13 sie 2012

„Nie wiem co się stało”


To najczęstsza obrona naszych faworytów na Igrzyska a zarazem niedoszłych medalistów. Jeden po nieudanych kwalifikacjach zażądał kary a drugi chciał rzucić się z Big Bena do Tamizy. Naprawdę szkoda, że takiego poświęcenia nie wykazywali podczas startów. Ja także nie wiem co się stało, że Węgry i Czechy mające około 10 mln ludności zdobywają odpowiednio osiem i cztery złote medale. Odniosłem niepokojące wrażenie, że wielu uznaje, że w tych najważniejszych zawodach najistotniejsza jest siła mięśni czy gibkość, tymczasem głowa to tylko dodatek drugiej kategorii. Nasz kajakarz (aktualny Mistrz Świata i Europy) zdobywając swoje tytuły pływał sobie spokojnie, bo nikt go nie nagabywał, nikt nie widział w nim faworyta a transmisji w jego zwycięstw nigdzie nie dało się uświadczyć. Gdy przyszły Igrzyska spalił się jak na panewce i dodał zamroczony klęską, że woda była za ciężka.  Gdzie zatem tkwi problem, że kolejne Igrzyska przynoszą coraz słabsze rezultaty? Z jednej strony są związki sportowe, które po części tkwią jeszcze w czasach PRL a działacze wożą się za publiczne pieniądze po całym świecie i wciąż nie potrafią zrozumieć, że to oni są dla sportowców a nie sportowcy dla nich (przykład ze związku podnoszenia ciężarów). Z drugiej strony, dzieci i młodzież nie garną się do sportu, szczególnie do takiego, gdzie trzeba wykazać się siłą, konsekwencją i charakterem. Mam tutaj na myśli nasze czołowe niegdyś dyscypliny jak boks, zapasy czy szermierka. Honor tych dyscyplin uratował „prawdziwek” Janikowski, który gdyby była taka potrzeba wyplułby zęby na macie. Może jednak nie powinienem się dziwić, że jeśli początkujący zawodnik przyjdzie do klubu, który wygląda trochę tak, jakby czas zatrzymał się w latach 70. lub 80. zeszłego wieku a za biurkiem siedzi działacz, który niespecjalnie rozumie słowa marketing, zarządzanie i public relations, to szuka przestraszonym wzrokiem wyjścia awaryjnego. Za moich młodych czasów graliśmy w piłkę, ile się tylko dało i gdzie się tylko dało, potem przyszła krótka moda na baseball a teraz…sporadycznie paru nastolatków pokopie piłkę pod blokiem.  Jak tak dalej pójdzie to w Rio będziemy się cieszyć z pięciu medali a złoto będzie na wagę…złota.
Zarazem muszę napisać, ze rozczarowałem się trochę judo i nie chodzi tutaj już o wyniki naszych sportowców w tej dyscyplinie ale ogólnie  Nie może być tak, że w dyscyplinie olimpijskiej na wynik starcia tak duży wpływ mogę mieć sędziowie. Ponadto nie rozumiem, jak o zwycięstwie lub porażce mogą decydować dwie kary shido za pasywność? Może wziąć przykład z zapasów i wymyślić jakiś chwyt lub sprowadzenie przeciwnika do parteru?  Niech o wyniku zdecyduje rywalizacja a nie widzimisię sędziów, tym bardziej, że ich ocena jest zapewne bardzo subiektywna a medal można w jednej chwili przyznać a po chwili go odebrać (przykład naszego judoki).
Na koniec jeszcze słowo o naszych siatkarzach. Nie dość, że forma przyszła za szybko, nie dość, że część z nich wyraźnie się spaliła psychicznie to dodatkowo media z lubością podbijały bębenek, pytając w wywiadach każdego fachowca (jak i nie fachowca) – To co, będzie złoto? To już nie było nawet irytujące…