widzę się idącego podwórzem, odciągam skrzydło
bramy, wychodzę na ulicę. ocieplę postać w słabym blasku
staromodnej latarni lub wpadnę pod ciężarówkę z wadliwymi meblami
stołami o nierównych nogach, krzesłami bez oparć
kanapami na których nie da się usiedzieć
czy to kolejny przypadek lub kolejna liczba po przecinku
że nie wiem czy zakochuje się w tobie czy w twoim wyobrażeniu?
portrecie trumiennym, kropkach i krzyżykach na zaparowanej szybie
wiem tylko, że u wyjścia zgubiłem coś istotnego, podobnego
do zmiętej kartki wyrwanej z zeszytu sześciolatka
wciąż wypadają krzywe litery, linie nie trzymają
myślę jeszcze o jej dłoni wskazującej miejsce
między oczami, gdzie użądliła ją pszczoła
krwawią mi dziąsła gdy myje rano zęby, na dachu kotłowni
zobaczyłem kominiarza, wyrwałem kolejny guzik i nie mogę
się zapiąć. wbiegam na wzgórze, które nie ma szczytu
wypędzała strach lejąc do miski wrzący ołów
stwarzała czerwony wiatr, przywracała płodność
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze