Margaret Thatcher do czasu Angeli Merkel była jedyną kobietą sprawującą władzę w ważnym i dużym kraju europejskim. Istnieje przeświadczenie, że najwyższe stanowiska i laury w polityce mogą zdobyć tylko kobiety o silnej osobowości, jasnych poglądach i niebojące się podejmowania trudnych decyzji. „Maggie”, jak nazywały ją angielskie brukowce, jest idealnym przykładem takiej osoby.
Popularny pogląd wskazuje, że kobieta polityk musi być bardziej wyrazista, sprytna i odporna od swoich kolegów, aby osiągnąć sukces w polityce. Zarazem można przytoczyć słowa aktywistki politycznej Phyllis Schlafly dotyczące kariery „Żelaznej Damy”: „sukces kobiety nie wiąże się z zaciskaniem pięści, ze stękaniem ofiary czy nawet z akcją afirmatywną. To taka sama droga jak dla mężczyzn: ciężka praca i wytrwałość”.
Wielka Brytania na terapii szokowej
Margaret Thatcher była nie tylko pierwszą kobietą premierem w historii Wielkiej Brytanii, ale także jako pierwsza od połowy XIX wieku była nim trzy razy z rzędu. „Atmosferę w rodzinie wciąż jeszcze tworzy matka. To ona jest w domu menedżerem” – do jej słów można znaleźć szerokie zastosowanie. Przez ponad dekadę kreowała „atmosferę” we własnej partii, w społeczeństwie i państwie. Mieszkańcy kraju nad Tamizą albo ją kochali, albo nienawidzili, trudno było o obojętność. Także jak każdy dobry menadżer nie bała się podejmować szybkich i trudnych decyzji.
Ona właśnie wprowadziła praktycznie w życie rzecz niezwykle kontrowersyjną i niepopularną. Coś, czego bali się inni politycy w Europie, a w Polsce lat 90. XX wieku stało się wręcz synonimem tego, co złe: prywatyzację. Wielka Brytania na początku rządów Thatcher tkwiła jeszcze w szoku po utracie kolonii i mocarstwowej pozycji. Potężne związki zawodowe oparte na wielkim, coraz bardziej przestarzałym przemyśle, nie pozwalały na poważne zmiany. Tymczasem pewna siebie pani premier nie bała się podjąć rękawicy. Wygrała ten nieunikniony pojedynek dzięki solidnemu przygotowaniu oraz tym, że w sprytny sposób nastawiła opinię publiczną nieprzychylnie do protestujących. Starcie z „Żelazną Damą” organizacje przypłaciły stopniową utratą znaczenia i wpływów. Zamykała i prywatyzowała nierentowne kopalnie i zakłady przemysłowe, otwierając zarazem możliwości dla szerokiego sektora usług – podstawę współczesnego państwa i gospodarki. Nad wyraz aktywnie ograniczała rolę państwa i jego wpływ na gospodarkę, promując liberalizm ekonomiczny. Wyznawała zarazem konserwatywne wartości, na pierwszy plan wysuwała rodzinę. Szczególnej krytyce opozycji poddawane były jej plany cięć budżetowych, które nie ominęły niemal żadnej ze sfer zainteresowania państwa. Pozwoliła sobie nawet cofnąć dotację na darmowe mleko w szkołach, rzecz, która przeciętnemu Anglikowi wydawała się równie trwała, jak monarchia. Zarazem starała się obniżać podatki i faktycznie aktywizować bezrobotnych poprzez pobudzanie przedsiębiorczości, zgodnie z amerykańskim hasłem „aby coś otrzymać, trzeba coś zrobić”. Tak prowadzona polityka została ochrzczona mianem thatcheryzmu. Z czasem także inne państwa zaczęły czerpać z jej doświadczeń. Wpływ doktryny na programy obu głównych partii brytyjskiej sceny politycznej jest odczuwalny aż do czasów współczesnych.
Photo credit: RiveraNotario / Foter / CC BY-NC-SA
Kobieta nas bije!
Również opinia międzynarodowa i zagraniczni politycy mieli okazję szybko przekonać się o harcie ducha niezłomnej polityk. Przydomek „Żelazna dama” nadali jej Rosjanie, co było reakcją na jej bezpośrednie słowa skierowane do przywódców sowieckich. W swojej mowie wskazała na zasadniczą różnicę pomiędzy nią a przywódcami z Kremla, mówiąc: „Ludzie z sowieckiego Politbiura nie muszą się martwić o takie rzeczy, jak brak społecznego zaufania. Oni stawiają na hasło «armaty zamiast masła», podczas gdy my stawiamy wszystko przed armatami”. W tym aspekcie szybko znalazła wiernego kompana w postaci prezydenta Stanów Zjednoczonych – Ronalda Reagana. Razem z nim realizowała politykę „odstraszania” ZSRR, która polegała na zwiększeniu nakładów na obronę narodową i zbrojenia. Stanowczość i zdecydowanie pani Thatcher nie ominęło również irlandzkich bojowników. W tej sprawie przyjęła jednoznaczną zasadę, iż „z terrorystami się nie negocjuje”. Łut szczęścia zdecydował, że nie pozbawili jej życia w zamachu. Pomimo powszechnego szoku wskutek śmierci kilku osób, Thatcher odmówiła odwołania wygłoszenia mowy, zaplanowanej na kolejny dzień. Rzuciła prowokacyjne wyzwanie zamachowcom, twierdząc, że nie widzi powodów, aby postąpić inaczej. Zdolność do błyskawicznej reakcji na wydarzenia nie opuściła jej również po desancie wojsk argentyńskich na Falklandy – dalekie wyspy należące do Wielkiej Brytanii. Sukces w tej nieoczekiwanej wojnie przysporzył jej ogromnego prestiżu. Pośrednim skutkiem był upadek junty w Argentynie i wprowadzenie demokracji. Odniesione zwycięstwo szybko zostało przekute na sukces wyborczy. Brytyjczycy znowu poczuli się dumni ze znaczenia swojego kraju, co pozwoliło pani premier odzyskać zaufanie i zniwelować rezonans po niepopularnych decyzjach. Pod koniec swojego urzędowania nie omieszkała ponaglać prezydenta George’a Busha seniora, do rozpoczęcia operacji w Zatoce Perskiej. Niezdecydowanego przywódcę strofowała słynnym zdaniem, że „nie jest to czas dla trzęsących się!”. Nie będąc już szefem rządu, nie odsunęła się zupełnie w cień i dalej wygłaszała klarowne oceny. Wydarzenia w byłej Jugosławii porównała wprost do działań nazistów, nawołując przywódców światowych do zdecydowanych kroków. Nie szczędziła gorzkich słów brytyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych, którego oskarżała o całkowitą bierność w tej sprawie.
Photo credit: The PIX-JOCKEY (visual fantasist) / Foter / CC BY-NC |
Jedna Europa? Nie, dziękuję!
Pomimo poparcia dla członkostwa Wielkiej Brytanii we Wspólnotach Europejskich była zdecydowanie przeciwko dalszemu pogłębianiu integracji. Odrzucała wizję Europy, z jaką obecnie mamy do czynienia, która jawiła jej się jako scentralizowany moloch, stojący ponad interesami narodowymi. Wspólnota Europejska nie była dla niej celem, lecz tylko środkiem dla swobodnego handlu międzynarodowego i utrzymania konkurencyjności gospodarek. Odrzucała przyszłościową koncepcję wspólnej waluty, twardo stając w obronie funta. Obawiała się także, że jej długoletnia praca może zostać zniwelowana wskutek nowych regulacji płynących z Brukseli. Takie podejście stało się też jedną z przyczyn jej upadku, gdyż większość jej partyjnych towarzyszy chciała jednak realizować wizję wspólnej Europy.
Polityka jest kobietą
„Podobanie się wszystkim nie jest zajęciem dla polityków” – to jeden z jej najbardziej znanych cytatów. Obecnie te słowa, gdy zamiast mężów stanu mamy na najwyższych szczeblach władzy technokratów, zważających na podpowiedzi speców od PR i wizerunku, muszą budzić uznanie. Pani premier nie znosiła bezcelowego mówienia, posiadała duże zdolności oratorskie, ale nie wykorzystywała ich do kwiecistych, lecz pustych mów, ale aby osiągnąć konkretne cele. Nigdy nikogo nie naśladowała i nie podążała za modnymi ocenami, to ona kształtowała opinie. Nie zwracała tak wielkiej uwagi na media, jak ma to miejsce obecnie; robiła to, co uważała za słuszne. Brukowce jej nie oszczędzały, a popularni muzycy pisali o niej nieprzychylne piosenki, na okładce płyty Iron Maiden została wręcz uśmiercona. Jeszcze jako szeregowy członek partii, a potem minister w rządzie (także w tzw. gabinetach cieni), wygłaszała kontrowersyjne opinie, a nawet głosowała wbrew woli własnej partii. Dziś można to uznać za praktyczny przykład wypełnienia pięknego hasła afirmacyjnego „bądź sobą”.
Koniec jej kariery politycznej wiązał się m.in. z wprowadzeniem skrajnie niepopularnego podatku komunalnego (tzw. pogłównego). Decyzja ta wywołała zamieszki, które podkopały pozycję Thatcher wśród torysów. Co ciekawe, podobny podatek sześćset lat wcześniej wywołał powstanie chłopskie, podczas którego wzburzony tłum zajął Londyn. Niestety, „Żelazna dama” nie wyciągnęła w porę nauczki z tej lekcji historii.
Taka jak w polityce, była również w życiu prywatnym. Jej wizerunek i zachowanie nie było wystudiowaną pozą czy maską, ale naturą i żywiołem. Z punktu widzenia współczesnego zabiegania i braku czasu na wszystko dokonała rzeczy niezwykle trudnych. Udało jej się ukończyć chemię i prawo, odniosła zaskakujący sukces w polityce oraz miała udane życie rodzinne. W holu parlamentu odsłonięto jej pomnik, naprzeciwko rzeźby Winstona Churchilla. Czy można chcieć więcej?
Czy w Polsce może pojawić się kobieta na miarę „Żelaznej damy”? Czy polska mentalność i kultura polityczna dopuszczają w ogóle zaistnienie kogoś takiego? Brytyjczycy, słynni ze swoich przyzwyczajeń, flegmy i niechęci do nagłych zmian, zapewne też sobie tego nie wyobrażali. Dzisiaj łatwiej być wyrazistą kobietą polityk po lewej stronie sceny politycznej, prawa strona wciąż pozostaje otwartą przestrzenią. 87-letnia dziś, schorowana Margaret Thatcher pozostaje niezłomnym symbolem emancypacji i sukcesu kobiet, w tak trudnym i niewdzięcznym rodzaju społecznej aktywności.
„Jestem wyjątkowo cierpliwa, pod jednym wszelako warunkiem, że w końcu wyjdzie na moje” – słowa te jakoś trudno byłoby dopasować do mężczyzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze