24 paź 2012

Świat zawieszony na szelkach. Recenzja "Szelek bezpieczeństwa" Janiny Barbary Sokołowskiej


„Szelki bezpieczeństwa” to tytuł drugiego wydania tomiku Janiny Barbary Sokołowskiej. Zbiór zawiera czterdzieści sześć wierszy a w stosunku do pierwotnej publikacji, tom wydany w 2012 roku w Rudzie Śląskiej został poszerzony o kilka nowych tekstów.


Już pierwsze dwa wiersze można śmiało potraktować jako dobrze wprowadzające w podejmowaną przez autorkę tematykę. Książka rozpoczyna się dosłownie miłością i jasnością utożsamianymi z dniem. Zarazem, już drugi tekst studzi tę afirmację powolnym dopijaniem ciepłej (wciąż jeszcze) kawy, samotnością i „niedostrzeżonym wrastaniem w ciemność”. Poetka stawia zatem czytelnika w pozycji pomiędzy dwoma światami i nawet lektura całej książki nie pozwoli nam jednoznacznie stwierdzić, który jest bardziej prawdziwy i namacalny.
Wydaje się, że doskonałym sposobem na określenie kondycji podmiotu lirycznego wyłaniającego się z wersów są słowa z wiersza „rzeźbiarz”, sprawiające wrażenie autobiograficznych:

„(,,,) pachnie oliwą i gliną
w tle okna z widokiem na chmury

mistrz mówi że wyrzeźbił ją
w lęk”

Podmiot liryczny jest tutaj zarazem oliwą, czyli płynem konserwującym i szlachetnym ale także gliną, w której można dowolnie rzeźbić, choć z czasem się kruszy. Widok na chmury świadczyć może o nadchodzącym przemijaniu, co przejawia się w wieńczącym wiersz lęku. Lektura wierszy nie wskazuje jednak na lęk, który możemy konkretnie nazwać, nie jest to także żadna histeria, to raczej zwykły ludzki niepokój, że to co piękne i ulotne musi kiedyś zniknąć. Autorka jest w swoich tekstach opatulona lękiem, który jednak nie paraliżuje.
Świat ukazany w wierszach nie jest tak naprawdę światem zewnętrznym a raczej emanacją podmiotu lirycznego, jest to świat potencjalny, niejako wymarzony ale nie wykreowany a naturalny. Teksty nie sprawiają zazwyczaj wrażenia silących się na jakieś pouczenia, czasem tylko niespodziewane pointy pokazują, że autorka pod przykrywką zwykłych lub niezwykłych obrazów przemyca coś więcej, odsłania rąbek drugiego dna.  
Światy u Sokołowskiej są spokojne i ułożone, ale można odnieść wrażenie, że są one nadgryzane czymś od wewnątrz, co jeszcze się nie wydostało ale póki co szuka drogi wyjścia. Ten podskórny niepokój można odnaleźć w wierszu „studnia jest coraz głębsza” :

 „(…)gdy wróci
noc złamie wiosło na lodowatym świcie
znów trzeba będzie przełamywać brzask
wierszem sufitu
w studnię”

`           Powracamy tutaj do początku zbioru, przepychania się jasności z ciemnością ukazane w formie walki – „złamać”, „przełamywać” a tytułowa studnia jest coraz głębsza, co można zinterpretować, że podmiot liryczny sam, nieświadomie pomaga ją zgłębiać, aby uwolnić coś złego, ale niedookreślonego.
Rzeczywistość tych wierszy (a może nierzeczywistość) nie jest jednolita i nie można tych tekstów umiejscowić w określonej przestrzeni – jest to ulica i peron ale także łąka i las. Wiersze, w których pojawia się ulica i miasto są ciemniejsze i stonowane, wyrażają tę drugą stronę, która miarowo nadchodzi. Tymczasem te drugie „zieleńsze” dają nadzieję, że sielanka wciąż trwa, choć „(…) wiatr tu posprząta, deszcz zmyje zieleń, zieleń zmyje deszcz” – wiersz „oko jarzębiny”.
            W pewnym momencie w narracji pojawiają się wątki religijne. Nie jest to jednak, ani żadna doktryna ani nawet myśl, ale jakby uzupełnienie świata, wypełnienie go potrzebnym duchem, powietrzem do oddychania. Pierwszy raz bóg pojawia się nieco niespodziewanie i z małej litery w wierszu „w ogródku hospicjum”, później jego obecność jest już stale wyczuwalna, ale jakby mimochodem.
            Moment, kiedy wiara i podmiot liryczny stykają się ze sobą najmocniej można zauważyć w wierszu „anioł opatrzności”:

„o świcie dokładnie ściera ślady
słodki kłębek włosów z podłogi
zamyka książkę o sobie
odkładając na miejsce (…)
czasem tylko z pośpiechu (…)
zostaje wgniecenie po łzie
i linie papilarne mgły

nie wpisane w żaden pesel”

te słowa brzmią jak credo, poddanie się nieuchronnemu i jakby utrata wiary w tytułowego anioła opatrzności a zarazem w całą religię.

            Wiersze autorki traktują o ciągłej walce metaforycznej ciemności z jasnością, bo nawet nie dobra ze złem. Tutaj nic nie jest wprost ani oczywiste, mnogość odniesień nie pozwala na jednoznaczną opinię, czy faktycznie mówimy głównie o miłości i samotności. W pierwszej chwili można odnieść przekonanie, że są to wiersze o przemijaniu, jednak po głębszej lekturze można stwierdzić, że traktują o trwaniu, a jeśli to co trwa nie jest widoczne gołym okiem, to należy to stworzyć i pielęgnować, aby nie ulegać wrażeniu, że może go naprawdę nie być.
Taka nadzieja przebija już w tytule wiersza „gdy jednym ruchem skrzydła motyla powodujesz trzęsienie ziemi”

„nie wiem czy jeszcze kiedyś odnajdę
tę bezgraniczną ufność (…)
gdy oczyma deszczu liczę w górze
rozrzucone kości rozdzieram usta (…)
aż czerwienieją gwiazdy
w ślicznych imionach aniołów

z tego dotyka składam dzień i milczę”

Mamy zatem do czynienia z chęcią przywrócenia takiej dziecięcej wręcz ufności (typowej dla dzieci lub głupców), pomimo „rozrzuconych kości”, które mogą symbolizować rozczarowania czy wręcz poważne katastrofy życiowe. Zarazem, to „imiona aniołów” pozwalają „złożyć dzień” i trwać w milczeniu, które oznacza przecież mądrość.
Autorka często przykłada lupę i zbliża się do drobnych spraw i przedmiotów, jakby za ich pomocą chciała dotknąć lub opisać to, co często wymyka się naszemu niedoskonałemu językowi. W wierszu „listopad w lesie” mamy przykłady czegoś, o czym trudno na codzień pomyśleć. Są to próby uchwycenia tego, co niezauważalne jak „spojówki ptaka”, tego co nieuchwytne jak „sierść wiewiórki” albo tego, co można sobie tylko wyobrazić lub wykoncypować jak „wydłubane oczy szyszek”.
Podmiot liryczny usadowiony we własnym świecie nie jest jednak oazą spokoju i daje się ponieść stworzonemu klimatowi nadchodzącego zagrożenia. Podmiot liryczny przedstawia się wręcz jako „obłąkany” i „wariatka”:

„balasty”
(…) co mam robić nike
po ścięciu głowy rąk pięt
z fragmentem torsu na dziobie okrętu
by nie był balastem wbijam szpikulec w pierś (…)
wiem i nie wiem nike
jak przekonać wariatkę żeby nie bolało
kiedy odwracasz się i odchodzisz
aby nigdy więcej nie być samą”

Można odnieść wrażenie zbliżenia się do „ciemnej strony”, chęcią uwolnienia od świata, aby nie być więcej dlań ciężarem. Z drugiej jednak strony, podmiot liryczny rozmawia z Nike – boginią zwycięstwa, a ściślej z Nike z Samotraki, która prawdopodobnie ozdabiała dziób statku. Posąg nie zachował jednak głowy, zatem rozmowę z nią można potraktować stricte i obustronnie jako emocjonalną wymianę zdań, gdyż podmiot liryczny jest także „wariatką”. Można chyba stwierdzić, że wręcz chce pozbawić się bezboleśnie głowy i postawić na same uczucia, a przez to stać się zwycięską jak Nike. Tytułowymi balastami poddanymi poświęceniu są głowa i kończyny, wszystko to, czym możemy kształtować i kontrolować świat. Czy jednak warto aż tak poświęcać się dla miłości?
Zwróćmy jeszcze uwagę na tytuł zbioru, gdyż „Szelki bezpieczeństwa” są dość specyficznym zestawem słów. Szelki są domeną mężczyzn i są bardziej rozciągliwe niż pas czy pasy, z którymi kojarzy się poczucie bezpieczeństwa. Brak szelek oznacza pewne odsłonięcie czy wręcz śmieszną nagość. Podmiot liryczny rozciąga się w wierszach, wykazując często znaczne wahania nastrojów, nie przekraczając jednak pewnej granicy rozciągliwości, po której nastąpiłoby pęknięcie. Warto przy tym wspomnieć, iż zestaw pozbawiony jest przecinków i dużych liter – nawet bóg i nike nie wyrastają ponad wszystko inne a brak przecinków wskazuje na pewną nieustanność, kolej losów.
            Tomik wymaga kilkukrotnego przeczytania, aby dobrze poznać świat zawieszony (czy może podwieszony) na „szelkach bezpieczeństwa”. Nie ma tutaj konkretnych wskazówek ani pouczeń, odbiór w  dużej mierze jest zależny od własnej wrażliwości, doświadczeń i oczytania. Wart jest jednak z pewnością zapoznania i refleksji.
Ku której ze stron skłania się autorka? Niech pewną formą wskazówki, a może i zachętą, będą ostatnie słowa z ostatniego wiersza:

„oda do Mickiewicza”

(…) jeszcze nieme słówko na pożegnanie
jestem twoją nocą i jak noc upiorna
nie pozwolę ci odejść;


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za odwiedziny i komentarze