Sylwetka Tomasza Różyckiego
Przylądek Horn
Wyjeżdżamy rano, tkliwa autostrada jest jak podmuch
wiatru, lekki alkohol, wyjeżdżamy z piwnic na światło.
Jak było możliwe, żeby raj dziecięcy tak szybko spopielał,
wystarczy dmuchnąć? Wyjeżdżamy na zawsze, jesteśmy
młodzi, przed nami nowe życie, a potem jeszcze pół.
Wieziemy bagaże, transporty będą się tłuc przez
wiele nocy. Jest kilka rzeczy, które musimy powiedzieć,
jest kilka ładnych przedmiotów, które straciły ważność,
pieniędzy nam wystarczy do pierwszego deszczu.
Za oknem samochodu kraj jest jeszcze szary,
a chwilę wyjdą z tej szarości trzydzieści trzy odcienie
czerni i kolor krwi. Zakopaliśmy nasze dzieciństwo,
to już kwestia religii. Za chwilę wyjdą te cienie
i będą biegły wzdłuż drogi jak sfora głodnych psów.
Fałszywe mapy
Długi lot bez sygnał. Chmurą przeniesiony
w miejsce ustronne, miejsce nad samą granicą
trzech światów, wylądował. A w nocy dotykał
alpejskiego lodowca, kładł język na łono
Jungfrau, bo teraz płynie przez miasto zielona
rzeka, która mu gada, wierci się i strzyka
pianą. Z trzech światów dwa są znane, ten trzeci zakryty
jest mgłą, zamknięty wewnątrz twego medalionu,
w środku orzecha, gdzie pleśń. Codziennie więc sprawdza
językiem los tych, co zasnęli, leżą na dnie
wielkiej zielonej rzeki, codziennie udaje
turystę, stypendystę, pasjonata sztuki,
co dzeń kupuje mapę, co dzień w nich szuka
jakiegoś miejsca, błędu w druku, fałszywego kraju.
Wieloryb
W podmiejskich stacyjkach świat, co właśnie wysiadł
z metra, staje się znów normalny, niewyspany,
zmęczony. Pociąg się wynurzył już z podziemi,
z wnętrznościami lewiatana i świat, który wydał
się tam tak demoniczny, tutaj nie ukrywa
żadnej swej ciemnej strony, każda blizna, szrama
wychodzi teraz na jaw. Twarz jest raczej szara,
widać ubytki, zmarszczki, niepełny makijaż.
Przy podmiejskich stacyjkach pokrzywa zarasta
zagubioną tu kiedyś turbinę maszyny
poruszającej kulę ziemską, ale miasta
i wsie działają bez niej, z pewnością przyczyny
są inne, drastyczniejsze. Świat właśnie wysiada
i idzie w dzikie trawy, i w trawach przepada.
Tomasz Różycki, Kolonie, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007 r.
Serdecznie dziękujemy za udostępnienie w/w wierszy. Bardzo przydadzą się do przygotowań do Wojewódzkiego Konkursu Przedmiotowego z Języka Polskiego :). Wdzięczni: nauczyciel i uczeń
OdpowiedzUsuńDobra poezja zawsze się przyda :)
Usuń