i kolejny ze starych "tworów", tak mi się przypomniał...
leżę, pauza w myśleniu
pod potylicą przeczytane listy
nie chcą litościwie wystrzelić
z sufitu kapie historia
niczego nie chcąc nauczyć
bezceremonialnie zalewa sąsiada
jak tania krew i kolorowa wódka
myślenie prowadzi na balkon
balkon sprowadza na ziemię
palenie albo picie
wybór należy do mnie
i ja nie chcę niczego tłumaczyć
31 sie 2010
30 sie 2010
Kometa Halleya pojawia się raz na 79 lat
I jeszcze jeden ze starszych, przykład mojej "prozy poetyckiej"
Narodziłaś się o porze dżdżu, gdy
nad Warszawą szalała Skandynawia, a korytarze
Uniwersytetu rozświetlały pierwsze jarzeniówki
Jesień 2003. Od nowa- Marcin Orliński
pokątnie piszę o niej apokryfy
ostrzem migawki aparatu Zorka 5
kroiła przestrzeń na czarno- białe płaty
tkanka istnienia- przekonywała krytyków
wskazując palcami żyłki spinające całość
wieczorami w parkach płoszyła ekshibicjonistów
nagrywając ludzkie odgłosy, jak ornitolodzy ptaki
ze szpulowym Grundigiem i mikrofonem
niczym reporterka prowincjonalnej gazety
szukała tego co seriale nazywają życiem
w czasach dzieci- kwiatów nosiła się na czarno
modna wśród kawiarnianej bohemy, dekadentka
połowy stulecia, filozofując pod budką z piwem
potwierdzała pogłoski że duszą ją towarzystwa
lubiła kubańskie cygara, zwijane nocami
na udach studentek UW w suterenie na Śliskiej
włoskie wino na wiśniach i spirytusie
z podwarszawskich Włochów
w stanie wojennym była kobietą z obrazów Fridy
o surowym spojrzeniu stalinowskiego prokuratora
przyciągana do ziemi mocniej niż inni, zgarbiona
traktowała ją twardo podeszwami ciężkich butów
honorowo oddawała krew, wierząc w ratunek
dla somalijskich dzieci, córeczki
o smutnej twarzy której nie mogła mieć
kanoniczny początek szaleństwa
odtąd zawsze nosiła ciemne okulary
poza nastolatką rodzącą w zapadłej stodole
nigdy nie zrobiła kolorowej fotografii
gwiazdy przepowiedziały jej śmierć z nudów
przestała więc czytać, aby wyostrzyć poznanie
odeszła od debat, słowa ważyła po aptekarsku
teraz zrzuca ostatnią skórę
choć nikt nie oczekuje prawdy
patrzy obiektywem na tysiące śpiących miast
nie podnoszą powiek najwyższych dachów
oczodołami okiennic śledząc drobne kradzieże
jak Antygona grzebie najbliższych
z wysokości dwunastego piętra
Etykiety:
wiersz
6 sie 2010
trwanie
z cyklu "wyciągamy z mroków stare wiersze..."
zimno, zmysły schładzane jak kawał żelaza podczas kucia
nawet paznokcie nie chcą rosnąć, nie ma się do czego przyczepić
w dziurce od klucza zgrzyt daleki jak przesuwanych kontynentów
kontenerów na śmieci, pociągniemy ten wózek do kolejnej dekady
z komputerami kwantowymi i telepatią w każdym domu
na ekranie garbaty Adonis podgląda nastolatkę z biustem 75D
jakie to nienaturalne - stwierdzasz, wychodząc po angielsku
zdania są podzielone, mieszkanie wspólne
czekam na wypowiedzenie, kilku zdań złożonych
Etykiety:
wiersz
Subskrybuj:
Posty (Atom)