10 lut 2013

Asysta w przejściu. Recenzja "Opiekunki" Łucji Fornalczyk-Fice


    Jak pisać na temat, który jest jednym z leitmotivów całej poezji? O starości, śmierci i tęsknocie próbuje pisać w książce pt „Opiekunka” Łucja Fornalczyk – Fice.

Główną osią tomiku jest odchodzenie na drugą stronę rzeki, którą można nazwać terra incognita. Autorka pracowała bowiem zagranicą opiekując się starszymi ludźmi, co przyniosło jej bogaty materiał do przemyśleń. Pisząc, że „dzieci nie wierzą, że rzeka kończy się gdzieś tam (…)” jakby sama przybliżała do siebie dzieciństwo a zarazem starość. W tych obu momentach życia wierzymy, że coś może trwać bez końca albo, że po drugiej stronie też istnieje coś, co można oswoić. Bo czyż na starość nie nabieramy wrażliwości dziecka i zaczynamy wierzyć, w coś, co nie jest wcale racjonalne? Autorka sama dodaje „(…) i ja też nie chce wierzyć”, czym wyraża tęsknotę za wiekiem niewinności i naiwności. Po tym co doświadczyła, czytelnik nie będzie tym zdziwiony.


Tomik nie jest pozycją jednorodną. Nie chodzi jednak tyle o zróżnicowany poziom wierszy, co fakt, iż między nimi pojawiają się minibajki uzupełniające snutą opowieść. Są to wiersze namacalne i czytelne, czasem wręcz przezroczyste wypływające z realnych doświadczeń, codziennego obcowania z ludźmi, których już nic szczególnego w życiu nie spotka. Oni jednak chcą lub muszą w coś wierzyć. Poetka styka się na co dzień z poczuciem ostateczności, starością, samotnością. Sama jakby wskutek tych doświadczeń coraz silniej odczuwa tęsknotę za własnym dalekim domem i rodziną, bardziej partycypuje w samotności emigranta. Tytułowa „Opiekunka” czuje tęsknotę za bezpieczną oazą – domem położonym daleko stąd, jakby śmierć tam jeszcze nie dotarła, nie miała prawa tam wejść. Jest to poezja spokojna, w zasadzie wyważona, posiadająca jednak momenty większego niepokoju, gdy uczucia są silniejsze. Dodaje to wierszom autentyzmu, gdyż nie jawią się jako wycyzelowane słowa, które mają zachwycić metaforą czy porównaniem. Co jakiś czas w tych tekstach pojawia się siła wyższa – nie jest to jednak nic narzuconego, ale bardzo naturalnego.
Początek wskazuje, iż będzie to tomik wspomnieniowy o byłych, podeszłych i odeszłych pacjentach. Poetka mówi o nich z czułością i wyrozumiałością, bez szarżowania i niepotrzebnego rozbudowywania zdań. Tytuły tych wierszy stanowią imiona kobiet – Elena, Simone, Christina, Heidi, Margaret… – imiona kojarzące się aktorkami starych filmów, z pięknymi kobietami - amantkami w kwiecie wieku. Można odczuć ten dysonans i przypomnieć sobie, że świata nie wypełniają jedynie młodzi a starość odsuwana na bok przypomina o sobie boleśnie.

„Pojedyncze płatki skóry odpadają.
jak łuski syrenki. W rybich oczach światło
nie chce się odbijać. Cisza. Za dwie godziny
trzeba będzie ją umyć i odświętnie ubrać (…)

Syrenka, która kojarzy się z młodością i pięknem gaśnie i zaraz trzeba będzie zająć się czymś bardzo przyziemnym. Opiekunka nie jest jednak osobą, którą posiada wyłącznie pozytywne odczucia. W wierszu „Nie lubiłam tej Holenderki”

Nawet na mnie nie patrzy, czuję się cieniem,
przez który będę przechodzić.”

pojawia się ironia a nawet złośliwość, której wcześniej nie ma. Narratorka a zarazem główna bohaterka tej opowieści, nie jest wyłącznie wykreowanym podmiotem lirycznym, ale osobą z krwi i kości, która nie boi się przelewać na papier samej siebie.

„Żeby zadowolić panią, musiałabym jeszcze usunąć wilgoć
z murów i sprawić, że firanki w domu zakwitną (…)
Ona była głosem, którego nie lubiłam.
Mój cień się skracał”

Z tej historii wynika opowiastka pt. „Przykra opowieść” o bohaterce spędzającej noc w lesie, czującej się jak w bajce, gdy zaczyna wierzyć, że głaz zamieni się w karocę a zajączek w stangreta. Cóż, wiemy przecież co strach i niepewność potrafią zrobić z psychiką. Bohaterka ucieka tu jednak w baśń o Kopciuszku, pognębionym przez złe siostry, która chce już tylko uciec w bezpieczne miejsce.
Mężczyzn - pacjentów jest w tym zbiorze nieco mniej i są traktowani jakby z nieco większym dystansem. U Pań chodzi często o jakieś drobne przedmioty, bibeloty o które się dba, o których się pamięta, jakby chciało się stworzyć przekonanie, że życie toczy się przecież zupełnie normalnie. W wierszu „i przyszła kryska…” gdzie autorka dokonuje swoistej wiwisekcji rozpadu ciała i człowieka. Stulatek „ubywał stopniowo” a

„W rytm powolnej ceremonii odpruwało się wszystko:
Imię, nazwisko, data urodzin. Tylko paznokcie –
Podobne skorupie żółwia – trzymały się mocno (…)”

Autorka jawi się jak przyjazny Charon, który daleki jest od wizerunku starego, bezwzględnego demona. Jest raczej cierpliwym aniołem. Z czasem poetka jakby sama się przyznaje, że i ją przeniknęła śmierć, z którą stykała się tak często, wyznając

„Moje ciało też staje się rzeką, słowa jak kamyki
rozchodzą się falami.”

„Spacer II”

Podsumowując, mamy do czynienia z dobrze ułożoną opowieścią. Z czasem refleksje o pacjentach i śmierci zostają zastąpione rozważaniami o własnym życiu. Bohaterka nie będzie już nigdy taką samą osobą jak kiedyś, boi się tego. Podsumowując, szukałem frazy, która w zmyślny sposób mogłaby oddać wrażenie po lekturze tego zbioru, a zarazem byłaby podsumowaniem wszystkich doświadczeń podmiotu lirycznego. Mottem niech będą zatem słowa zawarte nomen omen w tekście „To nie bajka”.

„Tu dojrzewa mój miąższ
I tu pęknie moja łupina”

Związek Literatów Polskich, Oddział w Gorzowie Wlkp. 2012. Wydawnictwo SONAR Literacki, Gorzów Wlkp. 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za odwiedziny i komentarze