29 cze 2013
26 cze 2013
cztery pory zmroku
park
katedralny - jesień
oboje
pod ścianą, katedry
poznają
motywy, chcą się przekonać
do
siebie, na słowo, dane w umowie
o
dzieło, bez gwarancji, na wypadek
chodzący
po ludziach, jak zły owad.
chcą
się poświęcić, choć prościej
zacząć
z kimś od nowa. opadłe liście
choć
jeszcze zielone, lepiej pozamiatać
stworzeni
dla siebie i na obraz czasów
wysokie
prawdopodobieństwo.
upewniają
się, odruchowo za plecami
zakładając
palce. na krzyż.
plac
Sobieskiego - zima
biuro
rachunkowe w kamienicy
doradztwo,
rozliczanie, bilans.
stara
kobieta w poszukiwaniu boga
opuszcza
kwartał, następuje
rozległą
zmrożoną kałużę
przedwojenny
bilet do kina
wypada
z portfela – to była komedia
wiatr
napiera na postać
lód
trzeszczy, nie załamuje
usłyszała
odpowiedź
lub
ostrzeżenie
róg
Kruczej i Poniatowskiego - wiosna
piłka
plażowa o wyglądzie kuli ziemskiej
spada
z szóstego piętra, chłopiec leży
w
ogrodzie, bezwładna zieleń
bijące
serca dziewczyn przechodzących obok
zręczność
grawitacji, niezręczność losu
z
ręki toczy się kredka malująca niebo
wszechwładną
czerwień
widziały
przez
chwilę, życie
teren fabryki tarcz hamulcowych – lato
czwarta nad ranem, odgłosy ptaków
rozcinają noc na skrawki
można je schować do kieszeni
gdy słońce zacznie palić w oczy
rzęsisty pył z odlewni
odbywa podróż po dnie łąki
wypadła kiedyś śruba
nie pozwoli się dokręcić
niebawem nocna zmiana
przetoczy się jak kulki papieru
pozbawione treści
za bramą, świat
zdążył już oszaleć
Etykiety:
wiersz
20 cze 2013
14 cze 2013
Kobieta - rzeka – recenzja tomiku „Toca” Magdaleny Gałkowskiej
Okładka drugiej
książki Magdaleny Gałkowskiej jest dość tajemnicza. Żeńska noga w obuwiu a obok
czarny stwór lub czworonożny przedmiot podobny do bezgłowego psa, wszystko
utopione w zimnym i wielkim błękicie. Tytułowa „Toca” była wodną torturą
stosowaną przez inkwizycję, w odróżnieniu od tortury chińskiej, bardziej
bolesną fizycznie niż psychicznie. Połykanie wody wraz z kawałkiem materiału
doprowadzało na koniec do silnego bólu, zadawanego przez kata jednym ruchem
ręki.
Tom
również wypełniony jest wodą – motywami rzeki, oceanem a także cierpieniem i
rozczarowaniem. Klimat tych tekstów jest dość niepokojący a chwilami mroczny,
nie przytłacza jednak czytelnika, gdyż pulsuje stałym, choć chłodnym tętnem. W
wierszach tych nieprzerwanie pojawia się kobieta, którą pomimo wspólnych cech,
nie można jednoznacznie określić i zakwalifikować. To kobieta – rzeka, która
jest zmienna i płynna, a przez to przemyka przez palce. Już pierwszy wiersz z
cytatem z Lady Lazarus Sylvii Plath, pt „kobieta ocean” wydaje się dobrym
mottem dla całości:
mam trzydzieści sześć lat, nie boję
się,/ kiedy przychodzą i przykładają usta./ mogą się zanurzyć (…) wyławiać ze
środka (…) patrzeć jak faluję rozgarniana rękoma (…) za wizyty płaci się ciałem
(…)a ja potrafię pieścić długo,/ aż do podskórnych wylewów (…)
Kobieta,
woda, ciało, słowo – to cztery elementy, jak cztery żywioły, wokół których zbudowany
jest świat w „Toce”. Również usta, jako część ciała, jakże znacząca w czasie
wodnej tortury, są co jakiś czas wypełniane, jak w wierszu „dieta”:
(…)z ustami wypchanymi mandarynką puszczam
/ soki zamiast korzeni (…)
także w tekście „ludzie
godziny ósmej”:
(…)
odpływam, doskonale obca,/ z ustami pełnymi błękitnego światła.
oraz w „stygmatach”:
(…)
brałam do ust ściągany przez rurkę mętny płyn,/ grzesząc, uczyłam się przełykać
(…)
Pomimo tego, podmiot
liryczny, wzorem Demostenesa, próbuje mówić (nie przemawiać ani krzyczeć),
jednocześnie stara się „nie lać wody”. Wiersze są bowiem zwięzłe, chwilami nawet
dość ascetyczne, z większą dbałością i pokorą wobec słowa, niż w debiucie.
Z
naczelnym wodnym motywem łączy się często motyw śmierci, jak w wierszu
„drzazga”, gdzie poetka pisze:
(…) krwi już nie ma, wsiąkła w ziemię,/ odpłynęła
do rzeki./ spławiamy nieumartych jak drewno,/ z biegiem, (…)
W
kolejnych tekstach przewija się podskórnym nurtem smutek a nawet rezygnacja i
zwrócenie się po ocalenie do „dżinu, który mieszka w butelkach”. Butelki, płyny i szkło – to kolejne słowa -
klucze związane znaczeniowo z głównym motywem. Kobieta, jak już wspomniałem,
jest w tych wierszach wieloznaczna. Zazwyczaj jest nim podmiot liryczny,
narrator opowieści a czasem są to obce osoby (a może emanacje podmiot
lirycznego, jego alternatywy, byty równoległe). Tak jak w „wierszu, który miał
mieć tytuł”:
(…) śniłam kobietę / z zaszytymi ustami,
mokrą i słoną. (…) woda ciemnieje, tracę pewność. (…)
albo w „wieży”:
(…) miasta, w którym kobiety oprawia się
/ jak ryby, nie potrzebują głosu,/ tylko ciał./ jest świeża, lecz nie pachnie,/
czysta, ale klei się do rąk./ dawno temu wyrwano jej język (…)
i ponownie w wierszu „ludzie godziny ósmej””
(…)kobiety
/ o przezroczystej skórze, piersiach pociętych / siatką niebieskich żyłek.
wyciągają chude ramiona,/ kuszą biodrami, wchodzą we mnie / jak ostre sople i
pokrywają szronem. (…)
Kim jest ta kobieta
(kobiety)? Strachami, wyobrażeniami a może jakąś nieokreśloną werbalnie obawą z
przyszłości lub przeszłości? Wydają się być zniekształcone i niewyraźne jak
świeżo skończony sen. Natomiast kobieta będąca podmiotem lirycznym deklaruje,
że nie chce być tylko ciałem, ale także chce posiadać głos, co można
potraktować także jako manifest feministyczny, proklamację własnego głosu
poetyckiego.
Toca jest także (a może przede
wszystkim) książką o miłości. Nie jest to jednak miłość filmowa, ani platoniczna,
ma w sobie dużo żywiołowości. W tekście „balon” autorka pisze:
(…) uprawiać miłość w każdym miejscu
tego domu,/ wypełnionego zapachem gojących się ciał.
Jest to miłość
cielesna i zmysłowa, nie pozbawiona jednak normalnej gry ciał i afektów.
Miłość, która jest oczekiwaniem, brakującym elementem do świata, aby rozwiać
rozczarowania, nadać mu większą jasność. Czasem jawi się jak przemawianie do
mężczyzny – być może bliskiego ideału, w który jednak nie wierzy. Nazywa go przecież
„chłopcem”, nakreślając nad nim swoją dojrzałość. Pisze o nim w „Dolnej
Wildzie”:
(…)
kochanek jest daleko,/ z zalanego morzem fragmentu lądu / pisze: zawsze
będę czekał. czekaj./ cierpliwy chłopcze,
aż przestanę dryfować,/ osiądę na mieliźnie albo rzucę kotwicę (…)
Innym
fundamentalnym motywem tego tomiku są słowa. W wierszu „delta” Gałkowska
zaznacza:
(…)
papier przesiąka i ciągnie / w stronę dna (…) w miejscu słów wciąż nie widać
ujścia.
zbliżony ton
znajdujemy w wierszu „światowy dzień
poezji”:
wiersze są jak drobne na dnie fontanny:(…)słowa
można wziąć w garść,/ rzucić i czekać,(…)
Zdania te można
potraktować jako wyraz pokory a zarazem cierpliwości, jak i bezradności wobec
słów, z których składa się poezja, komunikacja międzyludzka. Ze słowami często
trzeba walczyć, wyjmować z form ich dotychczasowe znaczenie, szlifować, układać
na nowo a pomimo tego, raz mogą posłużyć jako lekarstwo a innym razem jako
niebezpieczeństwo, jak w wierszu „gama”:
(…) zwalczam słowa / lęgnące się jak larwy, a
mogłabym przecież / oczyścić nimi ranę, patrzeć jak się wiją, / czekając na
efekt / muszę milczeć,/ duszę się, gdy podchodzą zbyt blisko.
Wracając jeszcze do motywu wody.
Zazwyczaj kojarzy się ona z życiem i rozkwitem. Tymczasem tutaj funkcjonuje
jako narzędzie tortury, choć nie jest tak zawsze. W wierszu „hidden” woda jest
czymś negatywnym, a jej odejście umożliwia połów:
(…) kobieta,(…) czeka do świtu, by łowić /
wraz z odpływem.
zarazem w „krótkiej
historii” rzeka jest uspokojeniem:
(…)za rzędami budynków jest rzeka./ wiem
o niej i to mnie uspokaja (…)
a w wierszu „balon”
okazuje się, że woda jest być może potencjalnym miejscem narodzin kobiety:
(…) mówisz / zapatrzony w wodę, jakbym właśnie
stamtąd / miała się wyłonić (…)
Czyli woda nie jest
taka zła? a może jest nośnikiem, łącznikiem lub pomostem? Może jest to także
nawiązanie do wiersza Phillipa Larkina „woda”:
Gdyby mnie powołano / Do wymyślenia
religii / Jej podstawą uczyniłbym wodę (…) Oparłbym całą liturgię / Na
symbolice przemoknięcia do nitki (…)
Przemoknięcie do
nitki może być metaforą lub nawiązaniem do dwóch żelaznych składników wodnej tortury
inkwizycji: wody i płótna.
Na wszystkich najważniejszych motywach
tej książki obraca się „jak najbardziej współczesny wiersz o miłości”:
(…) nie
złowimy nawet słowa (…) w tej chwili nic już nas / nie łączy. ale wciąż jestem
kobietą / twojego życia, więc opróżniam butelkę (…) zbuntowany / żołądek wysyła
wiadomość: nie panujesz / nad treścią
co nasuwa konkluzję,
że wszystko zamyka się w jedną nierozerwalną całość a wyjęcie choćby jednego
elementu, naruszy wyważoną konstrukcję zdań. Autorka nie byłaby jednak sobą,
gdyby w jakiś sposób nie storpedowała poważnego nastroju większości tekstów
zawartych w tomie. W „tryptyku rozpaczliwym” dokonuje swoistego podsumowania,
tak jakby otrzepała się z kurzu bitewnego, podliczyła straty i wraca do siebie,
ale w jakim nastroju?:
dziewczyna, która wczoraj była poetką, /
robi pranie (…) pani ekspoetka w głębokim kryzysie znów pali (…) po wszystkim /
głęboki oddech i czyszczenie paznokci.
Wiersz
zamykający, będący zarazem epilogiem, jest również najbardziej zbliżony klimatem,
werwą i temperamentem do tych z pierwszego tomu. „Toca” jest bardziej dojrzała,
poukładana i czasem wycyzelowana, że często trudno było wybrać odpowiedni fragment do cytatu, aby nie zdemontować
przekazu. Ciągły niepokój i silne, wyraziste puenty, konsekwencja ale i brak
szaleństwa. Nie bez kozery mówi się, że to drugi tom mówi więcej o poecie niż
pierwszy. „Tocę” odbieram jako rozprawienie się ze złudzeniami, przegląd
życiowych doświadczeń i określenie na mapie miejsca, w którym się aktualnie
poetka znajduje.
Gałkowskiej udało się w jakimś
zakresie zredefiniować skojarzenie kobiety z rzeką. Cytaty porównujące „piękną
kobietę do rzeki, w której toną mędrcy” a także, iż „kobieta jest jak rzeka –
im płytsza tym więcej mężczyzn potrafi utopić”, wydają się już niewystarczające
i dość trywialne. Kobieta – rzeka jest bardziej złożona i tajemnicza.
fragment wiersza Phillipa
Larkina – „Woda” w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka
Autorzy cytatów –
Seneka Młodszy oraz Andrzej Majewski
Magdalena Gałkowska –
„Toca”
Biblioteka
Współczesnej Poezji Polskiej „Zeszyty Poetyckie”. Gniezno 2012 r.
4 cze 2013
ścięcie śmierci (wersja V)
nie bój się, kończy się dobre. gdzieś za lasem
przed naszymi urodzinami pochowano śmierć
teraz poprowadzą autostradę. będzie szybciej
gdzie teraz jesteś? pod podłogą, pod podwórkiem
pod okiem, zaspanym lub roześmianym, napuchniętym
od beztroskiego otwierania w wodzie. popiół ze ściętej głowy
był ściółką placu zabaw. wtarł się jak maść w odciski
blizny w kolanach. nie wiedzieliśmy, że ciągniemy
ją jak inni na wózku, robiąc coraz węższe koła
ojciec powtarzał: nie siadaj między nogami umierającego
zasłoń lustra, nie wynoś oknem, nie zostawiaj na niedzielę
nie dawaj pieniędzy, spełniaj wszystkie zachcianki
wolisz kilka dni wśród ryb niż marzenie, że wyrosną ci płetwy
i popłyniesz do źródeł ciepłych jak ramiona matki? znalezieni
w torfie jak mumie pierwszych ludzi rozpoznają nas po treści
żołądków wypełnionych piaskiem. wcześniej każdy pójdzie sam
nad rzekę, gdzieś za lasem, przeżuje źdźbło, wypluje w nurt
poczeka aż zaczepi o półwysep, powiększając o milimetr
Etykiety:
wiersz
3 cze 2013
Cmentarz słów - recenzja tomiku "Nic" Janiny Barbary Sokołowskiej
Jednolicie biała okładka tomiku „Nic” autorstwa Janiny Barbary Sokołowskiej koreluje bardzo wyraźnie z jego tytułem. Nawet wielkość wykorzystanej czcionki zdaje się przewrotnie pomniejszać zawartość, co nie tylko rozbudza ciekawość czytelnika ale może wprawiać w pewien niepokój. Już pierwsze strofy wiersza rozpoczynające tomik prowadzą czytelnika w kierunku rozwiązania zagadki dotyczącej tytułu książki:
wiersz/przecież nie
potrafi nic zmienić/słowa- karły więc tylko papier (…) wiersz nic nie zmieni/nie zmieni nic. Można uznać te słowa za pewien manifest poetyckiej
bezradności albo przyznania, iż wiersze są zbyt słabym narzędziem i środkiem, a
sama poezja nie rozwiązuje problemów, nie naprawi ani nie zmieni rzeczywistości.
Czy tak jest naprawdę? Przywodzi to na myśl sprzeczną pozornie sentencję
Lukrecjusza: Nic nie powstaje z niczego. Zatem
na tytułowe „Nic” składa się wszystko to, z czym odbiorca poezji Sokołowskiej mógł
się spotkać we wcześniejszych wydawnictwach. Znajdziemy tu wiele dowodów na tak
postawioną tezę. W porównaniu do starszych wierszy więcej jest tutaj naturalizmu,
oznak nihilizmu i piętna śmierci, która wraca w reminiscencjach z dzieciństwa i
dotyczy wcześnie zmarłego ojca, a następnie dziadka, babć oraz siostry. Surowy
realizm i manifestacja pojawia się także w kolejnym tekście „bez pointy”:
(…) wychodzimy z
kamienia masztem do pionu/zlepieni porcją bagiennego błota/ namaszczeni strużką
krwi nad brwią/(…) wszystko musi iść w stronę północnego/nic (…) i nad pointą jedynej
zaczarowanej bajki.
Podobnie jak w
poprzednich książkach pojawiają się religijne inklinacje, które tutaj wydają
się być szczególnie wyraziste, z jednej strony nabierają ironicznego i
humorystycznego zabarwienia, a z drugiej – dotykają bolesnej warstwy istnienia
„tu i teraz”. Tak dzieje się np. w
wierszu „pobożne życzenie”:
jeśli stworzysz mnie
jeszcze raz/daj mi łuski syreny lub szorstką sierść kota (…)/byle nie
dżdżownicą/nie lubię szpadelka.
Czy choćby w wierszu „do anioła”:
(…) jakbyś nie
wiedział co ze mną uczynić/po pierwsze ty prowadzisz/po drugie wszystko o mnie
wiesz/przecież nie pytam/o drogę do raju.
Albo też w pozbawionym ironicznej nuty, refleksyjnym wierszu
„wiadomość z pralni”:
(…) nie chcę piór
bezkrwawego anioła/białych stóp jak u piętaszka/nawet w chlebie pojawia się
nóż/w końcu wiem od czego ten kwitek z pralni/znaleziony w trumnie w garniturze
dziadka.
W tomiku przeważa ten drugi, jakby bardziej
zrezygnowany sposób wyrażania relacji i kontaktu z Bogiem, gdzie autorka
stwierdza, że już nie walczy mała i
spalona jak piasek pustynny, lecz
chwilę później deklaruje, że zawiśnie na
krzyżu/za krzywe lustra za siebie za ciebie za nich.
Szerokie spektrum skrajnych zachowań
wyraża głęboką niepewność we własną kondycję, zwłaszcza gdyby utraciło się
tarczę wykutą ze słów. Podmiot liryczny uzmysławia sobie znikomość i marność,
powolne zbliżanie się do kresu życia, ale równocześnie wie, że ma jeszcze coś
do zrobienia, chce czegoś dokonać, poświęcić się komuś lub czemuś. Reminiscencje
z dzieciństwa, które jest jedno i zawsze
ostatnie, jest – z jednej strony ucieczką w beztroskie lata, a z drugiej – gorzkim dzieciństwem związanym z
tragiczną śmiercią ojca, natomiast sam wiersz nie przynosi jednoznacznej oceny i
pozostawia czytelnika samego. Autorka jakby chciała założyć nierozerwalną klamrę
między doświadczeniem młodych lat, jego przełożeniem na późniejsze losy, a obecnym
dorobkiem doświadczeń. Takie akordy pojawiają się w „opowieści o ciszy”, gdzie
w oparach gnilnego zapachu liści oraz nocy
wdeptanej w gliniastą ziemię
pojawiają się obok siebie dwa białe
wróble wykąpane w śnieżnych liliach, bliscy, którzy odeszli bez swoich amuletów:
czapki leninówki, amerykańskiej spinki, czy też zwiewnej apaszki. Wydźwięk tych
wersów wskazuje, że owe przedmioty codziennego użytku urastają do rangi
„czegoś” i są w opozycji do tytułowego „nic”.
„Nic”
jest zresztą swoistym leitmotivem, który pojawia się w wielu puentach.
Stwierdzone przez autorkę wszędzie wszystko
nic; ma to do siebie że nic więcej
nie ma/nawet nic/do stracenia. W tekstach „nic” jest wszechobecne,
reasumując paradoksalnie, iż nawet nic/nie
jest trwałe. Stosując ten zabieg można odnieść wrażenie, że Sokołowska
dokonuje pewnej dekonstrukcji zawartych w tekstach wartości, niwelując nadzieję
albo przyjmując postawę realistyczną, tożsamą z manifestem sygnalizowanym na początku
książki. Taka konstatacja zamykająca tomik sprawia, że całość można odczytać
dwuznacznie.
Poetka
nie ogranicza się jednak do jednego manifestu. W wierszu „przyjdzie czas” po
kolei wzywa umarłe drzewa, zwierzęta,
ryby, aby w końcu oznajmić:
(…)
kiedyś zawołam wszystkich umarłych poetów/z chorobą długopisów – śmiertelną/przyjdą
tutaj buszujący w niebieskim puchu/z konieczności/zapomnimy o bólu.
Wbrew pozorom, to rzadka
sytuacja w tej poezji, gdzie podmiot liryczny stara się przełamać niemoc i
nawoływać z romantyczną pasją. Z drugiej strony, trudno oprzeć się wrażeniu, iż
najważniejszy jest tutaj człowiek. Człowiek, który jest podstawą rzeczy a
wszystkie motywy i treści wydają się być tylko narzędziem, pretekstem i podłożem,
aby dowieść słów Cycerona, iż nic
człowiekowi nie wydaje się piękniejsze niż człowiek.
Jak więc w tym
uniwersum znaczeń i tropów umieścić podmiot liryczny? Najlepszą chyba wykładnię
odnajdziemy w wierszu „imiona”:
każdego
dnia nadaje mi nowe imię/świt/dzisiaj jestem pestką.
Autorka nie ma zatem
jednej twarzy ani jednego imienia, jest kameleonem, który zmienia barwy w
zależności od okoliczności, ale nie jest też oportunistką. Stara się raczej być
obiektywnym obserwatorem, twardym jądrem owocu jakim jest pestka, który
możliwie najdotkliwiej przekaże prawdę słowami, tak przecież niedoskonałymi i bezradnymi.
Zestaw wierszy zawartych w „Nic”
jest zbiorem bodaj najbardziej osobistych tekstów Janiny Barbary Sokołowskiej,
jakie miałem okazję przeczytać. Jakby potwierdzeniem całości wywodu jest tekst „cmentarz
słów”:
nigdy/nie pisz
wierszy dla innych/dla bogatego snoba przebiegłej karierowiczki/nawet dla serca
wyciekającego śliną (…) kalekie słowa wiercą dziurę w chmurach (…)
Są to słowa bardzo kategoryczne wypowiedziane przez osobę
doświadczoną i świadomą ich wagi, gdyż poetka nie pisze pod tak zwaną
„publikę”, lecz dla własnego oczyszczenia. Później z pestki przemienia się w
małż o twardej skorupie i miękkim wnętrzu, pisząc:
w tym gęstym morzu
wierszy (…) faluję na zmarszczonej powierzchni/wewnątrz buduję dla siebie mały
domek/z perły/wkrótce wypłynę nim na środek.
Czy tymi słowami chciałaby powiedzieć czytelnikowi, że chce
się schować, odciąć od świata zewnętrznego? A może jest to dojście do pewnej
granicy ekshibicjonizmu, który uprawia przecież każdy poeta.
„Nic” jest książką bardzo surową w nastroju,
pełną nieokreślonego do końca zagrożenia. Nie wiadomo czy jest to wyraz
kapitulacji czy może rekapitulacji dotychczasowego życia i doświadczeń,
zakończenie jakiegoś etapu albo też zamknięcie cyklu, bo przecież nic nasuwa na myśl nicość. Nieliczne
przykłady ironii i humoru nie rozwiewają wcale ponurych mgieł zawieszonych
między wersami. Tytułowe „Nic” odbieram jako opozycję do „Wszystko”.
Przeczytane teksty zawarte w tomiku nasunęły mi pewną analogię do krótkometrażowego
filmu „Podróż” Daniela Szczechury – życie jako oczekiwanie, ciągła i monotonna
podróż w czasie, podczas której zmienia się jedynie krajobraz za oknem. A
docierając do celu, musimy niebawem wracać do początku. Książka Janiny Barbary
Sokołowskiej ma chłodny wydźwięk i dominuje w niej ponury klimat. Czy zatem
wszystko pozostawić w rękach Opatrzności i zdać się na łaskę a może na fatum?
Zakończę słowami jednego z wierszy kończącego przedstawiany tomik „wola twoja”:
to nic – powtarzasz –
jakoś to będzie/wola twoja panie (…) na niebie z kości.
Janina Barbara Sokołowska, Nic, Advert Studio, Chorzów
2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)