Nie wiem co powiedzieć, a w zasadzie, co mam napisać. W Teleexpressie dowiedziałem się, że w Bibliotece Jagiellońskiej (a dokładnie w aneksie kuchennym), zapaliła się... frytkownica. No brzmi tak niedorzecznie, że aż straszno. Cenne rękopisy i inne eksponaty mogły pójść sobie swobodnie z dymem wskutek czyjegoś niepohamowanego apetytu na frytki. Z drugiej strony, frytkownica w aneksie kuchennym? w głowach im się przewraca?. W wielu firmach, ze sprzętów kuchennych,. jest zazwyczaj czajnik lub ekspres do kawy, a tu proszę bardzo, frytki sobie smażą w międzyczasie. Tak jakby nie można było wyskoczyć do jakiegoś fastfooda w okolicy. Mam nadzieję, że wieczorami nie urządzają sobie grilla wśród książek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze