22 cze 2016

Barany. Islandzka opowieść o dwóch capach

Po obejrzeniu Fusi’ego zapragnąłem raz jeszcze zanurzyć się w chłodny islandzki klimat. „Barany. Islandzka opowieść” czyli produkcja skandynawska z polską koprodukcją okazuje się filmem dalece chłodniejszym i ascetycznym. W drugoplanowej roli pojawia się zwalista sylwetka Gunnara Jonssona, czyli Fusiego ukrytego za wielką brodą.

Film opowiada w oszczędny sposób historię dwóch braci, hodowców owiec w cichej dolinie. Z niewyjaśnionych powodów bracia od dawien dawna nie rozmawiają ze sobą, choć mieszkają obok siebie w skromnych domkach. W tle pojawiają się szerokie panoramy surowego islandzkiego klimatu, czyli domniemanej od wieków ultima thule, wyspy stanowiącej koniec świata.


Gummi jest postacią pierwszoplanową, gdyż przez większość czasu widzimy na ekranie właśnie jego i od jego strony poznajemy historię. Kiddi  znajduje się na drugim planie i nie zaglądamy do jego domostwa a poprzez swoje agresywne zachowanie (strzał w okno brata i atak w owczarni), wydaje się być postacią konfliktową. Można powiedzieć, w pewnym przybliżeniu, że są jak Cześnik i Rejent z „Zemsty”, czyli cichy i knujący kontra głośny i ekstrawertyczny. Może ta różnica charakterów okazała się być zarzewiem konfliktu? Wiemy tylko tyle, że Gummi jest właścicielem całej ziemi i obiecał matce, że zostawi na niej brata.


Na dorocznym konkursie na najlepszego barana Gummi nieznacznie (o pół punkta) przegrywa z bratem. Nie mogąc pogodzić się z niewielką porażką dokładnie ogląda zwycięski okaz i stwierdza, że baran ma trzęsawkę – chorobę, która wymusi eksterminację wszystkich baranów w dolinie. Jego wywołane zazdrością podejrzenia znajdą wkrótce potwierdzenie, a Gummi sam wymorduje całą swoją populację, z wyjątkiem kilku sztuk ukrytych w piwnicy.


Władze weterynaryjne a także Kiddi w końcu dowiadują się, co jeden z braci ukrywa w domu. Postanawiają wtedy we dwoje zapędzić stadko wysoko w góry, ale taka wyprawa dwóch starców nie może pójść tak łatwo.

Oczywiście, pierwsze skojarzenie to „Prosta historia” Davida Lyncha, ale w tym przypadku niechęć między braćmi jest ciągła i chyba irracjonalna, bo argument, że „nie można z nim wytrzymać”, w odniesieniu do gosposi, nie jest do końca przekonujący. Niemniej, w razie potrzeby bracia nie zostawiają się na pastwę losu. Gdy jeden z nich się upije w trupa i leży na śniegu, ten drugi odwozi go…w koparce pod szpital, po czym odjeżdża. Pomóc sobie można, ale porozumiewają się głównie za pomocą listów przenoszonych przez psa. Bracia są ludźmi, którzy więcej uczuć okazują swoim zwierzętom, które są dla nich całym życiem i stylem życia. Cóż innego mogą robić w niewielkiej dolinie, gdzie nawet nie ma wielu kobiet? Czy w ogóle potrafią robić cokolwiek innego? Eksterminacja całych stad oznacza niepewny los, co najmniej dwa lata karencji na hodowlę a także zagładę konkretnej rasy owiec. Para sąsiadów właśnie z tego powodu decyduje się wyjechać i porzuć hodowlę na zawsze. Można powiedzieć, że dla braci jest to koniec świata, albo jego zawieszenie w próżni.


Dlatego zapewne zawierają ten jeden sojusz, w imię rozpaczliwej obrony stylu życia. Takich jak oni jest coraz mniej, po prostu wymierają a cywilizacja ze swoimi zdobyczami sięga także do islandzkiej doliny (Gummi ma komputer, być może z Internetem).

Film płynie niespiesznie, można by nawet powiedzieć, że jest chwilami nudnawy. Tytuł „Barany. Islandzka opowieść” zobowiązuje – upartymi jak barany, są także dwaj bracia a „islandzka opowieść” jest chłodna, skromna i przejrzysta jak tamtejszy klimat. Zakończenie nie mogło być inne.




Tytuł oryginalny: Hrutar
Reżyseria: Grimur Hakonarson
Gatunek: Dramat
Rok: 2015
Obsada: Sigurdur Sigurjonsson, Theodor Juliusson, Charlotte Boving

1 komentarz:

Dziękuje za odwiedziny i komentarze