żółtko
"Pragnąć oznacza wymazać śmierć.
Przybić ją pieczęcią na białą skórę
i zapatrzyć się potem na jajeczka"
T. Salamun
to takie nudne - wciąż pisać o śmierci.mówić i myśleć
passe. nawet, jeśli sędzia wydał na ciebie wyrok,
musisz iść w stronę światła. musisz i chcesz być
lekko oddychającym jagnięciem z białą, delikatną skórą.
musisz i chcesz być tym czarnym ptakiem, którego wabi się
po to, by zemścić się na jego braciach - symbolach.
musisz się wykluć z jajeczka, aby stwierdzić, że świat
to tylko trochę większe jajeczko, dokładnie jak ruska babuszka.
dalej tak samo, tylko - co z tego? liczy się spokój i równowaga,
liczy się szaleństwo, przeciwieństwa się przyciągają, ty jesteś
w środku, jak żółtko.
marylin monroe staje przed trybunałem
pytacie mnie o te i inne sprawy. naprawdę nie wiem,
co mam wam powiedzieć, zwłaszcza, że nie żyję
od dłuższego czasu. spytajcie swoich przewodników duchowych.
nie jestem przecież żadnym filozofem, chociaż widzę więcej,
niż wam się wydaje.byłam rybką pływającą w turkusowych akwariach,
drusillą panteją, waniliową słomką,przez którą mleko smakuje lepiej
(dociekliwi zawsze będą się zastanawiać,czy słomka ma tego
świadomość). mimo wszystko czytałam klasyków.byłam nawet
trochę oswojona ze śmiercią.jak było z tą śmiercią?
spójrzcie na falującą na wietrze sukienkę.czy to nie wystarczy?
jesteśmy, dopóki lakier na paznokciach snie,szminka zostawia
ślad.
kartka z zielonego zeszytu
pasujesz tutaj. może za mało ciebie na innych falach?
na zimnych fiordach i w pępku świata? nieobecność
jest lodołamaczem.najpierw wielkie bryły, toporne,
potem coraz mniejsze.wreszcie pył, szron na skórze.
kaju, gerdo, w dzieciństwie musiano wam opowiadać bajki
o ludziach zapisujących swoje życie w zielonym zeszycie.
przy niedzieli: wypad za miasto, do miejsca, w którym stała kiedyś
twierdza nie do zdobycia. poniedziałek: wydatki na opał. wtorek:
oddaliśmy całych siebie sobie. w środę zmiana na czwartek,
nocka.po niej pierwszy tej jesieni śnieg, dwanaście godzin
w chłodzie.w piątek jesteś kapitanem titanika, salutujesz morzu.
czekasz na falę, pocałunek królowej. serca nie złamie ci już
żadna osobista katastrofa, poza tą ukrytą, zimną,
opiłek wpadnie do oka jakiemuś smutnemu chłopcu -
nic nie powie. będzie się przyglądał dryfującym,
zanim na jego twarzy stężeje kropla.
Marzena Orczyk - Wiczkowska, Grypsy z Panoptikonu, Mamiko, Nowa Ruda 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze