Oglądałem dzisiaj około południa „Drugie śniadanie mistrzów” a następnie fragment pewnego teleturnieju na TVN. W obu tych programach usłyszałem słowo – klucz „cała Polska”. Znana scenarzystka seriali użyła go na stwierdzenie, iż „cała Polska” ogląda jej produkcje i miała nadzieję, że skłoni rodaków do sprzątania nieczystości po swoich pupilkach, gdy jeden z bohaterów zacznie świecić przykładem. Cenna skądinąd inicjatywa miała uzyskać szerszy odbiór społeczny, jednak górę wzięły nasze anarchistyczne przyzwyczajenia. Tymczasem w teleturnieju prowadzący przekonywał uczestnika tuż przed próbą, że patrzy na niego „cała Polska”.
Odniosłem nieodparte wrażenie, ze hasło „cała Polska” stało się już tak zużytym sloganem reklamowym, że przekonuje coraz skromniejsze audytorium. Jak można mówić o „całej Polsce”, gdy mamy do czynienia z poważnymi podziałami politycznymi i społecznymi? Jak można mówić o „całej Polsce”, gdy jedni oglądają seriale w TV a inni niemal wyłącznie w Internecie (i są to dość odmienne produkcje) a podziałów na wskroś i w poprzek jest więcej.
„Cała Polska” staje się w ten sposób wydmuszką bez treści.
Bycie członkiem klubu „cała Polska” stało się uczestnictwem skrajnie inkluzywnym, zupełnie bez wyrazu i większych wymogów. Ba, bycie jednym z elementów „całej Polski” o niczym nie świadczy i niczego nie określa. Duże słowa „całość” i „Polska” zostały zdegradowane poprzez ciągłe powielanie i straciły swój ciężar gatunkowy. Zużyte hasła przyczyniają się do zużywania języka, skoro już było coś „totalne” i „epickie” to już bardziej być nie może. Tak samo, jak kiedyś reklamy z proszkami, które dają jeszcze większą i jeszcze bielszą biel nad bielami.
Cóż, ja sam chyba nie nalezę do „całej Polski” bo nie oglądam rzeczonych seriali a i teleturnieje z rzadka podglądam. Nie jestem zatem ani „cały” ani „polski”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze