27 gru 2013

Kapitan kontra Piraci – recenzja filmu „Kapitan Phillips”



        „Kapitan Phillips” Paula Greengrassa skojarzył mi się z „Black Hawk Down” Ridleya Scotta - oba dramatyczne o akcji umiejscowionej wokół „Rogu Afryki” i oba oparte na autentycznej historii. „Helikopter w ogniu” jest filmem wojennym traktującym o walce i przetrwaniu a obraz Greengrassa mówi o nieco innej wojnie, innej walce i takim samym przetrwaniu. „Kapitana Phillipsa”, bardzo dobrze odegranego przez Toma Hanksa, poznajemy już na początku filmu i niemal nie rozstajemy się nim aż do końca. 


        Greengrass opowiada bowiem o kapitanie amerykańskiego frachtowca, który został zaatakowany i opanowany przez kilku somalijskich piratów. Bohater opowieści stara się ochronić załogę i ładunek grając na zwłokę, aby doczekać się wojskowej interwencji. Cały film trzyma w napięciu, choć sama historia nie jest szczególnie oryginalna, ani nie wykazuje nagłych i nieoczekiwanych zwrotów akcji. To w końcu rzecz oparta na faktach a nie swobodna .wizja scenarzysty. Z seansu można poznać metody działania, organizację i motywy działania piratów. Pojawiają się także wyraźne postępującej globalizacji – kapitan piszący maila do żony (do niedawna jeszcze z końca świata), problemy z pracą wśród młodych Amerykanów (rozmowa na początku filmu), stosunkowo szybko reagujące siły militarne a także krótka wymiana zdań pomiędzy dowódcą piratów a Phillipsem na temat perspektyw życia w Somalii i Ameryce. 

Film nie jest też czarno – białym podziałem na dobrych i złych – co wynika też z faktu, że cała załoga Maersk Alabama jest jedynie słabym tłem dla postaci kapitana, który tym samym jawi się jeszcze wyraźniejszą postacią. Protesty przeciwko decyzji kapitana (szybko spacyfikowane), aby płynąć stosunkowo niedaleko wybrzeża Somalii są jedynym momentem, gdy załoga pokazuje charakter, niezależnie od osoby dowódcy. Znacznie bardziej wyrazistymi postaciami są piraci, którzy nie stanowią monolitu i wykazują się brakiem doświadczenia w przypadku postępowania z bardziej sprytnym i mniej uległym dowódcą pojmanej jednostki. Pod tym względem trudno byłoby się spodziewać, aby amatorzy z karabinami (jeden nawet na bosaka) potrafili prowadzić wysublimowaną psychologiczną grę i stanowili karną grupę podporządkowaną kapitanowi. Tym został obrany człowiek, który nie dominował nad resztą siłą fizyczną ale zdecydowaniem i potrafił dać w mordę, choć wobec Amerykanina okazywał dużą cierpliwość. Widz nie ma szczególnych powodów, aby ich darzyć sympatią ale też trudno wykrzesać w sobie powody do potępiania w czambuł. Mimo wszystko przeważa tutaj pewien rodzaj współczucia. 

Nie wiem na ile postać Phillipsa została „ulepszona” w scenariuszu (a ten powstał w oparciu m.in. o książkę prawdziwego Richarda Phillipsa), gdyż załoga statku nieco inaczej oceniła jego sposób postępowania. Na ile jest to zatem jego biografia, a w zasadzie wyimek kilku dni z biografii doświadczonego dowódcy? Myślę, że pod tym względem należy podchodzić do tego obrazu z pewnym bezpiecznym dystansem i oprzeć się świetnej kreacji Hanksa. Film jest także nieco zbyt długi i na koniec można odnieść wrażenie, że reżyser mógł wyciąć kilka scen, na czym z pewnością zyskałaby dramaturgia. Niemniej, jest to dobre realistyczne kino gatunkowe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za odwiedziny i komentarze