Recenzja
napisana dla Pomorskiego Magazynu Literacko – Artystycznego – Latarnia Morska
Debiutancki tomik Oliwii Betcher to pozycja,
którą można czytać na dwa sposoby: znajdować i dekodować stosowane gry słowne
(podobieństwa znaczeń, brzmień, dekonstrukcja związków frazeologicznych,
neologizmów, konotacji itp.), które serwuje czytelnikowi lub odbierać poprzez
emocje i wywody.
Co oznacza „Poza” – przechodzenie w dojrzałość, wycieczka poza zastany język, figura złapana w migawce - pozycja wobec czegoś, a może wyjście poza siebie i przyglądanie się z boku, ucieczka? Chyba w każdej odpowiedzi kryje się prawda, a reszta jest nieuchwytna, gdyż sama autorka pisze (sens jest poza i tak nie/ zapamiętujesz słów) wszystko jest fazą musi/minąć jak myśl (…); zapętlam się w ucieczkach/jakby to pomogło odczarować chroniczne/ przegrane (…) – „napraw”, a także słowa służą do zasklepiania/dziur między światłem i pustką. – „dopóki to widzę i wierzę”. Poetka jest świadoma, że zaczynając grę z językiem igra z przyzwyczajeniami, ukazuje jego siłę a zarazem słabości, przestrzega mam zdania/przeładowane jak karabin i jestem spokojna (…) – „I’m part”. I nie waha się go użyć. Poezja jako oręż, pomost do zrozumienia, przejście do światła?
Co oznacza „Poza” – przechodzenie w dojrzałość, wycieczka poza zastany język, figura złapana w migawce - pozycja wobec czegoś, a może wyjście poza siebie i przyglądanie się z boku, ucieczka? Chyba w każdej odpowiedzi kryje się prawda, a reszta jest nieuchwytna, gdyż sama autorka pisze (sens jest poza i tak nie/ zapamiętujesz słów) wszystko jest fazą musi/minąć jak myśl (…); zapętlam się w ucieczkach/jakby to pomogło odczarować chroniczne/ przegrane (…) – „napraw”, a także słowa służą do zasklepiania/dziur między światłem i pustką. – „dopóki to widzę i wierzę”. Poetka jest świadoma, że zaczynając grę z językiem igra z przyzwyczajeniami, ukazuje jego siłę a zarazem słabości, przestrzega mam zdania/przeładowane jak karabin i jestem spokojna (…) – „I’m part”. I nie waha się go użyć. Poezja jako oręż, pomost do zrozumienia, przejście do światła?
Książka składa się z trzech
rozdziałów, pierwszy „media meandry, mediacje” można sobie nazwać „księgą wejścia
i wyjścia” a autorka dodaje w motto słowa Świetlickiego „Tylko tym jestem co
powiedzieć zechcę”. Zarazem przyznaje uczciwie opowiadam o dniach które ledwo pamiętam (…) spróbuj zmienić jeden
element i układanka/pokaże nowy obrazek kaskada spadnie pod innym kątem (…) – „odbicia”.
Na tym polega magia dzieciństwa, że otaczamy je mitem, dodajemy wątki,
zmieniamy interpretacje i nic już nie jest pewne, jak choćby w „Weiserze
Dawidku”. Czas, który staje się obsesją bo
jak długo można modlić się za drobiazg w który się nawet nie wierzy/ ale na
razie opłakuje straty nie osoby (…) - „nic
jest moje”.
Tę część można nazwać pożegnaniem
(odrywaniem) od dzieciństwa, czasem, który formuje osobowość, a tym samym na
całe życie, jest zarazem początkiem, jak i końcem. Jest to o tyle jeszcze
trudne, bo dorosłość to fikcja/i nie
potrafię uwierzyć w nią jak inni w boga że jest/mimo dowodów na nieistnienie – „więcej
szczęścia nie pamiętam”. W tej części pojawia się figura ojca (którego właściwie nie pamiętam) i jest
bardziej wspomnieniem i jeszcze bardziej
fantomowa babka – matka a także przyjaciółka z podwórka, znajomi ze szkoły. Nie
jest to jednak specjalnie idylliczny czas, wiele tutaj żalu i wyrzutów, pisząc
- zebrałeś resztki/rodziny. wywiozłeś z
postanowieniem postawienia innych ścian. – „pożegnalny”, można tylko się
domyślać ciągu zdarzeń. Już na tym etapie pojawia się w tej poezji zjawisko
synestezji (przypisywanie jednemu zmysłowi wrażeń odbieranych innym zmysłem,
np. odczuwanie barw zapachów, słów, dźwięków), co stanowi wskazówkę dla
symbolicznej interpretacji wierszy. Dzieciństwo podmiotu lirycznego w pierwszej
kolejności nie stanowią zatem zapamiętane obrazy (choć i te występują np. w
wierszu „fulguryt” w postaci drzewa – symbolu przyjaźni) ale pachniało przedmiotami, które zawsze są
chłodnym bezpieczeństwem. pragnienia/ same zamieniały się w rzeczy (…) – „lekcje”.
Dzieciństwo, rodzina, szkoła jawią się
także jako źródło cierpień, traum, system opresji, moment gdy tworzą się
hierarchie, podziały, a rodząca się osobowość poznaje konformizm, zderza się ze
stereotypami i nonsensami, uczy przeżycia. Bohaterka wyznaje – koledzy brali mnie/za przedłużenie krzesła,
koleżanki/myślały, że jestem tanią siłą roboczą (…) nauczyłam się (…) udawać
szczęście jak orgazm czy zadowolenie z wypłaty. – „lekcje”.; rodzina? rodzi nawyki,/ wnyki są wrodzone
jak agresja (…) życie trzeba kontrolować – „pakiet sms i inne tragedie”.
Następuje przepoczwarzenie i
zamknięcie rozdziału, tematów, spraw i osób, do których nie będzie powracać. Autorka
przyznaje, że nigdy nie nauczyła się tęsknić za tym, co niebyłe (jak ojciec),
co świadczy o pewnym zaklinaniu rzeczywistości, budowaniu podstaw tam, gdzie
ich zabrakło. Nie roztkliwia się jednak nad sobą, to nie jest zgodne z jej
charakterem i temperamentem, tylko popakowała
współczucie w hermetyczne/pudełka jak wiersze wrzucane do worków ze zdjęciami
rodziców. – „nic jest moje”. Jeszcze w trzeciej części książki pojawia się
cytat – wskazówka – od kiedy oduczyłam
się mówić o dziecięcym strachu (…) przekazuję innym to czego sami nigdy/nie
poczuli – „koligacje”, co można interpretować, iż przeżyte dzieciństwo ukształtowało
wielką wrażliwość, coś, co jest niezbędne dla przyszłego twórcy.
W części drugiej pt. „mechanizmy” czytelnik
zderza się z rozpędzonym podmiotem lirycznym a poetka lojalnie ostrzega w
motto, że „spokój to kłamstwo, jest tylko pasja”.
Betcher kontynuuje swoją opowieść – czasem psychodeliczną, bezkompromisową, bezpośrednią, żonglerką słowną dla zupełnie serio traktowanej wypowiedzi. Często dociska gaz i czytelnik musi uważać, aby nie wypaść na zakręcie w gęsty las znaczeń. Buduje osobisty język, brzmiący czasem jak surowy w ocenie pamiętnik. Czasem można odnieść wrażenie, że się zagalopowała, ale jednak trzyma się grzywy wierzchowca i dalej przepycha karkołomnie do celu, bo i łatwo tutaj o potknięcie i złamanie karku. Czasem mówi o sobie w trzeciej osobie, przemawia do siebie, jakby stanęła obok albo peroruje do kogoś (mężczyzny). Już w pierwszym tekście oznajmia, że wprawdzie nie może się odciąć od przeszłości, ale trzeba zacisnąć zęby a jeśli coś cię przerasta, przepchnij to dalej(…) żyć tutaj jest łatwo jak trwać w synestezji – przepchnąć/się przez miasto ze spawami za zmysłach. zmyśleniami (…) – „przepchnij to dalej”. W tym samym tekście wyznaje równocześnie – odzyskuje miejsca, które anektował smutek (…) odzyskuje spokój, anektuję miejsca. chyba mamy dom. W trzeciej części w wierszu pod znaczącym tytułem „przez zasiedzenie” niejako kończy ten wątek pisząc – powoli odzyskuje/dla ciebie miejsca, które anektował smutek. Już nie tylko dla siebie, ale dla nas.
Betcher kontynuuje swoją opowieść – czasem psychodeliczną, bezkompromisową, bezpośrednią, żonglerką słowną dla zupełnie serio traktowanej wypowiedzi. Często dociska gaz i czytelnik musi uważać, aby nie wypaść na zakręcie w gęsty las znaczeń. Buduje osobisty język, brzmiący czasem jak surowy w ocenie pamiętnik. Czasem można odnieść wrażenie, że się zagalopowała, ale jednak trzyma się grzywy wierzchowca i dalej przepycha karkołomnie do celu, bo i łatwo tutaj o potknięcie i złamanie karku. Czasem mówi o sobie w trzeciej osobie, przemawia do siebie, jakby stanęła obok albo peroruje do kogoś (mężczyzny). Już w pierwszym tekście oznajmia, że wprawdzie nie może się odciąć od przeszłości, ale trzeba zacisnąć zęby a jeśli coś cię przerasta, przepchnij to dalej(…) żyć tutaj jest łatwo jak trwać w synestezji – przepchnąć/się przez miasto ze spawami za zmysłach. zmyśleniami (…) – „przepchnij to dalej”. W tym samym tekście wyznaje równocześnie – odzyskuje miejsca, które anektował smutek (…) odzyskuje spokój, anektuję miejsca. chyba mamy dom. W trzeciej części w wierszu pod znaczącym tytułem „przez zasiedzenie” niejako kończy ten wątek pisząc – powoli odzyskuje/dla ciebie miejsca, które anektował smutek. Już nie tylko dla siebie, ale dla nas.
W tym i kolejnym rozdziale pojawia się
tajemniczy „bohater”, który się odcina,
ciemnieje mu w oczach. oczarowany patrzy na drogę (…) – „z ręki”. Czytelnik
nie ma pewności (jak często w tej poezji) na ile „bohater” jest tożsamy z
podmiotem lirycznym, czy może jest lalką voodoo w którego wbija szpilki i
wypatruje reakcji a może chłodną autoterapią? Trzeba zaufać autorce i dać się
jej poprowadzić w ciemny las za rękę. Wiwisekcja „bohatera” postępuje stopniowo:
bohater nie podejmuje/wyzwania ani
negocjacji. nie podnosi wzroku, rękawiczek (…) nie ponosi cudzych słów,
cudzysłów/ wypycha poza nawias – nic tu nie jest zmienne – „dopóki to widzę
i wierzę”; albo - bohater dawno
zdezerterował. mówi/ o cudzym bólu, bo własny jest zbyt prosty/do przełożenia
na inne języki (…) – „odkąd widzisz”; z
każdego szyldu i witryny/wyziera świat, z którego uczę się drwić, drażni mnie
stanowisko bohatera (…) – „dopóki to widzę i wierzę”.
To jednak tylko jedna strona medalu,
bo obok są wiersze ze sporym ładunkiem uczuć, czegoś, co się zaczyna między nią
a nim, dzieje się, potem obumiera, by zmierzać ku odbudowie – proces związku. W
„adolescencji” jest strach i oczekiwanie: kiedy
noszę za dużo strachu albo w ogóle nie mam uczuć i żyję/bardziej z przekory niż
z przekonania (…) kiedy czekam aż „dlaczego zniknęłaś” zamienisz w „zostań” i
kumuluję katastrofy – tylko rozmawiamy. Po „rozmowach” jest złość, walka,
rozgoryczenie, przebaczenie –złości/rzucanej
w faceta rzucaniu się na niego rzucaniu się pod nim (…) cała ta opowieść
przypomina dom wywołuje odruch wymiotny (…) a łzy są pyszne/tylko kiedy
wzajemnie próbujemy scałować je z policzków – „centrum”. Teraz można mieć
pewność, że nie jest to poezja „elokwentnej układanki ze słów”, ale służy głównie
jako narzędzie dla oryginalnego wyeksportowania wiązanki emocji. Pomimo, że
poetka wpada czasem w tony bardziej klasyczno - liryczne pisząc – stoję ci przecinkiem w życiorysie, spal
moje zdjęcia (…) mam w oczach kamienie – niewinny bohater/ wie, że jesteś
pierwszy naiwny, przygotowuj się na lincz. licz do trzech – „odkąd widzisz”,
to nie jest słaba i „kobietkowa” postać, ale potrafi się bronić i atakować.
Zarazem „bohater” zyskuje (ujawnia) cechę niewinności a przez co, traci
wcześniejsze deklarowane zimno. Ale to chyba bardzo ludzkie, że pod
wypracowanym pancerzem czai się miękkość. Na koniec rozdziału czytamy jeszcze: zaczynamy od nowa. odbudowa/ zaufania wymaga
zbyt mało/ wysiłku? poważnie, za dużo uwagi mnie to kosztowało (…)najpierw
trzeba mieć/za czym tęsknić. trzeba mieć czym tęsknić – „przestrzenny”.
Ostatnią część tomiku „bliki, błyski,
blaski” można potraktować jako kontynuację poprzedniego. Dużo tutaj czułości –
zarówno w klimacie wierszy, jak i dosłownie, jest też przytulanie i dużo dotyku. Podmiot wierszy pyta jednak
– co mam zrobić z czułością czekającą
przy okienku daleko od delikatności – „zaangażowanym nie wiadomo w co”; domagasz się czułości i dostajesz/za swoje –
„tytan”; musiałam szafować czule –
nauczono/mnie krzyczeć i krzywdzić bez krzty skrzywienia (…) – „głośno” -
czyli także słowo – pojęcie „czułość” utraciło pierwotny, narzucający się sens
tożsamej delikatności i zbliża się ku krzykowi i krzywdzie. Jest to czułość
szersza i pełniejsza. Równocześnie dla zbalansowania stanu pojawiają się takie
frazy jak rozpad,/ale na rozpacz zabrakło
mocy (…) zamiast paść się sobą, nad sobą pastwimy (…) na twojej/ziemi jest
tylko ziemia, ale grunt, że jeszcze stoisz (…) razem raźniej, nawet niszczyć – „tytan”.
Czytelnik otrzymuje szeroką gamę afektów, skarg, które czasem aż trudno jest
objąć, bo wynikają z prawdziwych przeżyć. Miłość jest jedynym wytłumaczeniem,
co szczególnie wyraźnie i dobitnie słychać w słowach wyrzutu – może/zabieranie się za miłość ma oznaczać/
że chce się miłość zakończyć – „napraw” i w wyznaniu – twoje dłonie i mięśnie to są miejsca święte – „głośno”. Powraca
(cały czas jest?) „bohater”, który idzie
na rzeż (…) nie wierzy w tezy. stawia pytania jak znaki (…) odchodzi – od
zmysłów (…) – „big love”, co stanowi dopełnienie całości.
Autorka pisze także o sobie jak o
dziecku – dziecko nauczyło się nie
wychodzić przed szereg/choć gdyby raz w nim stanęło nikt na pewno nie zbiłby
wazonika i umiałabym/panować nad głosem (…) – „odbicia”, aby później
napisać – kiedy dorosnę/chcę być małą
dziewczynką – zmęczyła mnie siła (…) – „głośno”. Słowa te brzmią ciekawie, jeśli zestawimy je z fragmentem tekstu
„więcej szczęścia nie pamiętam” – ojciec
mówi że powinnam mieć dziecko (…) twierdzi że (…) mnie na pewno naprawi (…) nie
mam prawa/skazywać żadnego życia na taką matkę. Podmiot liryczny był (jest)
zepsuty, bo odstawał (odstaje) od innych – to zawsze zarówno łaska, jak i
przekleństwo, skazanie na bycie innym. Czy moje dziecko będzie takie samo? też
będzie mu trudno?
Zmierzając do rekapitulacji trzeba
przyznać, że jest to poezja wszechstronna i trudno ją jednoznacznie
zakwalifikować (może nie ma takiej potrzeby?). To głos bardzo indywidualny,
emocji ujętych w surowe karby własnego języka, którego może nawet nie ma potrzeby rozkładać
na części pierwsze i dogłębnie analizować a wszelkie
próby/negocjacji kończą się upływem krwi – „koligacje”. Nie na darmo
przywołuje ten fragment, gdyż jest to sposób pisania w pewnym zakresie zbliżony
do poezji Marty Podgórnik. Czytając te wiersze z początku ogarnia pewien
nihilizm, później burza wrażeń, aż w końcu stabilizacja – albo to tylko synestezja (…) to tylko synestezja. Nie da się o tych
wierszach pisać i mówić bez gęstych cytatów, które są jakimś ekstraktem–
bardziej ją się przeżywa i dlatego trudniej jest zawołać - Sprawdzam autora!”.
Można je także odbierać jako ćwiczenia erystyczne – umiejętność prowadzenia
sporów ze sobą i z kimś, wytaczania argumentów, oskarżania i szukania
porozumienia. Bohaterka na zmianę jest silna i słabsza, zagubiona i w pełni
świadoma. Wahania stanów są mocno odczuwalne, co dodaje całości realizmu.
Betcher pisze jeszcze – czujność to czekanie na czułość niczego/nie muszę już szyfrować. Czułe
słówka i czujne słówka a czytelnik musi zachować ciągłą uwagę, aby nie stracić
kierunku w zakodowanym świecie poetki. Może i sama autorka dokonuje w
„autokorekcie” wyjaśnień pisząc – trochę
dziecięcej retoryki, gra/w skacz albo spieprzaj. potem możesz stracić
punkt/oparcia (…). Jest w tym wiele prawdy, bo czytanie tych tekstów nie
jest spacerem, ale skokiem do wody i od czytelnika zależy jak wiele punktów
otrzyma, czy też jak bardzo straci oparcie a tym samym równowagę. Samemu trzeba
przejść po linie, trochę przeżyć, aby złapać balans. Z pewnością książka wywoła
rozmaite, może nawet skrajne reakcje, ale to chyba dobra wiadomość.
Oliwia Betcher, Poza, Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Szczecin 2015
Oliwia Betcher, Poza, Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Szczecin 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za odwiedziny i komentarze