31 gru 2013

Prusa opowiastka o polskiej robocie



       Na temat pracy Polaków ciekawy felieton napisał w 1887 roku Bolesław Prus. Porównywał w nim trzy grupy narodowe. Każda miała wznieść odrębny budynek. Niemcy i Francuzi szybko wybrali kierowników i przystąpili do dzieła. Polacy zaś pobili się i rozbiegli, bo wszyscy chcieli być dyrektorami. I dopiero głód zmusił ich do pracy, ale wtedy budynki niemiecki i francuski miały już fundamenty. Polski system finansowy wyróżniał się tym, że dyrektorzy zarabiali dwukrotnie więcej i nic nie oszczędzano. Podczas wypoczynku Niemcy pili piwo, Francuzi sprowadzili sobie teatr, pili wino i zakąszali czekoladą. Natomiast polscy robotnicy poszli spać, a dyrektorzy wyprawili bal. Na drugi dzień jeden z dyrektorów francuskich wynalazł maszynę zastępującą pracę stu ludzi. Polscy dyrektorzy spali po balu do południa.

„Toteż w ciągu następnych dni zarobki Francuzów podwoiły się. Niemców prawie że się podwoiły, a Polaków zostały te same. W miesiąc zaś później gmach budowany przez Francuzów jaśniał pięknością, Niemców imponował siłą i niezgrabnością, a polski, ledwie zaczęty, począł się rozwalać. Pracujący bowiem, straciwszy chęć do roboty, wymyślali dyrektorom, a dyrektorzy, wiedząc, że na budownictwie już nic nie zyskają, utworzyli balet i postanowili objeżdżać Europę…”

Edmund Lewandowski – Charakter narodowy Polaków i innych.  Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2008 r. s. 197-198

27 gru 2013

Kapitan kontra Piraci – recenzja filmu „Kapitan Phillips”



        „Kapitan Phillips” Paula Greengrassa skojarzył mi się z „Black Hawk Down” Ridleya Scotta - oba dramatyczne o akcji umiejscowionej wokół „Rogu Afryki” i oba oparte na autentycznej historii. „Helikopter w ogniu” jest filmem wojennym traktującym o walce i przetrwaniu a obraz Greengrassa mówi o nieco innej wojnie, innej walce i takim samym przetrwaniu. „Kapitana Phillipsa”, bardzo dobrze odegranego przez Toma Hanksa, poznajemy już na początku filmu i niemal nie rozstajemy się nim aż do końca. 


        Greengrass opowiada bowiem o kapitanie amerykańskiego frachtowca, który został zaatakowany i opanowany przez kilku somalijskich piratów. Bohater opowieści stara się ochronić załogę i ładunek grając na zwłokę, aby doczekać się wojskowej interwencji. Cały film trzyma w napięciu, choć sama historia nie jest szczególnie oryginalna, ani nie wykazuje nagłych i nieoczekiwanych zwrotów akcji. To w końcu rzecz oparta na faktach a nie swobodna .wizja scenarzysty. Z seansu można poznać metody działania, organizację i motywy działania piratów. Pojawiają się także wyraźne postępującej globalizacji – kapitan piszący maila do żony (do niedawna jeszcze z końca świata), problemy z pracą wśród młodych Amerykanów (rozmowa na początku filmu), stosunkowo szybko reagujące siły militarne a także krótka wymiana zdań pomiędzy dowódcą piratów a Phillipsem na temat perspektyw życia w Somalii i Ameryce. 

Film nie jest też czarno – białym podziałem na dobrych i złych – co wynika też z faktu, że cała załoga Maersk Alabama jest jedynie słabym tłem dla postaci kapitana, który tym samym jawi się jeszcze wyraźniejszą postacią. Protesty przeciwko decyzji kapitana (szybko spacyfikowane), aby płynąć stosunkowo niedaleko wybrzeża Somalii są jedynym momentem, gdy załoga pokazuje charakter, niezależnie od osoby dowódcy. Znacznie bardziej wyrazistymi postaciami są piraci, którzy nie stanowią monolitu i wykazują się brakiem doświadczenia w przypadku postępowania z bardziej sprytnym i mniej uległym dowódcą pojmanej jednostki. Pod tym względem trudno byłoby się spodziewać, aby amatorzy z karabinami (jeden nawet na bosaka) potrafili prowadzić wysublimowaną psychologiczną grę i stanowili karną grupę podporządkowaną kapitanowi. Tym został obrany człowiek, który nie dominował nad resztą siłą fizyczną ale zdecydowaniem i potrafił dać w mordę, choć wobec Amerykanina okazywał dużą cierpliwość. Widz nie ma szczególnych powodów, aby ich darzyć sympatią ale też trudno wykrzesać w sobie powody do potępiania w czambuł. Mimo wszystko przeważa tutaj pewien rodzaj współczucia. 

Nie wiem na ile postać Phillipsa została „ulepszona” w scenariuszu (a ten powstał w oparciu m.in. o książkę prawdziwego Richarda Phillipsa), gdyż załoga statku nieco inaczej oceniła jego sposób postępowania. Na ile jest to zatem jego biografia, a w zasadzie wyimek kilku dni z biografii doświadczonego dowódcy? Myślę, że pod tym względem należy podchodzić do tego obrazu z pewnym bezpiecznym dystansem i oprzeć się świetnej kreacji Hanksa. Film jest także nieco zbyt długi i na koniec można odnieść wrażenie, że reżyser mógł wyciąć kilka scen, na czym z pewnością zyskałaby dramaturgia. Niemniej, jest to dobre realistyczne kino gatunkowe.


16 gru 2013

Fotorelacja z wieczoru promocyjnego "Przekazów podprogowych"



                                  







Zdjęcia: Kamila Szymczak - Wróblewska, Daniel Wróblewski

4 gru 2013

Rosja się denerwuje


Ostatnia zawierucha na Ukrainie, jak to nagłe wydarzenia mają w charakterze, pokazuje pewną prawdę. Rosja w czasach spokoju lub niepokojów w Polsce nieustannie powtarza, że sprawy polskie i Polska szczególnie jej nie interesuje a sami Polacy  wciąż żyją rusofobią pochodzącą jeszcze z czasów zaborów. Landszaftowy obrazek - spokojna Rosja kontra podekscytowana Polska ma służyć pokazywaniu Zachodowi, że w kontaktach z nimi nie potrafimy, nie chcemy i nie możemy być racjonalni.


      Tymczasem wydarzenia na Ukrainie pokazują, jak Rosja potrafi się denerwować. Otóż, zdaniem tamtejszych mediów, akcja na Euromajdanie była już od dawna zaplanowana (teoria spiskowa), Polacy wraz z Litwą chcą ponownie zdominować Ukrainę (i kto tu znowu odwołuje się do zamierzchłej historii i resentymentu?) a Polska w ogóle chce sprzedać Ukrainę Zachodowi (a przecież Ukraina to część Rosji a Ukraińcy to Małorosjanie). A już w ogóle to za wszystkim stoi 85-letni Profesor Zbigniew Brzeziński, bo to on wymyślił sobie, że Ukrainę trzeba od Rosji odrywać na wszelkie sposoby. Z tego względu organizatorów protestu szkoliły amerykańskie służby a Polacy, jako jej sługusy, robią to, czego Amerykanie nie mogą czynić wprost. Co ciekawe, prasa rosyjska znajduje jednak dla tego uzasadnienie. Otóż, chcemy koniecznie utworzyć ukraiński bufor przed Rosją, bo od Niemców chroni nas Waszyngton. I tutaj mają rację, bo przecież Rosja (wcześniej ZSRR) wjechała do Afganistanu, Czeczenii i do Gruzji. Sensownym zatem się wydaje, aby stworzyć system bezpieczeństwa przed tym krajem, który wciąż posiada imperialne resentymenty. 


      Zatem krytykowanie Polski brzmi trochę tak, jakby ganić sąsiada za to, że wstawia nowe zamki, bo jakieś podejrzane osobniki zamieszkały dwa domy dalej. Czyżby zatem sama Rosja była nieracjonalna, podenerwowana, polonofobiczna? Takie tezy trzeba albo przyjąć śmiertelnie poważnie albo wyśmiać w kułak. W naszej rzeczywistości medialnej takie teksty i opinie zostałyby uznane za przejawy fobii i niezrozumienia dla sąsiada. A ten przecież się stara, chce się zmienić, zacząć wreszcie myśleć jak prawdziwy europejski kraj, demokratycznie, z poszanowaniem interesów innych narodów. Ale teraz po prostu broni swoich interesów.

29 lis 2013

Tajemnica Wilczej Góry


         Około pół kilometra od mojego bloku, na pograniczu dąbrowskich Mydlic Południowych, wschodniej części będzińskiego Warpia oraz sosnowieckiego Zagórza i Józefowa znajduje się miejsce nazywane kiedyś Wilczą Górą. Obecnie trudno nazwać tę okolicę górą a raczej nieco pustynnym wzniesieniem, bo znajduje się tam zasypany kilka lat temu kamieniołom, porośnięty częściowo trawą, krzakami i drzewami.  
 
Wilcza Góra 2012 - przed wybudowaniem jezdni na zboczu. Żródło: Google Maps
Niemniej z tym nieco zapomnianym miejscem związana jest jedna z legend zagłębiowskich, którą przytaczam w całości.
...
Legenda o Wilczej Górze
 
Przy dzisiejszej drodze wiodącej z Zagórza do Będzina, pod samą granicą będzińską, po prawej stronie widnieje wzgórze ze śladami dawnego kamieniołomu, które niegdyś zwało się Wilcza Góra. Przed wielu laty na wschodnim stoku wzgórza stała samotna karczma, lecz często i licznie odwiedzana przez mieszkańców Starej Dąbrowy, Małobądza i Zagórza, którzy w porze letniej każdej niedzieli zbierali się tutaj na pogwarkę, lub na tany przy dźwiękach muzyki. Pewnej niedzieli zaszedł do tej karczmy Pietrek Przystalik z Zagórza, wiodąc ze sobą swą narzeczoną Małgosię Skrzypczykównę, słynącą z urody na całą okolicę. Ku tej parze w czasie tańca kierowały się zazdrosne, nienawistne nawet spojrzenia ze strony dziewek i chłopców, one bowiem zazdrościły Małgosi piękności i tego, że wszyscy parobcy tylko na nią patrzeli i o jej względy się ubiegali. Parobcy zaś niezadowoleni byli z tego, że Skrzypczykówna tylko z Przystalikiem przestawała, a o nich tyle dbała, co o zeszłoroczny śnieg. Gdy w inne niedziele panowała w karczmie niezamącona wesołość i ochota, to tej niedzieli zaległ klepisko w karczmie ponury nastrój, ochota do tanów zmalała i ucichły gwary. Z owych dąsów dziewek i parobczaków nie byłoby może nic wyniknęło, gdyby nie zjawił się, na nieszczęście, diabeł w osobie obcego, dorodnego młodzieńca, który ciągle prosi do tańca Małgosię, pobudzając tem Pietrka do złości, a innych do drwin z niego, iż dał sobie odbić dziewuchę obcemu.
Zazdrosny chłopak początkowo milczał, lecz potem zaczął naglić narzeczoną do jak najszybszego powrotu do domu, ale ona prosiła go, by chwilkę jeszcze pozwolił jej zostać, aby ostatni jeszcze raz mogła zatańczyć z pięknym parobczakiem.
Gdy taniec się skończył, Małgosia jeszcze ociągała się z wyjściem, więc Pietrek wyciągnął ją gwałtem z karczmy i skierował się do domu.
Droga wiodła przez wzgórze. Idąc do domu, Pietrek czynił narzeczonej gorzkie wymówki za to, że tyle tańczyła z nieznajomym i tak się do niego pięknie uśmiechała, zaś o narzeczonym zupełnie zapomniała. Zniecierpliwiona wyrzutami Małgosia, zaczęła z kolei wymyślać Pietrkowi i wypominać mu jego ubogie pochodzenie.
Rozeźlony i rozżalony Przystalik zapamiętał się, chwycił dziewczynę za szyję, rzucił na ziemię i począł dusić. Było to właśnie już na szczycie wzgórza. W tej chwili, gdy Małgosia wyzionęła ducha, uduszona rękami narzeczonego, rozległ się w powietrzu przeraźliwy, szyderczy śmiech diabła, który na okrutnym wilczysku przybywał wśród świstu wichru. Wystraszony Pietrek spostrzegłszy, że diabeł ma twarz owego dorodnego parobczaka z karczmy, w przerażeniu zaczął uciekać w stronę karczmy. Zaledwie jednak zdołał uczynić kilka kroków, gdy wilk rzucił się na niego, kalecząc pazurami łap i kłami paszczy. Bronił się nieszczęsny Pietrek jak mógł, lecz został pokonany i wciągnięty przez wilka w głęboką szczelinę wzgórza, w którą wszedł również i diabeł. Na drugi dzień znaleziono na wzgórzu martwe ciało Małgosi i nieprzytomnego Pietrka w głębokiej jamie, srodze pokaleczonego.
Gdy ten przyszedł do przytomności, opowiedział ludziom całą przygodę i prosił by go żywcem pogrzebano w owej jamie, w której go ludzie znaleźli. Jednak prośbie jego odmówiono. Małgosię pochowano na cmentarzu w Mysłowicach, zaś Pietrek umknąwszy kary, poszedł w świat i dopiero po kilkudziesięciu latach wrócił jako starzec, by zemrzeć na wzgórzu, gdzie dopuścił się zabójstwa. Litościwi ludzie pochowali go w jamie, w której pragnął być żywcem pochowany - a wzgórze nazwano Wilczą Górą, i że tam, szatan na wilku jeździł.
Omijano je przez długie lata z trwogą, jako siedlisko nieczystych sił. Ilekroć usiłowano postawić na mogile Pietrka krzyż, zawsze w nocy coś go wyrwało z ziemi i odnosiło w różne strony. Karczma leżąca podle wzgórza istniała jeszcze długo, lecz i tę ludziska omijali ze strachem. Jej arendarz nie mając co robić, opuścił ją wreszcie porzucając na pastwę losu. Stała przez kilkadziesiąt lat pustką, aż około roku 1860 spłonęła doszczętnie od uderzenia pioruna.”

 
Żródło: http://www.zaglebiedabrowskie.org
...
Na początek warto dodać kilka faktów – Wilcza Góra ma 288,5 – 289 m.n.p.m i stanowi część dłuższego wzniesienia o punkcie kulminacyjnym 300 m.n.p.m znajdującym się nieco dalej na zachód. 
Wilcza Góra i okolice - lata 50. XX wieku

        Na takiej samej wysokości znajduje się położone w zachodniej części miasta wzgórze Syberka, na którym wybudowano osiedle mieszkaniowe. Co do samej legendy – na konto ludowej wyobraźni można złożyć przekaz o diable na grzbiecie wilka. Niemniej, jak można zauważyć, nie tak częstą praktyką w tego typu opowieściach jest podawanie dokładnych personaliów bohaterów (choć mogły zostać wymyślone dla uwiarygodnienia przekazu). Choć i sama chęć uwiarygodnienia może mieć ukryte przesłanki. Nic także nie wiadomo, aby na wschodnim zboczu Wilczej Góry znajdował się kiedykolwiek jakiś budynek. Na mapie Jana Hempla z 1856 roku zostały m.in. zaznaczone karczmy znajdujące się na terenie Zagórza (w tamtym czasie góra znajdowała się jeszcze na jego obszarze, obecnie na terenie Warpia). Inne mapy z tego okresu (jak i wcześniejsze) nie są na tyle dokładne, aby wyróżniać tego typu obiekty, szczególnie jeśli zawierzy się legendzie, iż gospoda stawała się ruiną już około od początków XIX wieku. Ze względu na rozpoczętą jeszcze w XIX stuleciu eksploatację kamieniołomu, od którego wzięła nazwę cała dzielnica Warpie, trudno szukać jakichkolwiek archeologicznych śladów rzekomej drewnianej konstrukcji.
Z drugiej strony, skąd mógł się wziąć zapis o staruszku Przystaliku pochowanym w jamie na Wilczej Górze? Wymysł twórców przekazu czy może kiedyś w kamieniołomie (podobnie jak w innych tego typu miejscach, także na Zagłębiu) ktoś przypadkiem albo podczas wydobywania surowca odnalazł jakieś kości. W wersji sensacyjnej mogłyby być to faktycznie szczątki niezidentyfikowanego osobnika; a w wersji bardziej realistycznej - szczątki zwierząt kopalnych, które nieświadomi lokalni mieszkańcy uznali za ludzkie. W ten sposób mogła powstać zła sława tego miejsca okraszona dodatkowo wilkami i diabłem, w celu skutecznego straszenia dzieci i odstraszania obcych. Nawet jedna z pobliskich ulic na Warpiu nosi nazwę Wilczej.        
Czy istnieją jakiekolwiek przesłanki, aby przypuszczać, że na zboczu dawnej Wilczej Góry stał jakiś budynek? Mapy okolicy z lat 20. i 70. wskazują, że faktycznie przez grzbiet wzniesienia biegła kiedyś ścieżka, która mogła łączyć dawno temu Małobądz (Warpie jeszcze wtedy nie istniało) z Zagórzem. Jeszcze w latach 30. ulica Krakowska od strony Będzina kończyła się faktycznie na skrzyżowaniu z ulicą Górniczą (obecnie Św. Brata Alberta) a dalej biegła w kierunku Zagórza i Starej Dąbrowy jako polna ścieżka. Dopiero po II wojnie światowej powstała asfaltowa droga łącząca Warpie z uliczkami znajdującymi się na wschód od Wilczej Góry - Podmiejską, Łąkową, Cichą oraz Kamienną.  


Wilcza Góra i okolice - rok 1929 i 1979

      Początki położonych na uboczu ulic wiążą się okresem międzywojennym, na co wskazuje także wzniesiona w 1938 roku kapliczka na dawnym skrzyżowaniu ulicy Krakowskiej, Łąkowej oraz jeszcze jednej prowadzącej w kierunku Starej Dąbrowy, która została zlikwidowana wraz z zabudową na początku lat 80., w trakcie budowy osiedla mieszkaniowego.  
 
Kapliczka przydrożna A.D 1938. Róg Krakowskiej i Łąkowej
       
Zatem, jeśli ufać opowieści, w czasach Pietrka Przystalika i jego narzeczonej mogła istnieć popularna ścieżka z austerią po drodze. W tamtych czasach mogła za to nie istnieć jeszcze ścieżka, która później stała się ulicą Krakowską, tym bardziej, że nie istniało jeszcze Warpie. Należy jednak pamiętać, że ścieżka zaznaczona na mapach nie jest dowodem na istnienie kiedykolwiek w tym miejscu oberży, ale też każda legenda posiada jakąś genezę powstania.
Wilcza Góra znajduje się w okolicy, która nigdy wcześniej nie była zamieszkana (może w czasach ahistorycznych) i w ostatnich wiekach stanowiła pogranicze dzielnic Dąbrowy Górniczej, Będzina i Sosnowca. Z map wynika, iż przez długi czas nic się tutaj nie znajdowało (bezdrzewne łany łąk i pól), oprócz ścieżek łączących poszczególne miejscowości. Dlaczego osadnicy unikali tego miejsca? Cały obszar znajduje się na wysokości ponad 270 m.n.p.m, co chroniło skutecznie od podtopień, Czarna Przemsza przepływa w bezpiecznej odległości, niedaleko powstała linia kolejowa. Ponadto w odległych już bardzo czasach mogło być to niezłe miejsce do osiedlenia. Zagórze ponadto jest najstarszą dzielnicą Sosnowca, miejscowością, o której pierwsze pisemne wzmianki pochodzą już z 1228 roku. W XIV – XV wieku powstał tam niewielki gródek w miejscu osady rycerskiej oddzielony od Wilczej Góry bagnami pokrywającymi obszary dzisiejszej Środuli oraz uregulowanym dopiero w latach 80. XX wieku Potokiem Zagórskim. Być może zatem zadecydowały inne względy np. słaba gliniasta gleba, która nie pozwalała na udane zasiewy albo obszar pokrywały pomniejsze kamieniołomy, blisko których nikt nie chciał zamieszkać. O zamiejscowym charakterze tej okolicy świadczy też budowa tuż po II wojnie światowej cmentarza naprzeciwko wzniesienia.

 Legenda o ukrytym skarbie

Z Wilczą Górą wiąże się także w dość swobodny sposób legenda o skarbach zakopanych w pobliżu pewnej karczmy na Zagórzu. W ówczesnej wsi Zagórze należącej do Mieroszewskich znajdowało się kilka tego rodzaju przybytków, w tym budynek zaznaczony na mapie Hempla, znajdujący się obecnie w Lesie Zagórskim. Niestety, w pobliżu domniemanej lokalizacji nic nie znaleziono, co posłużyć może spekulacjom, iż dawna historia dotyczy innej karczmy znajdującej się na terenie Zagórza. Być może chodzi o tajemniczy wyszynk na zboczu Wilczej Góry. Przemawia za tym również to, iż karczma z Lasu Zagórskiego miała znajdować się przy obecnej ulicy Długosza, która łączy Zagórze z Józefowem. Niegdyś mogła biec dalej w kierunku północnego - zachodu przez dzisiejszy lasek (który wyrósł na zrobach zamkniętej w latach 20. kopalni Wańczyków), skąd już niedaleko do Wilczej Góry. Ponadto wschodnie zbocze wzgórza nie było w całości objęte kamieniołomem i przez to mogło pozostać nienaruszone od czasów tajemniczego ukrycia kosztowności.
Wszystkie rozważania jakie tutaj zawarłem są tylko przypuszczeniami, uzasadnionymi czasem tylko logiką a czasem skojarzeniami i nie posiadam dla nich dowodów historycznych. Głównie kierowała mną chęć pokazania, że także w najbliższym otoczeniu można zetknąć się legendami o diabłach i ukrytych skarbach. Pamiętam też, że w każdej legendzie, podaniu ludowym znajduje się jakaś cząstka lub nawet część prawdy. Nie zawsze przecież chodzi tylko o morał a fundament każdej historii może zostać stworzony z faktów, które dawno już pokrył mrok czasu i nie sposób dociec prawdy. Jaka jest zatem tajemnica Wilczej Góry i czy w ogóle jest jakaś tajemnica?

Fragmenty historycznych map pochodzą ze strony:  http://www.dawnadabrowa.pl/

Zapraszam do wersji rozszerzonej i poprawionej  Tajemnicy Wilczej Góry. Od czasu sporządzeniu  tego tekstu dowiedziałem się sporo nowych rzeczy m.in o prawdziwej lokalizacji Wilczej Góry i karczmy a także, jakie ukryte informacje zawiera treść legendy.