiu nie
spotka. Oni jednak chcą lub muszą w coś wierzyć. Poetka styka się na co dzień z
poczuciem ostateczności, starością, samotnością. Sama jakby wskutek tych
doświadczeń coraz silniej odczuwa tęsknotę za własnym dalekim domem i rodziną,
bardziej partycypuje w samotności emigranta. Tytułowa „Opiekunka” czuje
tęsknotę za bezpieczną oazą – domem położonym daleko stąd, jakby śmierć tam
jeszcze nie dotarła, nie miała prawa tam wejść. Jest to poezja spokojna, w
zasadzie wyważona, posiadająca jednak momenty większego niepokoju, gdy uczucia
są silniejsze. Dodaje to wierszom autentyzmu, gdyż nie jawią się jako
wycyzelowane słowa, które mają zachwycić metaforą czy porównaniem. Co jakiś
czas w tych tekstach pojawia się siła wyższa – nie jest to jednak nic
narzuconego, ale bardzo naturalnego.
Początek wskazuje, iż będzie to tomik
wspomnieniowy o byłych, podeszłych i odeszłych pacjentach. Poetka mówi o nich z
czułością i wyrozumiałością, bez szarżowania i niepotrzebnego rozbudowywania
zdań. Tytuły tych wierszy stanowią imiona kobiet – Elena, Simone, Christina,
Heidi, Margaret… – imiona kojarzące się aktorkami starych filmów, z pięknymi
kobietami - amantkami w kwiecie wieku. Można odczuć ten dysonans i przypomnieć
sobie, że świata nie wypełniają jedynie młodzi a starość odsuwana na bok przypomina
o sobie boleśnie.
„Pojedyncze
płatki skóry odpadają.
jak
łuski syrenki. W rybich oczach światło
nie
chce się odbijać. Cisza. Za dwie godziny
trzeba
będzie ją umyć i odświętnie ubrać (…)
Syrenka, która kojarzy się z młodością i pięknem
gaśnie i zaraz trzeba będzie zająć się czymś bardzo przyziemnym. Opiekunka nie
jest jednak osobą, którą posiada wyłącznie pozytywne odczucia. W wierszu „Nie
lubiłam tej Holenderki”
„Nawet na mnie
nie patrzy, czuję się cieniem,
przez który
będę przechodzić.”
pojawia się ironia a nawet złośliwość, której
wcześniej nie ma. Narratorka a zarazem główna bohaterka tej opowieści, nie jest
wyłącznie wykreowanym podmiotem lirycznym, ale osobą z krwi i kości, która nie
boi się przelewać na papier samej siebie.
„Żeby
zadowolić panią, musiałabym jeszcze usunąć wilgoć
z murów i
sprawić, że firanki w domu zakwitną (…)
Ona była
głosem, którego nie lubiłam.
Mój cień się
skracał”
Z tej historii wynika opowiastka pt. „Przykra
opowieść” o bohaterce spędzającej noc w lesie, czującej się jak w bajce, gdy
zaczyna wierzyć, że głaz zamieni się w karocę a zajączek w stangreta. Cóż,
wiemy przecież co strach i niepewność potrafią zrobić z psychiką. Bohaterka
ucieka tu jednak w baśń o Kopciuszku, pognębionym przez złe siostry, która chce
już tylko uciec w bezpieczne miejsce.
Mężczyzn - pacjentów jest w tym zbiorze nieco
mniej i są traktowani jakby z nieco większym dystansem. U Pań chodzi często o
jakieś drobne przedmioty, bibeloty o które się dba, o których się pamięta,
jakby chciało się stworzyć przekonanie, że życie toczy się przecież zupełnie
normalnie. W wierszu „i przyszła kryska…” gdzie autorka dokonuje swoistej
wiwisekcji rozpadu ciała i człowieka. Stulatek „ubywał stopniowo” a
„W rytm
powolnej ceremonii odpruwało się wszystko:
Imię,
nazwisko, data urodzin. Tylko paznokcie –
Podobne
skorupie żółwia – trzymały się mocno (…)”
Autorka jawi się jak przyjazny Charon, który daleki
jest od wizerunku starego, bezwzględnego demona. Jest raczej cierpliwym
aniołem. Z czasem poetka jakby sama się przyznaje, że i ją przeniknęła śmierć,
z którą stykała się tak często, wyznając
„Moje ciało
też staje się rzeką, słowa jak kamyki
rozchodzą
się falami.”
„Spacer II”
Podsumowując, mamy do czynienia z dobrze ułożoną
opowieścią. Z czasem refleksje o pacjentach i śmierci zostają zastąpione
rozważaniami o własnym życiu. Bohaterka nie będzie już nigdy taką samą osobą
jak kiedyś, boi się tego. Podsumowując, szukałem frazy, która w zmyślny sposób
mogłaby oddać wrażenie po lekturze tego zbioru, a zarazem byłaby podsumowaniem
wszystkich doświadczeń podmiotu lirycznego. Mottem niech będą zatem słowa
zawarte nomen omen w tekście „To nie bajka”.
„Tu dojrzewa
mój miąższ
I tu pęknie
moja łupina”
Związek Literatów Polskich, Oddział w Gorzowie Wlkp.
2012. Wydawnictwo SONAR Literacki, Gorzów Wlkp. 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze